Proces tzw. kanibali z Łaska. Usłyszał wyrok 25 lat więzienia
Zapadł wyrok ws. rzekomych kanibali z Łaska. Pięciu znajomych miało porwać, a później poćwiartować, upiec i zjeść fragmenty ciała mężczyzny, którego tożsamości nigdy nie ustalono. Główny oskarżony Robert Majcher został uznany winnym zabójstwa i skazany na 25 lat więzienia. - To jest jedna wielka bzdura – mówi w rozmowie z Interwencją. Jego pełnomocnicy zapowiedzieli apelację.
Łasko – niewielka wieś w województwie zachodniopomorskim. Zdaniem śledczych, swój początek miała tu jedna z najbardziej przerażających zbrodni w historii Polski. Dziewiętnaście lat temu, w nieistniejącym już barze spotkać miało się pięciu znajomych z sąsiedniej wsi. Wśród nich, 26-letni wówczas Robert Majcher.
Wszystko miało wydarzyć się w 2002 roku. Nie wiadomo kiedy dokładnie. Zdaniem śledczych – między kwietniem a październikiem. Pan Robert i jego czterej znajomi mieli wówczas spotkać w barze jakiegoś mężczyznę. Potem, porwać go i wywieźć nad oddalone o 30 kilometrów jezioro.
- Nigdy nie byłem w tym barze, dla mnie to jest niewiedza i po prostu coś, co mi się zarzuca, a niestety ja tam nigdy nie byłem – utrzymuje Sylwester Buczek, jeden z oskarżonych o zabójstwo.
Szokująca karta zgonu. Lekarz nie chciał… kłopotów z ubezpieczycielem
- To jest jedna wielka bzdura. Nigdy czegoś takiego tutaj nie było. Rzekomo mieliśmy pojechać nad jezioro Tarpanem Zbigniewa B. – opowiada Robert Majcher.
- Po wyjściu ze śledczego pierwszy raz dopiero z nim samochodem jechałem. Znaliśmy się, ale nigdy wcześniej samochodem nie jechaliśmy – zaznacza kolejny z oskarżonych Janusz Sz.
- Nad jeziorem nieżyjący już Zbigniew B. miał rzucić się ze sporym nożem na ofiarę, poderżnąć gardło, że aż niemal odciął głowę. Ktoś miał rzucić pomysł, by zjeść to ciało. Pokroili na kawałki i nadziewali na patyki tak, jak to się robi na ognisku, jak się nadziewa kiełbasę. Zjedzenie wspólne ciała ofiary miało związać całą ekipę tajemnicą milczenia – mówi Jarosław Miłkowski, dziennikarz „Gazety Lubuskiej”.
- Upływ czasu spowodował niemożność ustalenia wielu elementów. Gdyby sprawa zaczęła się po miesiącu, pewnie byłoby zupełnie inaczej, ale zdarzyła się jednak po wielu, wielu latach. Jeden z oskarżonych mówił – stałem przerażony i płakałem. Nie chciałem jeść. To powiedzieli mi, że jak nie będę chciał jeść, to sam trafię na ruszta! Część tego mięsa zabrano na powrót do wsi. Mój klient chciał to mięso przekazać sąsiadowi, twierdząc, że to jest mięso królika – dodaje Jerzy Synowiec – obrońca Rafała O., który przed prokuratorem przyznał się do udziału w zbrodni. Podczas procesu odmówił jednak składania zeznań.
Sprawa zbrodni miała pozostawać tajemnicą przez 15 lat. W 2017 roku, zmarł jeden z rzekomo zamieszanych w nią mężczyzn. 50-letni Zbigniew B. Mężczyzna z problemem alkoholowym. Od dłuższego czasu leczący się psychiatrycznie.
Luksus, dzieła sztuki i nazwiska z pierwszych stron gazet. Oszustki szukają w 190 krajach
- Opowiadał, że UFO widział, a potem na tle religijnym też dużo rzeczy. Na przykład, że jest apostołem Piotrem, że się wybiera do Nieba i mojego męża też zabierze – tłumaczy Katarzyna Andrzejczak, siostra Zbigniewa B.
- Twierdził, że zastępcą Chrystusa jest, on drugi po Bogu, Miał stwierdzoną schizofrenię – dodaje matka Zbigniewa B.
Po śmierci pana Zbigniewa, policjanci otrzymali tajemniczego maila. Autor napisał w nim, że brał udział w potwornej zbrodni. Z imienia i nazwiska wymienił jej wszystkich rzekomych współuczestników. Podpisał się jako... nieżyjący Zbigniew B.
- Niby miało być tych listów więcej, każdy z nich kończył się słowami „ciąg dalszy nastąpi”. Tak jakby ktoś sobie dopisywał jakiś scenariusz… - ocenia Zofia Majcher, matka Roberta Majchera.
- Chociaż byśmy go zabili, nie? Nie ma nawet, k****, przepraszam, że tak mówię, nie ma nawet słowa o zaginięciu człowieka. O nikim nie ma! To co oni szukają? – pyta Janusz Sz., jeden z oskarżonych o zabójstwo.
Zmarł po starciu z zawodnikiem MMA. Wyrok tylko na papierze
- Jezioro było ponoć dwa razy przeszukiwane. Jakąś czaszkę znaleźli z II wojny światowej, kobiety, tak coś tam pisali. Nic poza tym – mówi Robert Majcher.
Po otrzymaniu maila, śledczy założyli jeszcze podejrzewanym wówczas mężczyznom podsłuch w telefonach. To zapis jednej z rozmów Roberta Majchera i Janusza Sz.:
- Jakby ktoś do ciebie dzwonił.
- No...
- Na przykład policja, czy coś…
- No…
- To mów, że nigdzie nie bylim. (…) Bo jakiś k**** czubek im wysłał emalia z informacją, że to od Zbyszka B.
- Może zza grobu…
- Może mu pożyczyli Wi-Fi, k****. (…) Żebyś nie powiedział czasami, żebyś gafy nie strzelił, że bylim kiedyś na przejażdżce.
- Mieliśmy tam wypadek raz pod Barlinkiem… I w zasadzie o tym rozmawialiśmy, o tym, żeby tam nikomu nie mówić – twierdzi Robert Majcher.
- Ja nigdy w życiu nie byłem nad tym jeziorem, dopiero z policją – dodaje Janusz Sz.
Śledczy potraktowali anonimowy donos bardzo poważnie. Oprócz podsłuchów w telefonach, zainstalowali również podsłuch w domu Rafała O. - upośledzonego umysłowo alkoholika. Podczas libacji opowiadał on swoim kompanom o masakrze, której rzekomo przed laty był świadkiem. Potem, swoją opowieść potwierdził również do protokołu.
To fragment stenogramu z rozmowy podsłuchanej w domu Rafała O.:
- Ja patrzę, krew bryzga, k****, ten mu łeb tnie, k****. By cię ch** strzelił.
- Przestań żartować. (…)
- Płakałem jak dziecko. Opluli go k****, smażyli na tym ognisku. Ja mówię, nic k**** nie będę jadł. No, gdzie człowieka jeść?
Odcięli gaz w kamienicy. "To może potrwać trzy miesiące"
- Jest przerażony, płacze, po czym je pod przymusem kawałek ciała. I on twierdzi, że to jest wszystko i ja mu wierzę – zapewnia Jerzy Synowiec, obrońca Rafała O.
Rafał O. nie chciał z nami rozmawiać.
- Dziwne jest to, że Rafał O., skoro zna takie szczegóły, pokazuje na wizjach lokalnych, gdzie co było, a nie potrafi podać rysopisu tego człowieka – zaznacza Nikola Czyżak, córka Roberta Majchera.
W październiku 2017 roku, wymienionych w donosie mężczyzn aresztowano. Prokuratura postawiła im zarzut zabójstwa oraz zbezczeszczenia zwłok. Większość z nich spędziła za kratami półtora roku. Pan Robert – prawie cztery lata. Później sąd wypuścił pana Roberta na wolność.
- Nie ma to żadnego sensu, ani logiki tutaj nie ma – komentuje Robert Majcher.
W lutym tego roku rozpoczął się proces. Rafał O., na którego zeznaniach oparł się prokurator, odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. Pozostali oskarżeni nie przyznali się do winy. Kilka dni temu, w sprawie zapadł długo wyczekiwany wyrok.
Z każdym rokiem przybywa grobów. Jeden tuż za oknem
Robert Majcher został skazany na 25 lat więzienia. Pozostałych mężczyzn uniewinniono. Sąd stwierdził, że nie są winni zabójstwa, a zarzuty zbezczeszczenia zwłok już się przedawniły. Pan Robert i jego bliscy zapowiedzieli apelację.
- To jest największa głupota, jaką w życiu słyszałem – mówi Robert Majcher, gdy pytamy, czy kiedykolwiek jadł ludzkie mięso.
- Wyrok jest kuriozalny. Sąd wydaje się nie być pewnym do końca swojej decyzji i tego, czy ona się w apelacji utrzyma – przekazała mediom po rozprawie Monika Widacka, pełnomocnik Roberta Majchera, zwracając uwagę, że pan Robert pozostaje na wolności, bo środek zapobiegawczy wobec niego nie został zmieniony.