Deszcze zmorą mieszkańców. Woda nie wsiąka w ziemię
Wystarczą dwa dni deszczu, by ogród Ewy Skowrońskiej spod Gniezna został… zatopiony. Jej sąsiad po ulewach ma w ogrodzie "basen" i używa pomp, by pozbyć się wody. Podobny problem mają też inni mieszkańcy kilkuletniego osiedla. Wskazują na brak odpowiednich drenaży i zbyt dużo gliny w ziemi, na której deweloper postawił osiedle. Ten nie poczuwa się do odpowiedzialności.
Pani Ewa marzyła, żeby z rodziną zamieszkać we własnym domu. Trzy lata temu kupiła niewielki bliźniak niedaleko Gniezna. Niedługo po zamieszkaniu zaczęły się problemy: niewielki ogród pani Ewy zaczął być zatapiany.
- Wystarczą normalne opady, żeby nie móc korzystać z ogrodu, nie daj Boże dwudniowe, to już wtedy pływamy. Nie ma mowy, żeby korzystać z ogrodu, dopóki ta woda nie wyparuje, bo ona nie wsiąka – mówi Ewa Skowrońska.
Mogielnica. Nie wstaje z łóżka, w mieszkaniu strach mieszkać
Sąsiad pani Ewy - pan Dimitri - po deszczach ma w swoim ogrodzie… basen. Wodę musi wypompowywać na drogę.
- Przez ekstremalne zalania byłem zmuszony wziąć urlop, wypożyczyć pompę i wodę wypompowywać. Nie było innej rady, to by nie wyschło. Grunt, na jakim deweloper wybudował osiedle, jest gliniasty i on jest nieprzepuszczalny. Nie ma nawet jak zrobić własnego drenażu i się podłączyć – twierdzi Dimitri Piechocki.
Mieszkańcy postanowili interweniować u dewelopera, który osiedle wybudował. Ale ten do winy się nie poczuwa i postanowił spółkę zlikwidować.
- Pierwsza reklamacja została wysłana w czerwcu, dwa lata temu. To by rok 2019. Deweloper nie odpowiedział na to, zrzuca na konieczność odprowadzenia wód opadowych z dachu. My jesteśmy w czarnym punkcie, bez wyjścia, bo nie mamy gdzie odprowadzić tej wody. Możemy ją wpuścić w glebę, a ona będzie wybijać, bo nie ma żadnej sieci kanalizacji deszczowej na osiedlu i ona nie odpłynie. Nie ma żadnego drenażu położonego, żeby ta woda mogła odpływać – tłumaczy Ewa Skowrońska.
Lublin. Szpital odesłał do domu. Ksawery zmarł cztery godziny później
Inna mieszkanka osiedla zwraca uwagę, że „trzeba było sprowadzać specjalne pompy, bo wody było tak dużo, że nie było jak jej odprowadzić”. - W zimę mąż, zamiast bawić się z dziećmi i lepić bałwany, to wywoził śnieg przyczepami. Na razie jesteśmy młodzi, ale co będzie za kilka lat - podkreśla.
- Deweloper, jak zaczęły się robić tutaj problemy od mieszkańców, zgłosił likwidację firmy, przerzucił część domów, które nie były jeszcze sprzedane, do innej spółki. Pięć kilometrów w stronę Gniezna buduje inne osiedle – mówi mieszkaniec osiedla.
Okazuje, że niedaleko budowane jest nowe osiedle. Mimo że na banerze jest adres internetowy dewelopera, domy buduje już inna spółka.
- Na szyldzie widnieje i logo spółki, i ta sama nazwa, jednak na potrzeby budowy deweloper założył spółkę pod inną nazwą. Reklamuje się pod starą – mówi Ewa Skowrońska.
Grzyb i brak łazienek, a czynsz w górę nawet o dwieście procent
Jak się okazuje, adres dewelopera i nowej spółki jest ten sam. Idziemy, by poprosić o komentarz w tej sprawie.
- Ja jestem tylko informatykiem w tej firmie, tu jest dużo firm, musi pani do góry iść i proszę się tam spytać. Oni tam wynajmują – mówi spotkany w biurze mężczyzna.
Na górze słyszymy, że to jednak na dole znajduje się biuro dewelopera. Kiedy razem z ekipą schodzimy na parter, okazuje się, że „informatyk” właśnie zamknął biuro i odjechał…
To fragment rozmowy telefonicznej z przedstawicielem nowej spółki:
Dlaczego Osiedle N. widnieje na stronie firmy?
To nie do mnie pytanie.
A czy może pan przekazać mi numer telefonu do kogoś, komu mogę zadać te pytania?
Nie mogę pani przekazać.
Na banerze przy osiedlu N. też jest adres firmy.
Bo to jest przekierowanie. Osiedle N. to jest inna firma.
Jest jedynym opiekunem prawnym dzieci. 500+ nie dostaje!
- Być może po takim programie deweloper poczuje się do odpowiedzialności i usunie wadę z naszych nieruchomości – zastanawia się Ewa Skowrońska.
* Po realizacji reportażu dostaliśmy e-mail od pełnomocnika dewelopera, w którym pisze m.in.: