Kuźnica. Migranci przy granicy. Co czują okoliczni mieszkańcy?

Nagły napływ potężnej grupy migrantów przy przejściu granicznym w Kuźnicy budzi niepokój okolicznych mieszkańców. Sytuację potęguje widok ciężarówek z żołnierzami czy wojskowego śmigłowca. Sprawdziliśmy, jak wygląda życie przy granicy po zaostrzeniu kryzysu migracyjnego.

8 listopada w kierunku polsko-białoruskiego przejścia granicznego w Kuźnicy ruszyły duże grupy migrantów przebywające na terytorium Białorusi. Na nagraniach zamieszczanych w internecie widać tłumy ludzi idących od strony Grodna, później grupa zebrała się niedaleko płotu oddzielającego oba państwa. Mówiono o kilku tysiącach osób.

- To, co się dzieje na granicy, my tego bezpośrednio nie oglądamy. Nie mamy możliwości nawet tam dotarcia. To jest zabezpieczone przez służby graniczne – powiedział nam Paweł Mikłasz, wójt Kuźnicy.

Zaniepokojeni sytuacją byli mieszkańcy Kuźnicy i okolicznych wsi. Duża część z nich została w domach, rodzice odbierali dzieci ze szkoły.

Deszcze zmorą mieszkańców. Woda nie wsiąka w ziemię

- Ale to był ten incydent, poniedziałek, przez to zdarzenie. To jest zrozumiałe i normalne. Wśród mieszkańców jest taka delikatna obawa, niepokój powstał. Ale my jesteśmy w sumie przyzwyczajeni do życia w strefie przygranicznej – zaznaczył wójt Mikłasz.

- Ja to nawet o tym zagrożeniu nie myślę. Tam syn jest w Kuźnicy, to czasami dzwonię, pytam. On mówi, że u nich też tam cichutko. Choć słychać jak tam strzelają, czy hałasują, bo on tam blisko granicy – przekazała jedna z mieszkanek przygranicznej miejscowości.

Dziś grupa migrantów nie jest w tym miejscu tak liczna jak kilka dni temu. Gdzie nagle podziało się parę tysięcy osób? Zdaniem ludzi mieszkających przy granicy, przemieścili się na południe od Kuźnicy. I tam próbują dostać się do Polski.

- Siedzę, jem śniadanie i widzę przed głównymi drzwiami do domu stoi jakiś człowiek. Za chwilkę podeszła do niego żona i małe, 6-letnie dziecko. Mówił, że był prześladowany, że czternaście dni błąkają się po lasach. „My nic nie chcemy. Po prostu chcemy tylko spokojnie żyć, żeby nasze dzieci mogły się uczyć” – opowiadał mężczyzna, który mieszka niedaleko przejścia granicznego.

Stolarz znika z zaliczkami. Rzesza oszukanych

Na grupy migrantów trafiają nie tylko mieszkańcy przygranicznych miejscowości. Na nagraniach widzimy osoby zatrzymane przez straż graniczną. Na miejscu byli też aktywiści Grupy Granica i media.

- Przylecieliśmy do Mińska, spędziliśmy około tygodnia w lesie, po Białoruskiej stronie. W końcu wojsko białoruskie otworzyło drut kolczasty i przepuściło nas na polską stronę. Białorusini traktowali nas bardzo źle, bili nas, zabierali nam rzeczy, zabrali nam wszystkie pieniądze – relacjonowali migranci napotkani przez aktywistów w lesie.

- Teraz to już ich trochę mniej po tych wsiach. Przecież oni po piwnicach, po stodołach się kryli. U mnie akurat nie, ale u sąsiada to tak. Nakarmił i kazał iść dalej – powiedział pan Zdzisław, mieszkaniec Gródka.

- Bliżej Hajnówki, Puszczy Białowieskiej, tam przychodzili na podwórko, pieniądze pokazywali, ale się nie dogadają. Mówili: Germany, żeby zawieźć. Ale kto to będzie ryzykował i powiezie? – dodał pan Mikołaj, mieszkaniec Gródka.

Mogielnica. Nie wstaje z łóżka, w mieszkaniu strach mieszkać

Mobilizują się też żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej i uspokajają mieszkańców. O migrantach mówią, że ci, których spotykają w lasach, zachowują się spokojnie. W trakcie patroli często trafiają na opuszczone koczowiska. Znajdują ubrania, śpiwory, dokumenty.

- Do tej pory niebezpieczne sytuacje podczas patroli się nie zdarzały. To ludzie stąd, działają na swoim terenie i wspierają swoje społeczności, swoich sąsiadów – powiedział porucznik Bronisław Gajewski z Wojsk Obrony Terytorialnej.

Parę dni temu niedaleko Kuźnicy, przy granicy strefy objętej stanem wyjątkowym pojawili się też niemieccy aktywiści. Chcieli część migrantów zabrać ze sobą do Niemiec.

- My właściwie próbujemy dostać się do granicy, bo wiemy, że ludzie tam czekają. Są w niebezpieczeństwie, grozi im śmierć głodowa albo zamarznięcie, więc przyjechaliśmy, żeby zabrać ich w bezpieczne miejsce – wyjaśniali.

Lublin. Szpital odesłał do domu. Ksawery zmarł cztery godziny później

- Chcemy wysłać znak solidarności z Polską i jej obywatelami. Uważamy, że jest to ważne, żeby nie zostawiać Polski samej w tej sytuacji. A stawianie murów i płotów nie jest rozwiązaniem kryzysu humanitarnego – dodali.

Ale aktywistów z Niemiec do strefy objętej stanem wyjątkowym nie wpuszczono. Migranci, którzy przekraczają granicę z Polską, często szukają drogi na zachód Europy. Czasami zmarznięci chcą wrócić na Białoruś. I najczęściej taki powrót też nie jest możliwy.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX