Amputacja nogi. Obwinia lekarzy
Józef Bednarek kilka lat temu doznał otwartego złamania pięty w lewej nodze. Mężczyzna przeszedł operację, a lekarze zapewniali go, że zabieg się udał. Po kilku miesiącach zaczęły się pierwsze komplikacje. Mimo że pan Józef przeszedł już cztery operacje, jego stan ciągle się pogarsza. Dziś mężczyzna nie jest w stanie wyjść z domu.
Józef Bednarek ma 58 lat, mieszka w Łodzi. Jeszcze pięć lat temu był osobą aktywną, opiekował się wnukami, chodził po górach. 5 sierpnia 2016 roku, na działce rekreacyjnej, doszło do nieszczęśliwego wypadku.
- Chciałem zerwać śliwkę. No i wtedy drabina zapadła się, a było niecałe 1,5 metra. Spadłem, a jeszcze byłem w butach roboczych i nie wiem jak to się stało. “Odpadła” mi pięta - wyjaśnia pan Józef Bednarek.
Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację.
Mogielnica. Nie wstaje z łóżka, w mieszkaniu strach mieszkać
- Pani pielęgniarka mówiła, żeby się nie martwić, żeby nie płakać, bo mąż trafił w dobre ręce, że będzie wszystko w porządku - mówi Dorota Bednarek, żona pana Józefa.
- Pierwsze chwile były dla mnie ciężkie. Lekarz obiecywał, że będzie wszystko dobrze, że będę mógł chodzić. No niestety, chodziłem niecałe trzy, cztery miesiące. Później pojawiły się problemy - noga zaczęła się “kłaść” z powrotem. Cała pięta, która powinna stać prosto, to kładzie się na boki - tłumaczy pan Józef.
Od 2016 roku mężczyzna przeszedł już cztery operacje. Połamaną stopę składano i czyszczono ranę, ale pan Józef czuje się dziś gorzej niż na początku leczenia. Chodzi o kulach, a na zdjęciach rentgenowskich widać, że kości nie zrosły się prawidłowo.
- Chodziliśmy od szpitala do szpitala i prosiliśmy, żeby nam ktoś złożył inaczej tę nogę. Ale nam odmawiali. Mają naprawić tam, gdzie spieprzyli. Po prostu tak dosłownie nam mówili, że po kolegach nie będą naprawiać - twierdzi żona pana Józefa.
Lublin. Szpital odesłał do domu. Ksawery zmarł cztery godziny później
Z relacji pana Józefa wynika, że po kolejnym zabiegu, z rany pooperacyjnej przez wiele tygodni sączyła się ciecz. Mimo to, na czas nie zlecono badania w celu wykluczenia zakażenia. Mężczyzna zrobił je na własną rękę i wtedy dowiedział się, że rana jest zakażona. Po pięciu latach leczenia, zdecydował się na prywatne konsultacje u innego lekarza.
Okazało się, że sytuacja jest poważna, a mężczyznę czeka amputacji nogi.
- Zrobiliśmy wszystkie badania. Lekarz spojrzał tylko i mówi: ta kość nie nadaje się nawet do ratowania już. Tu jest tylko jedno wyjście - amputacja - relacjonuje pan Józef.
- Nie wyobrażam sobie takiego scenariusza, ale trzeba się do tego przyzwyczaić. To jest wielki ból i rozpacz, że nie pomogliśmy wcześniej. Że nie miałam siły, żeby mu pomóc - mówi Weronika Bednarek, córka pana Józefa.
Szpital, który leczył pana Józefa zapytaliśmy o dwie sprawy. Dlaczego od razu nie zbadano rany pooperacyjnej w kierunku zakażenia i czy lekarze czują się odpowiedzialni za to, że nogę pacjenta będzie trzeba amputować?
Mimo alarmującej saturacji, nie zabrali do szpitala
Przed emisją reportażu, od władz szpitala otrzymaliśmy oświadczenie. Zdaniem lekarzy nie popełnili oni błędu. Złamanie było skomplikowane, a zakażenie miało być wynikiem niedostatecznej higieny.
O komentarz w sprawie pana Józefa poprosiliśmy Rzecznika Praw Pacjenta.
- Szpital może odmówić wykonania określonej procedury medycznej, zabiegu, co do zasady tylko w przypadku, kiedy pacjent do takiej procedury się nie kwalifikuje ze względów medycznych. To pacjent wybiera, w którym szpitalu chce się leczyć. Ma do tego prawo, nie ma tutaj żadnej rejonizacji - tłumaczy Paweł Grzesiewski z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
- Ten opis, z którym ja się zapoznałem faktycznie budzi wątpliwości. Ponieważ pacjent od lat jest leczony, miał czterokrotnie wykonywane zabiegi operacyjne. I tak, pacjent może w takiej sytuacji starać się o odszkodowanie - dodaje Grzesiewski.
- W nocy momentami nie mogę spać z bólu. Kiedyś miałem nawet ochotę zejść do piwnicy, wziąć siekierę i odciąć tę nogę. Może wtedy przestałaby mnie boleć - kończy pan Józef.