Kupili dom. Wkrótce mogą zostać bez dachu nad głową
Pan Andrzej z żoną za oszczędności całego życia kupili wymarzony dom. Ich radość nie trwała jednak długo. Szybko okazało się, że tak naprawdę nie kupili domu, a jedynie mieszkanie. To jednak nie koniec problemów. Budynek został zbudowany niezgodnie z pozwoleniem na budowę i istnieje zagrożenie katastrofą budowlaną. Wkrótce małżeństwo może zostać bez dachu nad głową.
Trzy lata temu 68-letni pan Andrzej z żoną za oszczędności całego życia kupili wart 350 tys. zł dom w zabudowie bliźniaczej. Całość z umeblowaniem i wykończeniem wyniosła go prawie 700 tys. zł. Dość szybko po zakupie okazało się jednak, że istnieje pewien problem.
- Mieliśmy swoje oszczędności, żona sprzedała mieszkanie w Sławnie. Wszystkie pieniądze włożyliśmy w ten dom - tłumaczy Andrzej Rupenthal.
- Chcieliśmy żyć spokojnie, w dobrych warunkach - dodaje.
Deweloper, który sprzedawał dom, obiecał przekazać wszystkie niezbędne dokumenty po podpisaniu aktu notarialnego. Tak się jednak nie stało.
Szokujący błąd. Gdy idzie do kuchni, wkracza na… teren sąsiada
- Akt notarialny podpisaliśmy w sierpniu. Po kupnie tego domu, czyli wpłacie ostatniej raty, deweloper powinien wydać nam wszelką dokumentację - mówi Andrzej Rupenthal.
- Mąż się zwrócił o wydanie tych dokumentów, ponieważ jak sprzedawaliśmy dom, to musieliśmy u notariusza pokazać wszystkie swoje dokumenty, a my nic żeśmy nie otrzymali. Od tego się to wszystko zaczęło - dodaje Arleta Rupenthal, żona pana Andrzeja.
- Zaczęły się uniki. Jak się czegoś unika to znaczy, że ma się coś za uszami - twierdzi pan Andrzej.
Wkrótce okazało się, że mężczyzna nie może ubezpieczyć swojego domu, bo tak naprawdę nie kupił domu, a jedynie lokal mieszkalny.
- To po prostu jest wielkie kłamstwo, bo to nie jest dom w zabudowie bliźniaczej, tylko lokal w domu jednorodzinnym - wyjaśnia Andrzej Rupenthal.
Problem z prądem w Legionowie. Stacja transformatorowa odgrodzona
Pan Andrzej zamówił również specjalistyczną ekspertyzę, z której wyniknęło, iż dom został zbudowany niezgodnie z pozwoleniem na budowę. Ściana oddzielająca bliźniaki nie spełnia wymaganych norm. Ponadto zagraża katastrofą budowlaną.
- Budynek miał być budynkiem mieszkalnym, jednorodzinnym w zabudowie bliźniaczej. Po głębokiej analizie stwierdziłem, że jest to budynek jednorodzinny, dwulokalowy. Budynki w zabudowie bliźniaczej powinny stykać się nie jedną ścianą, tak jak to jest wykonane obecnie, tylko powinny być dwie ściany - tłumaczy Wojciech Smuk, ekspert budowlany.
- Są przykręcone kantówki 8 czy 9 cm w kwadracie i z jednej strony cała więźba domu się opiera na jednej kantówce. W przypadku uszkodzenia jednej śruby albo kantówki to się wszystko zawali - twierdzi Andrzej Rupenthal.
- Tak się szopy nie buduje, a co dopiero domy - dodaje.
Zapadła się podłoga, ściany popękały. Musieli opuścić mieszkanie
Mężczyzna nie mogąc dogadać się z deweloperem o wszystkim poinformował prokuraturę i nadzór budowlany.
Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Szczecinie uchylił wydane przez Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Sławnie pozwolenie na użytkowanie lokalu, potwierdzając tym samym zaistniałe nieprawidłowości. Prokuratura natomiast umorzyła postępowanie.
- Prokuratura koszalińska stwierdziła, że nie mogło tutaj dojść do wyczerpania znamion oszustwa. Sytuacja, w której okazuje się, że ta umowa została sporządzona z wadą prawną jest odwracalna kiedy pokrzywdzony wystąpi do sądu cywilnego. Ten obiekt nie ma pozwolenia na użytkowanie a w akcie notarialnym sprzedający zobowiązał się, że takie pozwolenie uzyska. Akt notarialny do dzisiaj nie jest wykonany - tłumaczy Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
W tej sytuacji jedynym wyjściem dla pana Andrzeja i jego żony jest zwrócenie się do sądu cywilnego. Jednak w momencie, w którym decyzja WINB stanie się prawomocna zostaną bez dachu nad głową.
Stolarz znika z zaliczkami. Rzesza oszukanych
Deweloper nie chciał z nami rozmawiać o sprawie pana Andrzeja. Rodzina martwi się natomiast o swoją przyszłość.
- Straciłam grunt pod nogami tak naprawdę, bo zaczęłam się zastanawiać gdzie ja będę mieszkać. Czy ja sobie już mam znaleźć karton? - zastanawia się żona pana Andrzeja.
- Zdajemy sobie sprawę, że możemy się zwrócić do sądu cywilnego, ale to wszystko potrwa lata, tego się nie załatwi w ciągu jednego roku. A co przez ten czas się z nami stanie? Nie wiem - dodaje kobieta.
- Mimo że staram się o tym nie myśleć, czuję się źle z tym wszystkim. Mój stan zdrowia też się w związku z tą sprawą pogarsza. Ale będę walczył. Nie mam innego wyjścia - kończy pan Andrzej.