Ubezwłasnowolniona córka zaciągała kredyty… mimo nadzoru kurator
76-letnia Małgorzata Bogdańska-Stanke po śmierci dorosłej córki dostaje wezwania z banków do spłaty kredytów, które ta zaciągnęła. Córka leczyła się psychiatrycznie, była częściowo ubezwłasnowolniona i znajdowała się pod opieką kuratora. Pani Małgorzata ma pretensje do urzędniczki, że nie dopilnowała córki i martwi się, że to ona będzie spłacać zobowiązania.
Małgorzata Bogdańska-Stanke ma 76 lat, mieszka w Debrznie, w województwie pomorskim. Jej dorosła córka - Wioletta od 2010 roku leczyła się psychiatrycznie. Stwierdzono u niej upośledzenie umysłowe w stopniu umiarkowanym i schizofrenię paranoidalną. Nieracjonalne zachowania zaczęły się nasilać.
- Przychodziła do mnie na klatkę spać albo całe noce chodziła po mieście. Do domu przyszła, zadzwoniła i się pyta, czy może przyjść na kawę. Ja jej kawę zrobiłam, patrzę chwilę… kawy nie wypiła, zerwała się nagle, klucze mi zabrała, zakluczyła i poszła. Ja trzy dni siedziałam zamknięta w mieszkaniu. Nie mogłam dać sobie z nią rady. Postanowiłam wnieść pozew do Sądu Okręgowego w Słupsku o ubezwłasnowolnienie córki – opowiada Małgorzata Bogdańska-Stanke, mama pani Wioletty
I w marcu 2016 roku sąd podjął decyzję o częściowym ubezwłasnowolnieniu 48-letniej pani Wioletty. Przez pięć lat kobieta z przerwami leczyła się w zakładach zamkniętych. Gdy opuszczała szpitale, pieczę nad nią sprawowała ustanowiona przez sąd kuratorka. Zorganizowano też pomoc - opiekunkę z ośrodka pomocy społecznej.
Stracił worki z nakrętkami, ruszyła fala pomocy
28 października 2021 roku pani Wioletta zmarła. Kilka tygodni po jej śmierci, do pani Małgorzaty zaczęły przychodzić pisma z banku o zaciąganych przez córkę kredytach. Wszystkie dokumenty pochodzą z jednej placówki banku.
- W 2019 roku wzięto sześć kredytów, na łączną kwotę 69 tys. zł, córka była wtedy pod opieką kurator – opowiada Małgorzata Bogdańska-Stanke.
- Nie wiedziałam o tych umowach, gdybym wiedziała, to od razu byśmy byli w banku. Bez mojego upoważnienia nie mogła brać – twierdzi kurator pani Wioletty.
- Żeby chociaż był jakiś ślad, zakup zrobiony, no to dobrze, spłacimy, ale nie ma nic. Żadnego śladu, że takie coś się działo – mówi Małgorzata Bogdańska-Stanke.
Zamiast pensji… wezwanie do zapłaty. Wini agencję pracy
Na rachunku zmarłej pani Wioletty po pieniądzach z kredytów nie ma śladu. Osobą, która miała dostęp do konta i podejmowała z niego pieniądze była opiekunka. A ta wszystkie wydatki miała skrupulatnie notować w zeszycie.
- My mieliśmy tam usługi opiekuńcze i moja opiekunka zatrudniona przez Ośrodek Pomocy Społecznej tam chodziła. No i były oskarżenia w stosunku do nas, do ośrodka, że moja opiekunka ją okradała. A sytuacja była odwrotna: moja opiekunka zbierała paragony. I te paragony do takiego słoika, dwa słoiki były, wrzucała – twierdzi przedstawiciel Ośrodka Pomocy Społecznej i zapewnia, że nie zauważył nieprawidłowości w opiece nad panią Wiolettą czy w rozliczeniach.
- Piętnastego miała pobory córka z ZUS-u, a dwudziestego ósmego już debet na koncie – opowiada pani Małgorzata.
Pytania dotyczące wysokości zobowiązań i tego, kto zostanie nimi obciążony po śmierci pani Wioletty, wysłaliśmy do centrali banku, w którym zostały wzięte kredyty. Jak dotąd nie dostaliśmy odpowiedzi.
Żył w dramatycznych warunkach. Wielki odzew po reportażu
O sprawie postanowiliśmy porozmawiać w placówce, gdzie 48-latka zaciągała zobowiązania.
- Z tego co mówi osoba, która się nią opiekowała, było widać, że ona ma problemy zdrowotne.
- Nikt się nad tym nie zastanowił?
- Nie, jeżeli klientka przychodzi normalnie, proszę mi uwierzyć… Może miała tego kuratora z jakichś względów. Ale ona tam widocznie wszystko jarzyła, dlatego też nie pilnowała jej widocznie aż tak.
- Zażądałam na piśmie informacji, ile tych kredytów było i czy były ubezpieczone. To do dzisiaj nie mam odpowiedzi. Nie mam z czego tego spłacić, mam 1300 złotych emerytury – podsumowuje pani Małgorzata.