Sam z trojgiem niepełnosprawnych dzieci. Wielki odzew po reportażu
85-letni pan Jerzy samotnie opiekuje się trojgiem niepełnosprawnych dorosłych dzieci. Pomaga im w rehabilitacji, choć sam ma kłopoty ze zdrowiem. Jego historia poruszyła widzów Interwencji. Reportaż wywołał falę pomocy. Dzięki pieniądzom seniora stać na profesjonalną rehabilitację dla dzieci. Jej efekty już widać.
- Jak wiem, że ktoś mi pomaga, to od razu nabieram więcej siły. Tym wszystkim, co do tego czasu tu ofiarowali pomoc, serdecznie dziękuję. Wszystkim i Telewizji Polsat – tak szczęśliwy jest Jerzy Hałupka i jego rodzina z miejscowości Grotniki niedaleko Leszna.
Jeszcze kilka tygodni temu 85-letni mężczyzna z trojgiem niepełnosprawnych dzieci walczył o przetrwanie. Mężczyzna opiekuje się 51-letnim panem Pawłem, 42-letnim panem Dominikiem i 39-letnią panią Jolantą.
- Do Telewizji pisałam jeszcze, jak ich mama żyła. Byliście jedyni, co zaraz odpisaliście. Do tej pory oni byli sami, nikt o nich nie wiedział, siedzieli w oknach. Ten program był oglądany i w Wiedniu, bo koleżanka dzwoniła, i na Florydzie, gdzie mam kuzynkę – opowiada Mariola Apolinarska, krewna rodziny.
Rodzinny dramat. 84-latek i troje niepełnosprawnych dzieci w domu
- Jestem bardzo szczęśliwa. Mogę się pokazywać co miesiąc w telewizji i dziękować wszystkim, jeśli ludzie będą nam pomagać – żartuje Jolanta Hałupka, córka pana Jerzego.
- Ja najbardziej jestem zadowolony i szczęśliwy, bo czuję pomoc, że ktoś się nami interesuje, wcześniej byłem całkiem zostawiony sam – zaznacza Jerzy Hałupka.
Do pana Jerzego i jego dzieci z kamerą trafiliśmy kilka tygodni temu. Starszy pan opowiedział nam o tragicznych losach rodziny. Wszystko zaczęło się, gdy pan Jerzy miał zaledwie sześć lat. Wtedy trafił do dziecięcego obozu w Niemczech. Cudem uniknął śmierci.
- Trudno mi mówić o tym. Ojciec się dostał do Niemki na gospodarkę i ona mnie z tego obozu uratowała. Na mnie nie było nic, tylko skóra i skorupa od ugryzień wszy. Takie dzieci tam umierały. Do dziś widzę, jak w dzień, rano tych umarłych zbierali i na taczkach wywozili, codziennie umierali – wspominał.
Samotna matka poszła do pracy, państwo obcięło pomoc na dziecko
Po wojnie pan Jerzy ożenił się z panią Danutą. Ich dzieci urodziły się zdrowe. Niestety kiedy były nastolatkami, z dnia na dzień zaczęły mieć problemy z chodzeniem. Okazało się, że dotknęła je choroba genetyczna.
- Miałam chyba szesnaście lat, szłam po schodach i nagle coś strzeliło w jednym kolanie. Od tej pory już ciągnęłam nogą – opowiadała Jolanta Hałupka.
Stan zdrowia pana Pawła, pana Dominika i pani Jolanty pogarszał się. Aż w końcu całkowicie przestali chodzić.
Żona pana Jerzego trzy lata temu zmarła. We wrześniu ubiegłego roku rodzinę dotknęła kolejna tragedia. Jeden z synów - pan Paweł zachłysnął się śliną. Od tego momentu mężczyzna nie mówił i był przykuty do łóżka.
- Obsługa respiratora to przecież czarna magia, której musiał się nauczyć. Dwa dni mu to zajęło, przez dwa dni nauczył się tego, czego lekarze czy pielęgniarki uczą się ileś tam czasu – powiedziała Mariola Apolinarska, krewna rodziny.
Pana Jerzego i jego dzieci w ciągu dnia wspierają opiekunki. Jednak wszyscy troje potrzebują rehabilitacji. Do tej pory korzystały z rehabilitacji w domu, ale tylko dwa razy w tygodniu. Na więcej staruszka po prostu nie było stać.
Wynajem w pandemii. Nieuczciwych lokatorów nie można eksmitować
Po naszej interwencji życie w domu Hałupków zmieniło się. Przykuty niedawno do łóżka syn pana Jerzego powoli wraca do zdrowia. Dziś już oddycha bez respiratora i siedzi na wózku.
Po emisji reportażu do rodziny zaczęła napływać pomoc rzeczowa i finansowa.
- Przyjeżdżają, współczują mi tego wszystkiego, przy tym pomagają. Ja im dziękuję za to – mówi pan Jerzy.
- Bardzo się cieszę, pieniądze idą. Non stop same SMS-y, ludzie się odzywają – dodaje córka Jolanta Hałupka.
Sąsiad zatruwa im życie. Są bezradni
Pan Jerzy i jego dzieci wciąż potrzebują pomocy. Ale dzięki wsparciu ludzi dobrej woli, zdobyli znaczną sumę pieniędzy, która pomoże im zrealizować ich największe marzenie o rehabilitacji.
- To mnie najbardziej cieszy, że będą mieć znów rehabilitację, bo wiem, że to jest dla nich ostateczny lek, który pomaga. Od teraz jest prawdziwa rehabilitacja, znowu – podsumowuje pan Jerzy.