Zimne kaloryfery i woda. Spółdzielni nie stać na zakup węgla

Szokujące warunki życia mieszkańców bloków i domów w Łysininie koło Bydgoszczy. Zarządzane przez lokalną spółdzielnię budynki od grudnia mają problemy z dostawami ciepłej wody i ogrzewania. Mieszkańcy wskazują na niegospodarność spółdzielni, a jej prezes na rosnące w zawrotnym tempie ceny węgla.

Łysinin to niewielka miejscowość w województwie kujawsko-pomorskim. Parę bloków i domów jednorodzinnych zarządzanych jest przez lokalną spółdzielnię mieszkaniową. Jak alarmują mieszkańcy, od grudnia mają problemy z dostawami ciepłej wody i ogrzewania.

Pani Joanna z mężem i dwojgiem dzieci ma w Łysininie mieszkanie własnościowe. Czynsz za 65 metrów mieszkania wynosi ponad 600 zł.

- Ja przed świętami zapłaciłam czynsz za grudzień, żeby były ciepłe święta. A gdy były teraz minusowe temperatury, mieliśmy zimno w domu. Moje dzieci przypłaciły to zdrowiem. Nie pozwolimy, żeby nasze rodziny chorowały. Tym bardziej, że płacimy w terminie czynsz i oczekujemy, że będzie ciepło i będzie ciepła woda. Na tę chwilę tego wszystkiego brak – alarmuje Joanna Łuczka.

- Musimy sobie jakoś radzić, w misce się myjemy z mężem. Żeby wody nie mieć i kaloryferów ciepłych? – nie dowierza Ewa Szymaszek.

Sąsiad zatruwa im życie. Są bezradni

Z przerwami i raczej na krótko media powracały od początku grudnia do świąt, ale już  święta mieszkańcy spędzali w zimnie. Gdy na zewnątrz temperatura spadała do -10 stopni, w mieszkaniach było zaledwie 12 stopni ciepła.

- Nic się nie chciało w te święta: ani jeść, ani sprzątać, nic. Położyć się w łóżku i spać – mówi Ewa Szymaszek.

- Jest XXI wiek, a my mamy się kąpać w zimnej wodzie i szukać oszczędności, żeby prezes spółdzielni miał na węgiel dla nas – dodaje inna mieszkanka Michalina Płocha.

Kolejna mieszkanka, Róża Bartkowiak wyjaśnia, że problemem są długi spółdzielni. - Przede wszystkim to oni są zadłużeni w składach opałowych. I to w tysiącach są zadłużeni.

Rodzinny dramat. 84-latek i troje niepełnosprawnych dzieci w domu

- Trzy lata współpracowaliśmy, obiecywali, że w zimę będziemy wozić, żeby ludzie nie zmarzli i w konia po prostu tu kilkanaście firm porobili. Mnie w sumie najwięcej. Kwota sięgała prawie 100 tysięcy, a lokatorzy przecież płacą spółdzielni, to jest taki duży przychód, że wystarczy na węgiel, na wypłaty i na wszystko – słyszymy od właściciela jednego z okolicznych składów węgla.

To właśnie zadłużenie ma być przyczyną dzisiejszych problemów. Lokalne składy opałowe niechętnie sprzedają spółdzielni węgiel. Ta z kolei nie ma na niego wystarczających środków, a konto zajęte jest przez komornika. Mieszkańcy podkreślają, że od miesięcy nie wpłacają na nie czynszu. Pieniądze zanoszą osobiście do spółdzielni. My również się tam udaliśmy, by porozmawiać z prezesem:

O problemach z ogrzewaniem chciałem pana zapytać.

Proszę pana, grzejemy. A że są trudności, to wynikają z tego, że po prostu węgiel poszedł do góry, strasznie.

Nie jest przecież pan jedynym zarządcą spółdzielni w tym kraju, ale jakoś inni dają sobie radę i grzeją. A ci ludzie nie mają ciepłej wody nie od teraz, tylko już w grudniu nie mieli.

To się zdarzało, mówię panu, że jest sytuacja, jaka jest. I ja nie gwarantuję, że na miesiąc im dostarczę ciepła. Nie gwarantuję i otwarcie mówię tu, jak jest.

Ludzie nie mogą w kurtkach w domu siedzieć, to jest sytuacja skandaliczna…

To jest moja wina i przyjmuję to na siebie. I biorę to na siebie.

Samotna matka poszła do pracy, państwo obcięło pomoc na dziecko

Dziś o problemach ze spółdzielnią mówi się już nie tylko w Łysininie. W sąsiednim Marcinkowie Górnym mieszkańcy też nie mieli ogrzewania i ciepłej wody, choć tak samo płacą za nie w czynszu. Węgiel musieli kupić sami.

- Do tej pory jest opalane z tego węgla, co kupiliśmy, ale już wiemy, że tylko do soboty go wystarczy i będziemy musieli się znowu składać na następną porcję. Inaczej znów będzie zimno. Ja mam dwoje małych dzieci, to powiem szczerze, że mąż przynosił farelki i sami dogrzewaliśmy na prąd – opowiada Natalia Jakubowska, mieszkanka bloku w Marcinkowie Górnym.

Mieszkańcy Łysinina problem niegospodarności w zarządzaniu spółdzielnią zgłosili do prokuratury. Bo twierdzą, że w ostatnim czasie zniknął też fundusz remontowy, na który składali się od lat. Pieniędzy nie ma, choć nie było też remontów czy termomodernizacji budynku.

- Jak zapytaliśmy, gdzie jest nasz fundusz remontowy, to księgowa odpowiedziała, że za te pieniądze został zakupiony węgiel. Gdzie na węgiel są osobno pieniądze zbierane, w czynszu wliczone. Ten fundusz powinien być w całości odłożony na koncie, a tego nie ma, przepadło – mówi Joanna Łuczka, mieszkanka bloku w Łysininie.

Wynajem w pandemii. Nieuczciwych lokatorów nie można eksmitować

To dalszy fragment rozmowy z prezesem spółdzielni mieszkaniowej w Łysininie:

Są pieniądze z funduszu remontowego?

Ludzie… wypłacamy im. Teraz dwóm, trzem wypłacę te pieniążki. Mieszkanie mam na sprzedaż. Sprzedamy i jakoś to się ureguluje z biegiem czasu. Jest trudno, ale musimy to przezwyciężyć.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX