Po wyjściu ze szpitala stracił dach nad głową
Pan Zygmunt w ubiegłym roku trafił do szpitala. Gdy wrócił do domu, okazało się, że mieszka w nim już ktoś inny. Stało się tak z powodu długów, które miała partnerka pana Zygmunta. Mężczyzna trafił do przytułku dla bezdomnych. Sprawę wyjaśnia policja.
W październiku ubiegłego roku 63-letni pan Zygmunt z okolic Tucholi miał wypadek. Podczas gotowania doznał rozległych oparzeń i trafił do szpitala, w którym przebywał cztery tygodnie. Kiedy wrócił do domu, okazało się, że mieszka w nim już ktoś inny.
- W kuchence gazowej skończył mi się gaz. Ponieważ miałem w garażu butlę turystyczną, chciałem dokończyć gotowanie obiadu. Straciłem równowagę, przewróciłem się, wylałem to wszystko na siebie i przez pewien czas leżałem praktycznie na wpół nieprzytomny. Jak się ogarnąłem, to próbowałem znaleźć jakiegoś kolegę do opieki nad pieskami, bo mam pięć psów w domu - wyjaśnia pan Zygmunt Kręplewski.
- Zacząłem te psy karmić. Po jakimś czasie pojechałem, a na bramie wisiała kartka: zajęcie komornicze - mówi kolega pana Zygmunta.
- Zadzwonił do mnie i mówi, że wszystko jest owinięte taśmą, na ogrodzeniu tabliczka: zakaz wstępu i numer telefonu do kontaktu. Zadzwoniłem pod ten numer. Dowiedziałem się, że pieski są pod dobrą opieką, ale nie chcieli mi powiedzieć gdzie - tłumaczy pan Zygmunt.
Przyczyną tej sytuacji były długi partnerki pana Zygmunta, która zmarła kilka miesięcy wcześniej. Dom był jej własnością, jednak wszelkie koszty remontu oraz utrzymania ponosił pan Zygmunt ze środków ze sprzedaży swojego domu.
Według mężczyzny, chociaż jego partnerka wiedziała, że dom będzie zlicytowany, nie powiedziała mu o żadnej egzekucji.
- Nie wiem, kto przejął ten dom, na jakich zasadach i jakim prawem. Nikt nigdy tam nie przyjechał, nie legitymował się, żaden urząd, ani komornik, ani sąd - mówi pan Zbigniew.
Po wyjściu ze szpitala mężczyzna nie mogąc dostać się do domu znalazł schronienie w przytułku dla bezdomnych. Mężczyzna nie wie, co stało się z całym jego dobytkiem. Z nowym właścicielem domu nie ma kontaktu.
- Po tylu latach pracy, po tylu latach nakładów inwestycyjnych, remontowych dzisiaj nie mam nic, poza tym, co dostaję z zasiłku stałego z opieki społecznej. Nie mam świadczeń emerytalnych ani rentowych. Chciałbym o to wystąpić, ale nie mam możliwości. Cała dokumentacja medyczna była w domu. Nie przewidywałem, że nie będę mógł do niego wrócić - tłumaczy pan Zbigniew.
Wynajem w pandemii. Nieuczciwych lokatorów nie można eksmitować
Komornik, mimo iż zajął nieruchomość, to nie przeprowadził procedury eksmisji. Posiadający meldunek pan Zygmunt padł więc najprawdopodobniej ofiarą przestępstwa naruszenia miru domowego.
- Egzekucja została wszczęta. Na dzisiaj ja nie przeprowadziłam żadnej eksmisji, wszczęłam postępowanie, ale z powodu pandemii zostało ono wstrzymane - usłyszeliśmy w kancelarii komorniczej, która zajmowała się sprawą domu.
Zdaniem komornika pan Zygmunt padł ofiarą przestępstwa naruszenia miru domowego i powinien w tej sprawie złożyć zawiadomienie.
Pan Zygmunt poinformował o wszystkim policję, która obiecała zająć się sprawą. Do tego czasu jednak mężczyzna pozostanie w przytułku.
- Nie liczę na dużo, ale przynajmniej na własny kąt. Żebym mógł żyć jak normalny człowiek. Z prawem do życia i do godności - kończy pan Zbigniew.