Fałszywy ortodonta. Znów przyjmował pacjentów

Trzy lata temu przedstawiliśmy w Interwencji historię osób pokrzywdzonych przez stomatologa - Macieja K. Lekarz, mimo że nie był ortodontą, podejmował się zakładania aparatów. Pobierał z góry ustalone kwoty, ale leczenia nie kończył. Znikał. Teraz o lekarzu znów zrobiło się głośno.

- Planu leczenia w ogóle nie było. Obejrzał moje zęby i powiedział, jakie są koszty aparatu, około 8 tys. zł – opowiadała nam trzy lata temu Anna Krajewska, pacjentka doktora K.

- W pewnym momencie zadzwonili do mnie z kliniki, że pan doktor jest chory i że go nie będzie. No i to trwało miesiąc, dwa. W końcu już się zaczęłam trochę niepokoić, bo nie zostały wymienione gumki, łuki, więc zadzwoniłam sama do przychodni, ale i tam poinformowano mnie, że jest chory. Później zadzwonili z przychodni, że pan doktor już z nimi nie współpracuje – relacjonowała wówczas Aleksandra Guzik.

- Potem pan doktor w dosyć tajemniczych okolicznościach przeniósł się do innej kliniki, potem jeszcze do następnej. W Bydgoszczy zwiedziłam z nim cztery kliniki, jedną w Toruniu i jedną w Grudziądzu. I nasza przygoda skończyła się w lipcu tego roku. Po ostatniej wizycie w Grudziądzu – mówiła Magdalena Tuńska.

Drastyczne podwyżki. Mieszkańcy powiadomili prokuraturę

Kolejną pacjentką K. była pani Anna.

- Na każdym zębie mam źle przyklejony zamek, nie w osi zęba, jakoś krzywo. Generalnie klej miałam porozlewany na połowie zęba, gdzie tego kleju w ogóle nie powinno być widać, a było widać i ten klej mi żółkł – tłumaczyła.

- Mam cofnięte jedynki, ząb jest w podniebieniu, mam uszkodzoną piątkę, bolącą trójkę, poza tym nie ma żadnych efektów – opowiadała Marzena Nowakowska, która za leczenie zapłaciła co najmniej 3500 zł. - Obdzwoniłam wszystkie miasta w pobliżu i po prostu na samo moje oświadczenie, że jestem jego pacjentką, wszyscy odmawiali mi współpracy – dodała.

Po reportażu doktor K. ograniczył swoją działalność. Jednak na początku stycznia otrzymaliśmy informację, że znowu działa. Pojawiły się kolejne osoby oskarżające Macieja K.

- Wyjaśnił, że implantów nie mogę mieć, bo mam żuchwę za cienką i tak cienkich implantów nie ma. I zaproponował mosty. Jego wypowiedzi były fajne. O cenie na początku żeśmy nie rozmawiali, tylko wyjaśnił dokładnie, co będzie robione i później podał kwotę - 34 tys. zł, a zeszło do 29. Zaczęło się od szlifowania góry, miałem szlifowany dół. Górę miałem założoną i od tego czasu mieliśmy się spotkać za cztery dni. Później był już telefon, że nie, że jest na covidzie itd. Od 10 grudnia mam dół zeszlifowany, te zęby nie mają szkliwa, niczego, mogą obumrzeć – mówi Marek Szymeczko.

Dramat lokatorów w Łodzi. Walczą o przetrwanie

- Pojechałam z córką do niego, sprawdził zęby i powiedział, że koniecznie musi mieć aparat. Na NFZ na aparat trzeba dwa lata czekać, więc jeżeli chcę szybko, to muszę mu zapłacić. Więc zgodziłam się. Aparat co prawda był na cztery ząbki tylko, nie cały łuk. Umówił się z nami na 3.01., więc zadzwoniłam rano 3.01. czy na pewno mamy przyjechać na tę wizytę. Odebrali i powiedzieli, że lekarz jest chory, że nie będzie przyjmował do odwołania. Pytam: co mam teraz zrobić, jeżeli dziecko ma stały aparat i gdzie mam na kontrolę z nią jechać, jeżeli pan doktor ma nie przyjmować? Stwierdzili, że on nie jest ortodontą i nie powinien w ogóle dziecku zakładać aparatu – opowiada kolejna pokrzywdzona przez dentystę Kamila Krawczyk.

– 26 listopada  miałam usuwaną ósemkę. Jak zaczął wyrywać ząb, to ból był niesamowity. To był ząb w ropie, nie dostałam żadnego antybiotyku. Następnego dnia bardzo spuchłam, pojechałam do niego, powiedział, że to jest normalne. Kolejny dzień: twarz całkowicie mi spuchła. Natomiast następnego dnia już musiałam jechać do Torunia na szczękową. Okazało się, że niestety – ropień tak duży, że muszą mnie zostawić w szpitalu. Było nacięcie wewnętrzne – nic nie dało. Zewnętrzne, po którym mam bliznę i już będę miała do końca życia. No i spędziłam tam siedem dni. Ból, który po prostu przeszłam… Naprawdę nikomu tego nie życzę – wspomina inna pacjentka Marlena Olszewska.

Jak wynika z naszych ustaleń w listopadzie ubiegłego roku Okręgowa Izba Lekarska w Koszalinie zawiesiła doktorowi Maciejowi K. prawo wykonywania zawodu. Lekarz mimo to wciąż przyjmował kolejnych pacjentów, a nawet umawiał się z nimi na styczeń. Śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura. Pokrzywdzeni czekają na sprawiedliwość, a z doktorem K. nie ma kontaktu.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX