Schody barierą dla niepełnosprawnej. Dwa lata starają się podjazd

Państwo Godlewscy z Białegostoku walczą o zamontowaniu podjazdu dla osób niepełnosprawnych w ich bloku. Bez niego wyjście z mieszkania z niepełnosprawną córką to nie lada wyzwanie. Kobieta wraz z wózkiem ważą około 70 kg, a do pokonania mają kilka stopni schodów. Wniosek o podjazd złożono dwa lata temu.

Rodzina państwa Godlewskich mieszka na parterze bloku w centrum Białegostoku. Czterdziestodziewięcioletnia pani Marta, jej dwa lata starszy mąż Mirosław oraz córka Monika, która jest niepełnosprawna.

- Urodziła się z rozległą wadą serca. Dodatkowo jeszcze zdiagnozowano pozostałe schorzenia, które utrudniają życie: schorzenie neurologiczne, padaczkę lekooporną, poważne skrzywienie kręgosłupa w kilku miejscach, niedowład czterokończynowy, który jest skutkiem wady neurologicznej – opowiada Marta Godlewska.

- Monika ma 24 lata, nie mówi. Radzimy sobie, jak możemy. Mieszkamy w bloku: trzy pokoje, kuchnia, łazienka. To mieszkanie na parterze, podwyższonym. No i tutaj zaczynają nam się schody – dodaje Mirosław Godlewski.

Schody dosłownie i w przenośni. Ponieważ pan Mirosław pracuje, Moniką w ciągu dnia zajmuje się mama - pani Marta. Każde wyjście na zewnątrz to dla nich wyzwanie.

Fałszywy ortodonta. Znów przyjmował pacjentów

- Ubieramy się, siadamy na wózek, wychodzimy na klatkę schodową i pomaleńku, na dwóch tylnych kołach, asekurując i balansując zjeżdżamy. Stopień po stopniu, stopień po stopniu. Gorzej jest z wejściem. Nie ukrywam - Monia z dnia na dzień jest coraz większym dzieckiem, więc nie jest łatwo - przyznaje Marta Godlewska.

Monika waży około pięćdziesięciu kilogramów, najlżejszy wózek, na którym się porusza to dwadzieścia kilogramów. Obecnie pani Marta jeszcze daje radę samodzielnie unieść ten ciężar. Ale i ona ma problemy ze zdrowiem.

- Mam guzy nowotworowe na tarczycy… Nie chcę w ogóle myśleć o tym. Ja mam wysoki próg na ból, ale po operacji tarczycy nie można się schylać – mówi.

Rodzina chciałaby, aby na klatce schodowej powstała pochylnia, po której mogłyby wyjeżdżać osoby na wózkach.

Wilgoć w mieszkaniu. Ojciec siedmiorga dzieci w potrzebie

- No i napotkaliśmy na kłody, ponieważ pandemia. Wszyscy lubią się zasłaniać pandemią, to jakieś dziwo świata. Czy komuś to sprawia satysfakcję, że nie potrafi wykonać swojej pracy? Nie można zwołać zebrania, bo jest covid? To dla nich wygodne – uważa Marta Godlewska.

Według pani Marty temat podjazdu ciągnie się już od dwóch lat. Dlatego towarzyszyliśmy kobiecie i jej mężowi podczas kolejnej wizyty w administracji, by dowiedzieć się, na jakim etapie jest sprawa. Na początku Elżbieta Puciłowska, prezes zarządu firmy Domred unikała kamery.

Prezes: Proszę pani, jestem pierwszy dzień po zwolnieniu lekarskim.

Państwo Godlewscy: My tylko chcieliśmy zapytać...

Prezes: Ale ja naprawdę, nie jestem jeszcze zdrowa.

Państwo Godlewscy: To może pani syn nam udzieli odpowiedzi, skoro jest wiceprezesem?

Reporter:  Ale wcześniej pani była zdrowa i czemu wówczas nie chciała pani załatwić sprawy?

Drastyczne podwyżki. Mieszkańcy powiadomili prokuraturę

Obecny w biurze członek zarządu nie pozwolił na publikację swojego wizerunku i na początku twierdził, że nie zna sprawy. Jednak kiedy pani prezes zgodziła się z nami porozmawiać, włączył się do dyskusji.

Krzysztof P., członek zarządu firmy Domred: Pani traktuje PFRON jak własny bankomat i wszystko chce zrobić przez PFRON!

Państwo Godlewscy: Dlaczego pan twierdzi…

Krzysztof P.: Ja bardzo przepraszam…

Mirosław Godlewski: Pytam pana wyraźnie. Nie jest to pana prywatna sprawa. To jest sprawa całej wspólnoty.

Krzysztof P.: Proszę pana. Pan nie może mi mówić, co jest moje, a co nie jest moje. No proszę pana, jak tak pan może? Dlaczego w ogóle tak się pan zachowuje agresywnie?

Reporter: Pan powiedział, że pani traktuje PFRON jak bankomat. Mógłby pan wyjaśnić te słowa?

Krzysztof P.: Nie, nie mógłbym wyjaśnić.

Reporter: Wypadałoby, bo to jednak chyba obraźliwe. Co pan miał na myśli?

Krzysztof P.: Nie odpowiem na to pytanie.

Nagrały głos pedofila. Policja prosi o pomoc

Chociaż do tej pory państwo Godlewscy nie mogli się doczekać żadnych konkretów ze strony zarządcy, to przed naszą kamerą padły ważne deklaracje. Okazało się, że jednak można sprawę załatwić, mimo pandemii.

- Mamy już całą dokumentację zrobioną, z podjazdem, propozycją zatwierdzoną przez architekta i inspektora straży pożarnej. Jest już przygotowana uchwała i w tym tygodniu będziemy korespondencyjnie głosować nad tym projektem. Jeśli nie będzie sprzeciwu, to myślę, że na wiosnę ruszymy z pracami – zapewnia Elżbieta Puciłowska, prezes zarządu firmy Domred.

Rodzina Godlewskich deklaracje pani prezes traktuje ostrożnie. Ale wciąż wierzy, że mimo biurokratycznych przeszkód, jej życie w końcu stanie się chociaż odrobinę łatwiejsze.

- My nie możemy mieć z mężem marzeń. Bo jak za dużo zaczynamy marzyć, to nam głowy wariują. Trzeba chodzić twardo po ziemi. Ludzie marzą o samochodach, ludzie marzą o wycieczkach zagranicznych, a ja marzę o podjeździe. Ale „marzenie”… - mówi pani Marta.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX