Od lat pomagają dzieciom. Teraz sami potrzebują pomocy
W Poznaniu od trzydziestu lat działa placówka wychowawcza Ochronka, której dalsze funkcjonowanie jest zagrożone. Firma, która za darmo użyczała jej dom, teraz jest w stanie likwidacji. Jeżeli szybko nie uda się zebrać 800 tys. złotych, budynek zostanie sprzedany. Byłby to dramat dla przebywających w Ochronce dzieci.
Trzydzieści lat temu powstała Ochronka w Poznaniu. Maria Lichtańska wraz z koleżanką ze studiów pedagogicznych wpadła na pomysł, aby stworzyć przeciwieństwo dużego domu dziecka. Miała to być namiastka spokojnego i ciepłego domu dla dzieci, którym rodzice nigdy takiego nie zapewnili.
- Ochronka - rzeczywiście nazwa bardzo nietypowa, ale Ochronka jest małym domem dziecka. Taką małą placówka socjalizacyjną - wyjaśnia Maria Lichtańska, dyrektorka "Ochronki Jurek" w Poznaniu.
- Specyfika naszej palcówki i tego domu jest o tyle ważna, że tutaj jednocześnie może przebywać sześcioro dzieci. Czyli jest to bardzo małe środowisko, które dobrze wpływa na dzieci. I korzystnie wpływa na ich poczucie bezpieczeństwa, budowanie własnej wartości - dodaje wychowawca Agata Padalak.
Sanepid karał ich za otwarcie restauracji w lockdownie. Wygrali w sądzie
- Moja historia jest strasznie długa i obszerna. Moja mama alkoholiczka, problemy w domu. Brak wody , brak prądu. Przez mojej mamy dom, jak tam mieszkałam, przewijało się tyle ludzi, że to ciężko zliczyć. Tam nie było dnia ani nocy bez imprez - opowiada podopieczna placówki, 18-letnia Natalia.
- Mama była alkoholiczką. Tata był w więzieniu. Wychowywali mnie dziadkowie. Babcia cieszyła się, że znalazł się taki dom i że tutaj trafiłam. Bo to jest taka mniejsza, fajna, przytulna placówka - mówi z kolei Maja.
- Ta placówka daje nam poczucie bezpieczeństwa. W większych placówkach było tak, że wychowawca nie skupiał się na jednym dziecku. No i też nie było takiego zaufania w stosunku do wychowawców - dodaje.
- To jest w sumie moja trzecia placówka. Moją pierwszą placówką była właśnie duża placówka. Tam było z 200 dzieci. Ta jest mniejsza. Dzięki temu jest bardziej rodzinna atmosfera niż w poprzedniej placówce - tłumaczy 13-letnia Kasia.
Fałszywy ortodonta. Znów przyjmował pacjentów
- Chociaż nie jesteśmy rodziną, to jest budynek taki jednorodzinny. Nie ma tutaj tablicy żadnej informującej o tym, że w tym budynku znajduje placówka opiekuńczo-wychowawcza. Jest to celowe. Nie chcieliśmy po prostu stygmatyzować dzieci - wyjaśnia Maria Lichtańska.
- Takie mniejsze placówki potrafią nauczyć dzieci takie jak ja, które wchodzą w dorosłe życie, jak być tym dorosłym, jak funkcjonować. Mamy tu takie dyżury, że musimy codziennie, przez cały miesiąc na przykład sprzątać łazienkę. I mamy to robić porządnie. Mamy później satysfakcję, że kąpiemy się w czystej łazience - mówi 18-letnia Natalia.
- Dzieci, które przebywają w placówkach, zwykle się tego wstydzą. To, że dzieci wystąpiły w tym reportażu, wymagało od nich odwagi. Myślę, że zrobiły wielki ukłon w stronę przyszłych dzieci. Bo one są już starsze i za chwilę będą odchodzić. Ale do tego domu, jeżeli Ochronka będzie nadal istniała, będziemy przyjmować kolejne dzieci - wyjaśnia Maria Lichtańska.
I właśnie dalsze istnienie Ochronki jest poważnie zagrożone. Powodem jest to, że firma, która za darmo użyczała Ochronce dom, teraz w jest w likwidacji. Niestety budynek jest majątkiem tej firmy. I jeżeli nie uda się zebrać 800 tys. złotych, dom będzie musiał zostać sprzedany. A to będzie dramat dla dzieci.
Schody barierą dla niepełnosprawnej. Dwa lata starają się podjazd
- Potrzebujemy pomocy. Mamy prawo pierwokupu właśnie po to, żebyśmy mogli kontynuować naszą działalność. Mamy na to niestety bardzo mało czasu, bo do końca marca powinniśmy zebrać ponad 800 tys. złotych - mówi Maria Lichtańska.
- Jeśli nie uda nam się zebrać pieniędzy, dzieci będą musiały przenieść się do innej placówki. Stracą to poczucie bezpieczeństwa, nad którym pracowaliśmy przez lata - dodaje wychowawczyni, Agata Padalak.
Jej słowa potwierdzają wychowankowie.
- Każde przejście do nowej placówki jest bardzo stresujące. Byłoby mi strasznie przykro w takiej sytuacji. To jest mój dom i nie chcę się z niego wyprowadzać - podsumowuje 18-letnia Natalia.