Kontrowersyjna interwencja policjantów
Pan Leszek, były antyterrorysta, twierdzi, że został pobity przez policjantów podczas interwencji. Spotkanie z funkcjonariuszami mężczyzna przypłacił zdrowiem. Policjanci twierdzą jednak, że to oni zostali zaatakowani. Sprawę wyjaśnia prokuratura.
Pan Leszek jest byłym policyjnym antyterrorystą z Poznania. Dziś nie może wstać z łóżka o własnych siłach. Jak twierdzi to skutek interwencji policyjnej z Nowej Soli w woj. lubuskim. W styczniu mężczyzna jechał na trening do miejscowego ośrodka sportu.
- Wjechałem na parking MOSiR-u, postawiłem auto, wyszedłem z samochodu. W tym momencie podjechał radiowóz. Policjant prewencji głośnym tonem zaczął mówić, żebym wsiadł do auta. Pytałem się dlaczego mam wsiąść do samochodu? Wtedy usłyszałem: "k***, powiedziałem wsiadaj do samochodu". To mi się nie spodobało - wyjaśnia Leszek Lachowicz.
Poród jak z horroru. "Krew była wszędzie"
53-letni były antyterrorysta przyznaje, że złamał przepisy ruchu drogowego i pojechał prosto zamiast skręcić, jak sugerował znak. Jednak twierdzi, że nie był to powód, aby policjanci byli agresywni. Mężczyzna był trzeźwy.
- Funkcjonariusz powiedział, ze to jest wykroczenie za dwa tysiące mandatu. Zapytał mnie o dokumenty. Powiedziałem, że mam je w bagażniku i chciałem po nie iść. Zrobiłem krok, a on uderzył mnie w klatkę piersiową i pchnął na samochód - tłumaczy pan Leszek.
- Wyciągnął gaz i prysnął mi w oczy. Skoczył na mnie i powalił mnie na ziemię. Zaczął mnie dusić, a drugi zaczął kopać. Czułem bicie szczególnie po nogach. Musiałem go chwycić, bo nie mogłem złapać powietrza. Dostałem gazem i zaczął mnie dusić. Starałem się robić wszystko, żeby nie stracić powietrza - opowiada pan Leszek.
- Policjant dusił tego pana. Ten mężczyzna leżał na ziemi i krzyczał, że nie może oddychać - opisuje świadek interwencji policjantów.
Dwa lata chodziła z zaszytą chustą w brzuchu
Pan Leszek twierdzi, że kiedy leżał już skuty w kajdankach, policjanci wezwali pomoc, zgłaszając napad na funkcjonariuszy.
- Nie uderzyłem żadnego funkcjonariusza - zapewnia mężczyzna.
- Zaczęły się zjeżdżać radiowozy. Do jednego człowieka siedem radiowozów przyjechało, w tym jeden nieoznakowany. Ten mężczyzna był w kajdankach, nie był agresywny. Leżał na ziemi przed wejściem na hale sportową - relacjonuje świadek zdarzenia.
Na miejsce nie zostało wezwane pogotowie. Mimo, że na nagranym przez świadków zdarzenia filmie słychać, że kierowca skarży się na ból. Mundurowi zawieźli pana Leszka do szpitala radiowozem.
Pan Leszek spotkanie z policjantami przypłacił własnym zdrowiem .
- Mam zerwane mięśnie czworogłowe w nogach, zerwane dwa więzadła w barku, oczy zaczerwienione, potłuczenia - relacjonuje pan Leszek.
Do domu błotnistą drogą. Jest tak źle, że lepiej iść polem
- Praktycznie wszystko przy nim robię. Leży cała dobę. Czeka nas teraz długa rehabilitacja, żeby stanął na nogi i wrócił do normalnego życia - opowiada partnerka pana Leszka.
Sprawę bada prokuratura. - Jedno postepowanie dotyczy przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy z Nowej Soli. Drugie postępowanie dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej tych funkcjonariuszy - wyjaśnia Ewa Antoniewicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze
Policja z Nowej Soli nie komentuje sprawy. Wydała jedynie oświadczenie.
"Kierujący zachowywał się w sposób agresywny. Był wulgarny i urągliwy. Odmówił podania danych osobowych i próbował się oddalić. Kopnął interweniującego policjanta oraz wyprowadzał ciosy. W wyniku tej interwencji policjant trafił do szpitala ze złamaną kością śródręcza. Obrażenia nóg, na które uskarża się mężczyzna, według zebranej wiedzy nie były wynikiem działań interweniujących policjantów" - czytamy.
- Zapoznaliśmy się z treścią oświadczenia. Z niego wynika, że mój klient sam się pobił. Sam dokonał uszkodzenia nóg. Uznajemy to oświadczenie za nieprawdziwe - powiedziała Natasza Sienkiewicz- Zarówna, adwokat, pełnomocnik pana Leszka
- Policjanci zachowali się skandalicznie. Tak nie zachowuje się funkcjonariusz. Nie można nosić orzełka i w ten sposób robić - kończy pan Leszek.