Miał go pobić lekarz. Konieczna była rekonstrukcja nosa
58-letni Mirosław Adamek z Lublina został pobity przez ortopedę Tomasza K., który jest synem jego sąsiadów. Lekarz utrzymuje, że jest niewinny, ale przegrał proces. Sąd po trzech latach sądowych batalii skazał go prawomocnym wyrokiem na grzywnę 4 tys. zł. Pan Mirosław miał złamany nos z przemieszczeniem, do dziś odczuwa tego skutki.
Mirosław Adamek został pobity pod sklepem w marcu 2019 roku. Po skomplikowanym złamaniu nosa przeszedł operację rekonstrukcji. Przez wiele miesięcy był na zwolnieniu lekarskim.
- Byłem w pracy, jechałem ulicą, gdy nagle zauważyłem, że ten samochód jedzie cały czas za mną.
Zatrzymałem się przy rampie, wyszedłem z samochodu. To była seria ciosów, rękami tylko osłaniałem głowę i twarz. Byłem zaklinowany między samochodami. Po jednym z ciosów poleciałem na swój samochód, złamałem lusterko, krew mnie zalała. A on wskoczył do tego swojego jeepa i odjechał – relacjonuje Mirosław Adamek.
Wojna Rosja-Ukraina. Ukraińcy utknęli w korkach przed polską granicą
Jak twierdzi, od napastnika usłyszał, że „mu się nazbierało i jeszcze mu poprawi”.
- Naprawdę nie potrafię wyjaśnić, co mi się nazbierało. Wiem, kto to jest, to syn sąsiadów, ale nigdy w życiu nie zamieniłem słowa z tym człowiekiem – przekonuje.
- Dostałam telefon ze szpitala od taty, że został pobity, powiedział mi, kto go pobił. To znany lubelski ortopeda. Ten człowiek mógł zabić mi ojca, przecież jest lekarzem, chyba wie, że uderzając w głowę można zabić – komentuje Ewa Adamek, córka pana Mirosława.
- W szpitalu po prześwietleniach okazuje się, że mam wieloodłamowe złamanie twarzoczaszki z przemieszczeniami, miałem rekonstrukcję zrobioną, operacja trwała około godziny pod pełną narkozą – opowiada Mirosław Adamek.
Niepewność po wybuchu konfliktu. Byliśmy przy samej granicy z Rosją
Tomasz K. zgadza się na rozmowę, by przedstawić swoją wersję tego wydarzenia. Zastrzega jednak, by ukryć jego wizerunek z uwagi na wykonywany zawód. Rozmawiamy w kancelarii jego adwokata.
- Zajechał mi drogę, zmuszając mnie do skręcenia i uderzenia w krawężnik. Pojechałem za panem celem wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, nie znając ani samochodu, ani kierowcy. Wysiadając pan Adamek zacząć mi ubliżać, zaczął mi grozić, doszło do rękoczynów, na skutek czego popchnąłem pana Adamka, a on upadł, natomiast ja nie oglądając się wsiadłem do samochodu i odjechałem – przekonuje.
- Żeby nie było wątpliwości: pan nie uderzył pana Adamka, pan go odepchnął?
- Nie, ja go odepchnąłem. Nie można tu mówić o o jakichś zagrożeniach życia.
- Dlaczego w ogóle była ta sprawa, bo mam wrażenie, że pan czuje się niewinny?
- Jestem ofiarą, dlatego że jest szargane moje nazwisko, rodzina pana Adamka chodzi do moich pracodawców informując, jakim jestem złym człowiekiem.
Kontrowersyjna interwencja policjantów
- Ja rozumiem, dlaczego on się nie chce przyznać, bo on powinien stracić prawo do wykonywania zawodu. On wie, co zrobił. Izba Lekarska nie ustosunkowała się w żaden sposób do zawiadomienia o tym, że karany lekarz pracuje, dalej wykonuje zawód – mówi Ewa Adamek, córka pana Mirosława.
- Okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej Izby Lekarskiej wskazał, że trudno byłoby uznać, że pan oskarżony popełnił przewinienie zawodowe. W związku z tym, że nie był wtedy w obowiązkach lekarskich, nie był w kitlu, ale to jest dopiero wstępna opinia, to też muszę zaznaczyć – tłumaczy Marcin Andrzejewicz, radca prawny, pełnomocnik Mirosława Adamka.
Po trzech latach zapadł prawomocny wyrok. Wprawdzie Tomasz K. nie przyznał się do winy, ale sąd uznał, że dopuścił się tzw. naruszenia czynności narządu ciała, której skutki trwały powyżej siedmiu dni oraz kierowania gróźb karalnych. Wyrok Sądu Okręgowego w Lublinie to 4 tys. zł grzywny oraz 2,5 tys. zł nawiązki dla pana Mirosława.