Ukraina-Rosja. On przyjechał do Polski, jego syn ruszył walczyć z Rosją. Dramat wojny
- Kiedy tutaj jechaliśmy, nie spaliśmy, nie jedliśmy, my po prostu płakaliśmy, wszyscy – mówi Alek Szatałow, pastor, który wraz z liczną rodziną przyjechał do Polski, uciekając przed wojną na Ukrainie. W drugą stronę udał się jego syn, dołączył do trzech braci, którzy już walczą z wrogiem. Nasza granica pełna jest podobnych osób, każda z nich ma za sobą równie dramatyczne przeżycia.
W czwartek o 6:00 rano pana Żenię i jego rodzinę obudziły głośne eksplozje nieopodal ich domu w Łucku, w zachodniej Ukrainie. Mężczyzna postanowił zabrać troje dzieci, żonę i uciekać do Polski.
- Półtora kilometra od naszego domu było lotnisko. Obudziliśmy się rano, kiedy było ostrzeliwane. Zaczęliśmy sprawdzać Internet, tak było w całej Ukrainie. Byliśmy w szoku. Mój młodszy syn spał, a średni i starszy wstali. Zaczęli pytać, czy to wojna. Co się dzieje? – opowiada Żenia Kowalienka.
Ukraińcy utknęli w korkach przed polską granicą
W podobnej sytuacji znalazły się tego ranka również miliony innych ukraińskich rodzin.
- Jestem pastorem. Znaleźliśmy się tu przypadkowo, nie planowaliśmy przyjeżdżać do Polski, lecz do zachodniej Ukrainy, ale tam gdzie jechaliśmy, nie mieli już miejsc. Mieszkamy na granicy z Krymem, niedaleko Chersonia. Jechałem ze swoją rodziną trzema samochodami. Cztery córki, żona, jej siostra. Mam też czterech synów. Trzej z nich to marynarze i są teraz na morzu, czwarty pracował w Polsce. I kiedy dojechałem do Polski, on zadzwonił i powiedział, że jedzie na wojnę. Wielu młodych chłopaków tak robi – mówi pastor Alek Szatałow.
- Kiedy tutaj jechaliśmy, całą drogę nie zmrużyliśmy oczu, nie jedliśmy, my po prostu płakaliśmy. Płakaliśmy wszyscy – dodaje.
Na granicy spotykamy ludzi, którzy opuszczają Polskę, wracają do ojczyzny, by walczyć z Rosją.
- Chcę walczyć za swój kraj. Jadę walczyć, bo nie widzę innego wyjścia. Nie ma lęku, to mój kraj – przyznaje jeden z mężczyzn.
- Tam jest nasz dom, wracamy do siebie. Nie boimy się – mówią inni.
Niepewność po wybuchu konfliktu. Byliśmy przy samej granicy z Rosją
W trakcie realizacji reportażu odwiedzamy cztery przejścia graniczne przy granicy z Ukrainą. Przy każdym z nich czekają setki samochodów z Polski. Kierowcy są gotowi odbierać uchodźców z granicy. Część decyduje się również, żeby wjechać w głąb ogarniętego wojną kraju.
- Zorganizowaliśmy akcję i zbieramy ludzi chcących wjechać na Ukrainę i wywozić ludzi ze Lwowa. Na liście potrzebujących mieliśmy ponad 2 tysiące osób i około 600 kierowców gotowych zabierać ludzi z granicy, kilkudziesięciu gotowych jest jechać za granicę, wjechać w głąb Ukrainy. To jednak kropla w morzu potrzeb. Jakiś chłopak wyjechał po matkę z dzieckiem, której się skończyło jedzenie. Siedziała w piwnicy. Zabrał i są w drodze do Polski – opowiada pan Łukasz.
- Dziś zadaję sobie pytanie: czy jeszcze kiedyś będę żył tak, jak żyłem? Czy jeszcze spotkam swoją rodzinę? Czy jeszcze wrócę do swojego miasta? Nie wiem – przyznaje Alek Szatałow.
- Chciałbym kiedyś wrócić, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Jeżeli Putin zajmie Ukrainę, to ja nie chcę mieszkać w Rosji, nie chcę mieszkać w okupowanym kraju – zaznacza Żenia Kowalienka.