Ciężko chore dzieci uciekają z Ukrainy. Polacy pomagają
Do Polski dociera coraz więcej nieuleczalnie chorych dzieci uciekających z Ukrainy. Lubelskie Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia pomaga takim pacjentom. Dzieci dostały schronienie, leki i rehabilitację. Ich rodzice opowiadają o dramacie wojny.
Pracownicy lubelskiego hospicjum każdego dnia czekają na granicy, by ratować kolejne dzieci.
- Jedziemy po Olenę, z czwórką dzieci, matką i jednym dzieckiem chorym. To będzie nasza 6 rodzina. Ojciec Filip pojechał też po 7 rodzinę – opowiada Bartłomiej Jasiocha, pracownik hospicjum.
- Jedna z rodzin pojechała do Danii, bo przyjechała tu rodzina stamtąd. Druga pod Bydgoszcz. Kolejne hospicja przejmują ode mnie dzieci – mówi o. Filip Buczyński, prezes hospicjum.
"Moje serce się po prostu rozerwało". Uciekły przed wojną
Od kilku dni w lubelskim hospicjum są bezpieczni 16-letni Wadim i jego rodzina. Nastolatek od urodzenia cierpi na epilepsję i dziecięce porażenie mózgowe. Podobnie jak córka pani Tatiany, Wiktoria. Obie rodziny musiały uciekać z Ukrainy. W Lublinie otrzymały niezbędną pomoc.
- Dziecko ma epilepsję. Wszystkiego się boi, głośnych, gwałtownych dźwięków. Nie mogłam kupić leków w aptece, musiałam stać w kolejce cały dzień. To samo dotyczyło zakupów spożywczych. Sklepy były zamknięte, a ludzie już ustawiali się w kolejkach, żeby kupić cokolwiek - wspomina pani Julia, mama Wadima.
- Spaliśmy w wannie, bo nie wiadomo było, kiedy zaczną bombardować. A miejsc w schronach dla dzieci na wózku nie było. Widziałam na własne oczy wybuchy, bombardowania. Od 27 lutego nie byliśmy w stanie dostać ani leków, ani jedzenia. Wiktoria ma ciężką padaczkę – mówi pani Tatiana mama Wiktorii.
Zwierzęta też uciekają przed wojną. Pomagają polscy wolontariusze
Kolejna ewakuacja śmiertelnie chorych dzieci ma miejsce 10 dnia wojny na Ukrainie. Wraz z ojcem Filipem jedziemy do Korczowej, na przejście graniczne.
- Chcemy zagwarantować, żeby dziecko miało opiekę medyczną, fizjoterapię, żeby miało gdzie mieszkać, wykąpać się. To wszystko gwarantujemy tym naszym rodzinom – mówi.
Po kilku godzinach oczekiwania wracamy do Lublina z sześcioma uratowanymi rodzinami.
- Przyjechaliśmy do hospicjum, do ojca Filipa. Moje dziecko ma guza mózgu. Ma stan terminalny, bardzo trudny do zbadania i leczenia w tych czasach na Ukrainie. Mieliśmy terapię w szpitalu, ale teraz jest on pod ostrzałem, a dzieci nadal są w piwnicach. Oni nie mają dostępu nawet do wody pitnej, nie mówiąc o jedzeniu – przyznaje pan Wadim, który uciekając przed wojną przejechał z dzieckiem ponad tysiąc kilometrów.
- Nie mamy dostępu do leków, praktycznie do niczego. Nie można nic kupić i rehabilitacja nie jest możliwa. Dlatego szukamy pomocy w Polsce – mówi pani Jana, która przez 5 dni jechała do Polski.
- W końcu czujemy się bezpiecznie. Wydaje mi się, że wszędzie w Polsce jest bezpieczniej niż tam. Jestem bardzo wdzięczna wszystkim Polakom za wszystko, co dla nas robicie – dodaje pani Maria.
Codzienność w cieniu wojny. Byliśmy w ukraińskich miastach
Każda z ocalonych rodzin otrzymała niezbędną pomoc. Dach nad głową i wyżywienie, mężczyźni pracę, a dzieci opiekę medyczną i rehabilitację. Uchodźcy liczą, że w Polsce rozpoczną nowe życie. Niektórzy mają nadzieję, że kiedyś wrócą do domu, na Ukrainę.
- Fala najbardziej ztraumatyzowanych ludzi, którzy doświadczyli działań wojennych jest dopiero przed nami. A my już jesteśmy postawieni do pionu – podsumowuje Bartłomiej Jasiocha, pracownik hospicjum.