Wychowuje niepełnosprawne dzieci, poważnie zachorował też mąż
Dramat rodziny Walągów z Gorlic w Małopolsce. Pani Monika i pan Grzegorz są małżeństwem od 18 lat, wychowują bliźniaki, 14-letnich synów: Macieja i Kubę, którzy cierpią na porażenie mózgowe. Niedawno rodzina otrzymała kolejny cios, okazało się, że pan Grzegorz choruje na stwardnienie zanikowe boczne. To szybko postępująca nieuleczalna choroba.
- Urodzili się w 29. tygodniu ciąży, byli niedotlenieni stąd też porażenie mózgowe. Maciek porusza się na wózku, przejdzie parę kroków z balkonikiem, a po domu to on czworakuje – opowiada Monika Waląg.
- Mój brat Kuba jest niepełnosprawny, nie chodzi, nie mówi. Kontaktujemy się z nim, tak, że jak coś chce w tym momencie, to się śmieje – tłumaczy Maciej, syn pani Moniki i pana Grzegorza
Codzienność w cieniu wojny. Byliśmy w ukraińskich miastach
Rodzina dzielnie dawała sobie radę. Niestety los nie jest dla Walągów łaskawy. Ponad rok temu pan Grzegorz, ojciec chłopców, usłyszał straszną diagnozę: stwardnienie zanikowe boczne.
- Nie myślę o tym robię na tyle, na ile pozwala mi organizm. Nie myślę o tym i tyle – mówi Grzegorz Waląg.
- To jest choroba nieuleczalna, to tylko można zahamować. Ale ręce już są nieczynne. Teraz Maciek mówi, że jest sprawniejszy od taty. Maciek mu podaje czy jabłko czy cokolwiek – zaznacza Anna Waląg, matka pana Grzegorza.
- Jest ciężko, od kiedy dowiedzieliśmy się, że tata zachorował, ale wierzymy, że te leki które ma może trochę mu pomogą, żeby mama miała lżej, bo doszedł jeszcze on do opieki. Staram się być jak najbardziej samodzielny, żeby mama miała jak najmniej pracy – przyznaje syn Maciej.
- Muszę być silna, zwłaszcza teraz dla męża. On stał się bardziej zamknięty, nie chce o tym rozmawiać – dodaje Monika Waląg.
Zwierzęta też uciekają przed wojną. Pomagają polscy wolontariusze
Pan Grzegorz nie może pracować. Pani Monika musi opiekować się całą trójką swoich mężczyzn. Rodzina marzy o większym mieszkaniu, dziś żyje w 40-metrowym, komunalnym.
- Żeby ta przestrzeń większa była. 42 metry, dwoje dorosłych, dwoje niepełnosprawnych dzieci i ja na noc przychodzę. Miasto zaaprobowało dodatkowe 7 metrów z mieszkania obok, bo się ktoś wyprowadza i chcą przebić drzwi – mówi Anna Waląg, matka pana Grzegorza.
- Ważne jest też mieszkanie, bo tutaj jak widać z tymi wózkami i tym sprzętem całym jest ciężko, tak samo łóżko rehabilitacyjne dla Kuby… dla męża też za niedługo, ale to ciężko, bo nie ma gdzie tego wstawić. Dało nam w kość życie, historia, która nas spotkała może spotkać, każdego, akurat na nas to trafiło. Muszę się nauczyć z tym żyć, nie mam innego wyjścia– dodaje pani Monika.
"Moje serce się po prostu rozerwało". Uciekły przed wojną
Czynsz za mieszkanie to 800 zł. Chłopcy rosną i muszą mieć nowe wózki. Koszt leczenia pana Grzegorza to 3 tysiące zł miesięcznie. Pomaga rodzina, ale pieniędzy wciąż brakuje.
- Lek nie jest refundowany i musimy napisać o pozwolenie na sprowadzenie, dopiero potem jak sprowadza na granicę, to zajmuje się tym agencja celna, a wszystko z naszej kieszeni – mówi pan Grzegorz.
- Sami zbieramy pieniądze i sprowadzamy leki z Indii i kiedy przyjdą te kroplówki, sama je podaję – dodaje pani Monika.
Jeżeli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl