Budowlaniec oszust? Mieszkanie po remoncie stało się ruiną
Anna Szeszuła z Poznania zapłaciła budowlańcowi 40 tys. zł za remont mieszkania, ale jakość prac jest tak fatalna, że zawiadomi służby o oszustwie. Posadzka się rozpada, wentylacja w łazience nie jest z niczym połączona, podobnie jak stelaż podwieszanej muszli klozetowej, a rurki, które miały być miedziane, są jedynie pomalowane na ten kolor. Poszkodowanych jest więcej.
Anna Szeszuła od dziecka mieszka w Poznaniu. Samotnie wychowuje dwóch nastoletnich synów. Żeby poprawić warunki sobie i dorastającym dzieciom, zaczęła starać się o mieszkanie z zasobów miasta. W lipcu zeszłego roku podpisała porozumienie remontowe i dostała klucze do lokalu.
- Porozumienie polega to na tym, że mam kilka miesięcy na to, żeby wyremontować mieszkanie w jakimś tam zakresie. No i po skończeniu tego remontu, kończy się porozumienie remontowe i zaczyna się już umowa z zameldowaniem – tłumaczyła Anna Szeszuła.
W poszukiwaniach fachowca, który wykona remont pomogła znajoma pani Anny. Ona też korzystała w tamtym czasie z usług Marcina G. Problemy zaczęły się, gdy u wspomnianych znajomych budowlaniec kończył remont.
Zaszyli ranę z kawałkiem łańcucha w szyi!
- W grudniu odezwała się do mnie i zapytała czy korzystam z usług Marcina G. No bo ona właśnie kończy i jest źle. Okradł ją, ukradł jej grzejniki, płytki i te płytki właśnie przyniósł do mnie. Skontaktowałam się z Tomkiem - kolegą, który również jest budowlańcem. Przyszedł i obejrzał mieszkanie – opowiadała Anna Szeszuła.
- Tu jest skuta, zdjęta już właściwie podłoga betonowa. Tu była siatka, natomiast w tych częściach, gdzie…mają być meble, pan Marcin nie położył tej siatki, więc to jest oczywiste, że to tym bardziej nie ma szansy się trzymać (odrywa ręką beton od podłogi – red.) – mówił budowlaniec Tomasz.
Problem był również z instalacją elektryczną i wentylacją w łazience, kanał której kończył się tuż nad sufitem i nie był z niczym połączony.
- Rurki, który miały być miedziane…nie były miedziane, tylko plastikowe, a były pomalowane na miedziany kolor. Stelaż do podwieszanej muszli klozetowej został zabudowany, były położone płytki, ale nie był połączony z wodą ani nie miał odpływu – wyliczała pani Anna.
Groźby, oskarżenia o pobicie. Wojna wnuczki z babcią
Gdyby tego było mało, w trakcie remontu z mieszkania zniknęły grzejniki i lampa. Marcin G., co prawda w styczniu tego roku na piśmie zobowiązał się poprawić usterki - ale na budowie więcej się nie pojawił. Za remont wziął prawie 40 tysięcy złotych. Nam udało się skontaktować z kolejnymi poszkodowanymi. To byli współpracownicy i klienci budowlańca.
- Powiem panu tak, jak ja przeczytałem ten artykuł i zobaczyłem, że tam były rurki malowane na miedź, to u mnie robił to samo. Jak zrobił ślepe gniazdka, to u mnie zrobił to samo – powiedział były szef budowlańca.
- Takie najbardziej ewidentne, to było to, że w takim korytarzyku płytki kładł od dwóch stron i w miejscu, w którym się zeszły, to był centymetr różnicy w wysokości płytek. Jedna płytka była centymetr nad drugą – tłumaczyła osoba poszkodowana przez budowlańca 12 lat temu.
I wszyscy poszkodowani, z którymi udało nam się porozmawiać twierdzą, że z mieszkań znikały grzejniki, płytki, a nawet drobne rzeczy jak farba, czy kable. Pan Krzysztof, w mieszkaniu naszej bohaterki znalazł należące do niego płytki.
Nie mogą wrócić do mieszkań. Dziwny remont w Warszawie.
- To jest dokładnie ten sam gres, który pan Marcin kładł w naszej łazience – ocenił Krzysztof Krzyś, poszkodowany przez budowlańca.
U pana Krzysztofa remont trwał równolegle z remontem pani Anny. Jak podkreśla mężczyzna, usterek w mieszkaniu jest sporo. W gniazdkach w łazience, nie ma uziemienia, uszkodzona bateria jest zamaskowana taśmą izolacyjną.
- Parę dni temu zabieramy się za ogródek, wyjście na wodę na zewnątrz no i okazuje się, że wyjście nie działa. Poszedłem odkręcać zawory, a zaworów nie ma. On po prostu je odpiłował, uciął plombę,, a żeby nie było widać, zaszpachlował to, zamalował, zatynkował. I widzę dokładnie ten sam licznik w ofercie handlowej pana Marcina – powiedział Krzysztof Krzyś.
Budowlaniec nie ma sobie nic do zarzucenia.
Marcin G: Ja np. wezmę sobie trzy płytki i przewiozę sobie je gdzieś indziej, a one są na wyrzucenie, to dlaczego ktoś mówi, że ja to kradnę. Następna sprawa, dlaczego jest mowa, że zniszczyłem remont, jak tam było zrobione tynkowanie, szpachlowanie ścian w tym mieszkaniu.
Reporter: Plastikowe rurki pomalował pan na kolor miedziany, wentylacja w łazience kończy się w podwieszanym suficie, nie jest do niczego podłączona, to o czym my rozmawiamy?
Marcin G: Inna była umowa, potem co innego chcieli, żeby zrobić. Przyszedł jakiś inny fachowiec, zaczął wymyślać. Każdy ma inny problem.
Poszkodowani konsekwentnie składają zawiadomienia na policji, bo w działaniach budowlańca widzą zamierzone oszustwo. Niestety bezskutecznie, bo funkcjonariusze sprawy prowadzić nie chcą, a naszych bohaterów odsyłają do sądu cywilnego.
- Myślę, że to jest taki zawód „remonty i wykończenia”, ale ludzi, a nie mieszkań – podsumowała Anna Szeszuła.