Pomagają w Polsce i w Ukrainie. Pieniądze zbierają nawet ich dzieci
- Za każdym razem chowaliśmy się w łazience, w wannie. Nigdy tego nie zapomnę, nawet jakbym chciała – opowiada pani Natalia, która wraz z pięcioletnią córką i matką uciekła z Kijowa, gdy rosyjskie wojska zbliżały się do stolicy Ukrainy. Rodzinie pomogła wyjątkowa rodzina z okolic Tarnowa.
Pani Ludmiła, pani Natalia i jej pięcioletnia córka Krystyna pochodzą z Kijowa. W Polsce są od kilku tygodni. Kobiety uciekły od koszmaru wojny. Dziś są bezpieczne, ale każdego dnia obawiają się o życie swoich najbliższych.
- Mąż pozostał w Kijowie i nawet nie myślał wyjeżdżać, bo powiedział, że nie mógłby spojrzeć w oczy dziecku. Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego córce. My przeżywamy, a dzieci przezywają to jeszcze bardziej. Nie wiem, co mam powiedzieć, bo to jest taki dramat, którego nie da się opisać, to jest drastyczne. Tam jest mój mąż, mój brat, całe moje życie – opowiada pani Natalia.
Dramat brutalnie pobitego. Od 20 lat walczy o życie
Kobiety na początku wojny chroniły się przed nalotami śpiąc w łazience, w wannie. Kiedy było już coraz bardziej niebezpiecznie, natychmiast podjęły decyzję o ucieczce z Kijowa. Przez kilka dni próbowały wydostać się starym autem z kraju.
- Poczucia bezpieczeństwa nie było od pierwszego dnia, cały czas się bałam. Cieszę się, że jesteśmy bezpieczne, bardzo długo docieraliśmy do Polski. Trzy doby jechaliśmy do Polski, trzy razy nocowałam w aucie – wspomina pani Natalia.
- Tego nie da się zapomnieć, w żadnym przypadku. Będę mówiła o tym swoim dzieciom, studentom. Moje życie było całkiem inne przed wojną – mówi pani Ludmiła, mama pani Natalii.
Przyjechały do Polski z oszczędnościami. Wszystko im skradziono
Rodzina z Kijowa mieszka pod Tarnowem. Pod swój dach przygarnęła ich rodzina Sadowskich. Pani Katarzyna i pan Edwin oddali im swoje biuro i w pełni przystosowali do codziennego życia. A ich dzieci: jedenastoletni Dominik i siedmioletni Filip dla kobiet zebrali pieniądze.
- Ja od małego lubię pomagać innym ludziom, daje nam to radość. Zrezygnowaliśmy z prezentów, daliśmy pieniądze rodzicom, by pomagali innym ludziom – opowiada jedenastoletni Dominik Sadowski.
- Jestem wdzięczna tej rodzinie, jak ona nas przyjęła, jacy oni są dobrzy. Codziennie robią wszystko, byśmy zapomnieli o smutnych przeżyciach – mówi pani Ludmiła, mama pani Natalii.
Ubezpieczał, a oni ginęli. Maciej B. trafił za kraty
Rodzina Sadowskich pomaga uchodźcom pod Tanowem, pomaga na granicy, ale i bezpośrednio straży pożarnej w Ukrainie.
- Ufundowaliśmy specjalistyczny sprzęt, pięć agregatów prądotwórczych, piły spalinowe, piły do cięcia betonu, latarki wojskowe. Tym ludziom ten sprzęt był po prostu niezbędny – mówi Edwin Sadowski. Jak tłumaczy, rodzina pomaga, bo „taka jest potrzeba chwili”.
Rodzina Sadowskich nie pierwszy raz okazuje pomoc. Kilkukrotnie już pomagała bohaterom Interwencji. Kupowała sprzęt lub wspierała ich finansowo.
Jednym z nich jest niepełnosprawny pan Damian z Gniezna, który zbierał nakrętki na rehabilitację. Niestety nakrętki skradziono. Rodzina Sadowskich po emisji reportażu natychmiast wsparła chorego pana Damiana.
- Niech wszyscy zaczną pomagać, naprawdę czujemy się lepiej, jak możemy komuś pomóc – zaznacza Katarzyna Sadowska, żona pana Edwina.