"Mężczyźni są na froncie, to jaka może być radość?". Wielkanoc w Ukrainie
Tegoroczna Wielkanoc prawosławna wypada tydzień po katolickich świętach. Chociaż z definicji jest radosnym świętem, to w Ukrainie pełna jest w tym roku smutku, lęku i niepewności. Pojechaliśmy do obwodu wołyńskiego zobaczyć, jak obchodzą zmartwychwstanie Chrystusa mieszkanki i mieszkańcy ogarniętej wojną Ukrainy.
Sobór Zmartwychwstania Pańskiego w Kowlu w Ukrainie to jedna z najważniejszych świątyń obwodu wołyńskiego. Tydzień po naszej Wielkanocy, w Wielką Sobotę prawosławni mieszkańcy licznie odwiedzali tę cerkiew, żeby poświęcić pokarmy na świąteczny stół.
- Żyliśmy w zgodzie, z Bogiem i żyjemy dalej z Bogiem jak jest wojna. Przeżyjemy i jesteśmy w wierze, że Bozia nas nie zostawi. Musimy to wszystko jakoś przeżyć. I Polska nas podtrzymuje w tym wszystkim i jak to się mówi, przyjaciela poznaje się w biedzie, teraz wiemy kto jest kim – mówi Oleg.
Siostry na wojnie. Jedna w Ukrainie, druga organizuje pomoc
- Zgodnie z tradycją, w koszyku mam jajka, kiełbasę, kawałek mięsa. Niby w sercu jest radość ze zmartwychwstania, ale to będą jednak smutne święta. Z wielu rodzin mężczyźni są na froncie, to jaka może być radość? Mój mężczyzna też tam jest. Na szczęście na razie nie jest na pierwszej linii, ale służy. Wyjechał, jak tylko zaczęła się wojna – opowiada pani Inna.
Późnym wieczorem, w tej samej cerkwi odbyła się kilkugodzinna msza nazywana Jutrznią Wielkanocną. Religijnej uroczystości nie przerwały nawet syreny alarmowe.
- Jako prawosławni, wierzymy w to, że Boga nas ochroni. On jest ponad całą tę wojnę. Bóg zwyciężył śmierć, więc wierzymy w to, że i nas ocali od złego – tłumaczy pani Anastazja.
Sądziła, że dzwonią z banku. Straciła wszystko
W Ukrainie kościół prawosławny dzieli się na cerkiew patriarchatu moskiewskiego i cerkiew kijowską. Ta druga nie uznaje zwierzchnictwa rosyjskich duchownych, którzy popierają Władimira Putina i pobłogosławili armię agresora. Sobór, w którym byliśmy podlega moskiewskim duchownym, a jednak nie brakuje w nim wiernych.
- My nie chodzimy przecież do patriarchatu, tylko do cerkwi – podkreśla Anastazja.
Jutrznia wielkanocna kończy się w późnych godzinach nocnych. Nasza ekipa następnego dnia rano ruszyła na północ kraju, do wsi Kortelisy, leżącej przy granicy z Białorusią. Tam na uroczyste śniadanie wielkanocne zaprosił nas Mikołaj wraz ze swoją trzypokoleniową rodziną.
- Daj Boże, żeby ten rok był dostatni, żeby nastał pokój, szczęście i dobrobyt. Próbujcie – mówi Mikołaj, przy dzieleniu się jajkiem.
- W Wielką Niedzielę wszyscy świętujemy w swoich domach. Drugiego dnia chodzimy w gości. No i jeszcze dzisiaj, o godz. 14. Kto ma taką potrzebę, idzie jeszcze na mszę do cerkwi i jutro z samego rana jest też nabożeństwo – słyszymy od zebranych członków rodziny.
Oszuści wykorzystują dramat Ukraińców
Atmosfera przy stole zmienia się, gdy rodzina wspomina nieobecnego Władimira. Dwudziestolatek w tym roku wyjątkowo nie może świętować z bliskimi Wielkanocy.
- Czekamy, aż to się wszystko skończy i on wróci do domu. On jest w Ukrainie. A gdzie dokładnie, co i jak, to tego nie wiemy. Jak zaczęła się wojna, poszedł bronić Ukrainy – rozpaczają.