Umorzone śledztwo ws. śmiertelnego wypadku w pracy. Rodzina wskazuje na błędy
Paweł Kotuniak był cenionym pracownikiem firmy produkującej pieczarki na Mazowszu. Pół roku temu spadł z drabiny, montując lampę w jednej z firmowych hal. Obrażenia okazały się śmiertelne. Prokuratura umorzyła postępowanie ws. wypadku m.in. ze względu na wyniki sekcji zwłok 63-latka, które wykazały w organizmie alkohol. Tyle, że badanie krwi w szpitalu, tuż po wypadku wykazało, że mężczyzna był trzeźwy.
Paweł Kotuniak po śmierci żony samotnie wychowywał dwoje dzieci. Gdy te dorosły, wrócił w rodzinne strony i to wtedy zatrudnił się w pieczarkarni. W grudniu ubiegłego roku miał w pracy wypadek.
- Z tego co wiem, to o 3 rano był tata w pracy. Wypadek miał gdzieś około 5:30 – opowiada Rafał Kotuniak.
Według oficjalnej wersji pracodawcy, pan Paweł spadł z drabiny, wieszając w hali do uprawy pieczarek lampę owadobójczą. Miał do tego użyć złego typu drabiny. Pojedynczej, zamiast rozstawnej. Ale początkowo świadek zdarzenia miał zeznawać, że innej drabiny w hali nie było. Później zmieniał zeznania.
Brutalny atak w windzie. Bił, aż pękła czaszka 21-latki
- Do dziś tak naprawdę nie udało nam się dowiedzieć, co tam się stało. Prawdopodobnie omsknęła mu się noga. Myślę, że też przyczyniło się do tego obuwie. Ponieważ tata nie miał jakiegoś tam specjalnego obuwia, tylko miał takie zwykłe kalosze wydane przez firmę. Tak naprawdę nie wiem też z jakiej drabiny tata spadł, a jaka była prawidłowa. Myślę, że pracując tyle lat wiedział, na jakiej drabinie ma pracować. Nie był pierwszy dzień w pracy – mówi Agnieszka Wyrębek, córka pana Pawła.
Wątpliwości rodziny budzi też akcja ratownicza. Nie od razu wezwano pogotowie. Najpierw o wypadku dowiedział się brygadzista, później dyrektor, ten dzwonił do kierownika i na końcu wezwano ratowników. Raport z Państwowej Inspekcji Pracy wskazuje, że w halach nie było instrukcji pracy na wysokościach. Ekspertyza grafologiczna, że pod szkoleniami BHP, które miał odbyć pan Paweł - mógł podpisać się ktoś inny.
- Dostaliśmy pismo od prokurator, że umarza śledztwo i że jest wykryty u taty alkohol 0,27 promila. No to mieliśmy badania z SOR-u, badania taty ze szpitala. I wynika z nich, że tata był trzeźwy. Pierwsza myśl: no przecież po śmierci się nie napił – mówi Rafał Kotuniak.
Konflikt w TBS w Warszawie. Sprzeciw wobec podwyżek
Prokuratura Rejonowa w Siedlcach umorzyła śledztwo w sprawie wypadku. Kluczowe były zeznania świadków mówiące, że pan Paweł pomylił drabiny oraz przeprowadzona w piątym dniu po śmierci sekcja zwłok. Ta wykazała, że mężczyzna miał być w pracy pod wpływem alkoholu. Ale według dokumentacji szpitala, do którego trafił pan Paweł zaraz po wypadku - był on przygotowywany do operacji, miał badaną krew i był trzeźwy. Dlaczego nie wzięto pod uwagę tej dokumentacji?
- Z uwagi na to, że strony wniosły środki odwoławcze w tej sprawie nie chciałabym się szczegółowo na temat sprawy wypowiadać – odpowiada Katarzyna Wąsak z Prokuratury Rejonowej w Siedlcach.
- To jest naprawdę tragedia, tym bardziej, że tutaj tata był szanowanym wszędzie człowiekiem, zawsze był odpowiedzialny. I taka sytuacja nie powinna mieć miejsca – uważa Rafał Kotuniak.
O alkohol wykazany podczas sekcji zwłok pytamy Szczepana Cierniaka, kierownika Zakładu Patomorfologii w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ulicy Szaserów w Warszawie. Tłumaczy, że to tzw. alkohol endogenny. Powstaje w wyniku rozkładu ciała po śmierci i może osiągnąć stężenie nawet 1,5 promila, dlatego bardziej miarodajne są wyniki badania krwi u żywej osoby. Podobną sprawę w 2016 roku rozpoznawał już sąd w Siedlcach. Wówczas biegły stwierdził, że jest to normalne zjawisko.
Wynajęła dom ambasadzie Jemenu. 112 tys. zł strat
- Dodatkowym argumentem w tej sprawie jest to, że BHP nie było do końca przestrzegane w zakładzie. Wskazuje na to protokół inspekcji pracy. Jest to kwestia przeszkolenia w zakresie korzystania z drabin. W tym posiadania instrukcji pracy na wysokości. Według kontroli takich instrukcji nie było – mówi prawnik Bartosz Graś.
Przedstawiciele firmy, w której pracował pan Paweł zgodzili się na rozmowę. Ich zdaniem do wypadku doprowadził błąd 63-latka, który użył nie tej drabiny. Nie zauważono, żeby kiedykolwiek mężczyzna przyszedł do pracy pijany. Co do tego wątpliwości nie miał też ubezpieczyciel, który wypłacił rodzinie odszkodowanie. Zapytaliśmy też o protokół z Państwowej Inspekcji Pracy.
- To prawda, inspekcja pracy po przeprowadzeniu kontroli powypadkowej wypisała w zaleceniach to, żeby przy każdej drabinie znajdowała się dodatkowa instrukcja pracy na wysokościach. Jest to instrukcja pracy na drabinach. I tak też zrobiliśmy. Instrukcja została wydrukowana i rozwieszona przy każdej drabinie – mówi Krystian Sopiński, prezes firmy produkującej pieczarki.
Mieszkańcy w szoku. Czynsz wzrósł ponad dwukrotnie!
Gdy mówimy, że z ekspertyzy wynika też, że część podpisów nakreślonych na dokumentach pana Pawła, jak szkolenia BHP, jest podrobiona, prezes odpowiada: - Żadna z takich ekspertyz do nas nie dotarła. Nie otrzymaliśmy żadnego dokumentu, żadnego pisma. Z mojej najlepszej wiedzy wynika, że pracownik podpisywał wszystkie dokumenty osobiście.
- Na pewno nie pozwolę na to, żeby zrobili z taty osobę, która pracowała pod wpływem alkoholu. Będę walczyła dopóki będę miała siły. A tych sił mam dużo – zapowiada Agnieszka Wyrębek.