Jest brama i kłódka. Kupiła działkę, do której nie może dojechać
Natalia Dziewiątka kupiła działkę, do której nie może dojechać mimo, że w akcie notarialnym ma to zapewnione. Okazało się, że urzędnicy wydzierżawili wcześniej teren innej rodzinie, a ta zamknęła przejazd na kłódkę. Ci sami urzędnicy zapewniali poprzednią właścicielkę gruntu, że dojazd do niego jest. Zaznaczyli go nawet na mapie. W ten sposób doprowadzili do ostrego sporu.
Pani Natalia Dziewiątka mieszka w Nowym Objezierzu w województwie zachodniopomorskim. Jest rolniczką. Od czterech lat hoduje owce i kozy. W planach ma także prowadzenie stadniny koni. Dlatego w lutym zainwestowała oszczędności życia w nową działkę, która miała pomóc jej rozwinąć działalność.
- Zamiary mieliśmy takie, żeby zasiać tam buraki pastewne dla naszych owiec. Byłoby około 25 ton. No, ale niestety nie udało się. Nie możemy się na nią dostać, nie możemy przyszykować jej pod nasze zwierzęta – tłumaczy pani Natalia.
Chcą rozliczyć prezesa spółdzielni. Skąd takie podwyżki?
Działka leży w sąsiedniej miejscowości, w Starym Objezierzu. 26-latka kupiła ją od mieszkańców wsi. Niestety, dwa tygodnie później okazało się, że nie ma do niej wjazdu. I mimo, że w akcie notarialnym jest on zapewniony, to kobieta od prawie pół roku musi walczyć o swoją własność.
- Że droga istnieje udało się potwierdzić przez wizytę sprzedających w gminie. Pewna pani wydrukowała mapkę i osobiście zaznaczyła na niej drogę. Potwierdziła, że z tej drogi można korzystać. Jednak droga zniknęła z tego wzglądu, że gmina ją wydzierżawiła. Ja nie wiem czy to jest zgodne z prawem, jednak gmina podtrzymuje, że tak i nie ma zamiaru zmienić zdania. Liczyliśmy na 25 ton buraków pastewnych z pola, gdzie jedna tona kosztuje 1000 zł. Rachunek naszych strat jest prosty – mówi pani Natalia.
- Pani Natalia zgłosiła problem z dojazdem do działki, która nabyła od dotychczasowych właścicieli. Oni swoją nieruchomość podzielili na dwie i w lutym tego roku sprzedali ta oddzieloną część stanowiącą pole. Obok znajduje się działka gruntu oznaczona jako droga, ale nigdy nie była urządzona jako droga. Nie jest ustanowiona jako droga publiczna. I nabywcy, instruowani przez sprzedawców, uznali, że będą mogli tamtędy dojeżdżać – mówi Jerzy Choroszewicz, sekretarz gminy Moryń.
Odcięta od świata. Ciągle puka w okna
Przed transakcją sprzedający działkę zapewnili panią Natalię, że nieruchomość ma dojazd i prowadzi on pod oknami małżeństwa W., które we wsi mieszka od 6 lat. Po transakcji okazało się, że dojazdu nie ma, bo gmina dwa lata wcześniej wydzierżawiła go małżeństwu W. Tym samym działka 26-latki od lutego nie może być użytkowana.
- Przez dwa tygodnie korzystaliśmy z drogi, ale później brama została zamknięta – relacjonuje pani Natalia.
Anna W. nie zgadza się na udostępnienie przejazdu.
- A dlaczego ja? Droga nie jest przypisana do działki. Ja mam tylko jedno pytanie: skąd ten pan, co sprzedawał wam działkę wie, że to jest dojazd do tej działki? – mówi.
Sekretarz gminy Moryń uważa, że sprzedający wprowadzili panią Natalię w błąd, oświadczając w akcie notarialnym, że ta działka ma bezpośredni dostęp drogi publicznej. - To nieprawda – informuje Jerzy Choroszewicz.
Błąd w akcie notarialnym Czeka ich eksmisja z mieszkania
- To jakieś nieporozumienie, przecież korzystaliśmy z mężem z działki. Zakupiliśmy ją w 1992 roku i nigdy nie było problemu z dojazdem. Jeżeli chcieliśmy wjechać ciężkim sprzętem, korzystaliśmy z drogi, która jest do niej przypisana. Tej, która jest teraz zamknięta – odpowiada Danuta Nowomiejska, która sprzedała pani Natalii działkę.
- Wiem, że zawsze był wjazd tędy, przez podwórko. Właściciel tamtego pola zawsze tędy wjeżdżał – zaznacza Natalia Kluska-Gromnica, mieszkanka Starego Objezierza.
- Nie wiem dlaczego teraz wymyślili, że dojazdu nie ma. Na jedną działkę jest cały czas, a na tę działkę teraz nie ma. To trochę dziwne. Nie wiem, czy to tak można wydzierżawić sobie drogę publiczną – dodaje inny mieszkaniec, pan Marek.
Prawdę poznaliśmy dopiero, gdy spotkaliśmy się z panią Danuta. Byłą właścicielką działki. Kobieta potwierdza, że do działki zawsze był dojazd i są na to stosowne dokumenty. Podczas naszej wspólnej wizyty w urzędzie 70-latka obaliła wszystkie dotychczasowe twierdzenia urzędników.
Horrendalna opłata za DPS. Urzędnicy zasłaniają się przepisami
- Sprzedający ponoć byli w gminie przed sprzedażą i powiedziano im, i jeszcze zaznaczono na mapce drogę, która prowadzi do tej działki – pokazuje nam dokument Natalia Dziewiątka.
- Tu jest droga dojazdowa, która idzie do tej działki. Ta, która jest wydzierżawiona. Są pieczątki, jest wypis, wszystko jest. Czuję oszukana w tej chwili. Bo nie dość, że problem ma kupujący, to ja pośrednio też. Oskarża się mnie, że wprowadziłam w błąd osoby, które to kupiły. A tak nie jest – podkreśla Danuta Nowomiejska, poprzednia właścicielka działki.
Dzierżawiąca drogę Anna W. też opowiedziała nam o swojej wizycie w urzędzie. - Pani w gminie powiedziała mi, że nie mam obowiązku nikogo wpuszczać, mogę kłódkę założyć, bo mam dzierżawę na to – opowiada.
Skąd tak skrajna rozbieżność u urzędników? Danuta Nowomiejska jeszcze raz spotkała się z pracownikami gminy.
Pani Danuta: Ja byłam u pani po wypis z działki. Mapkę z ewidencji… z zaznaczeniem drogi, tak? Pani mi pokazała, gdzie jest droga. Dlaczego mi pani nie powiedziała, że ona jest wydzierżawiona?
Urzędniczka: A czy pani myśli, że ja wszystkie rzeczy pamiętam…
Pani Danuta: Mogła to pani sprawdzić.
Urzędniczka: No wszystko można.
Reporter: Ale to jest pani obowiązek, pani jest urzędnikiem.
Pani Danuta: To jest dokument ze starostwa, które zaznacza drogę. Pani nie miała tej informacji wcześniej?
Urzędniczka: To jest wypis ze starostwa, a my jesteśmy…
Reporter: Dlaczego pani nie przekazała pani Danucie tej informacji? Kobieta przyszła zapytała czy do działki jest dojazd, pani powiedziała” „tak”…
Urzędniczka: Proszę pana nie ja zajmuje się dzierżawami.
Natalia Dziewiątka: Oskarżacie dzierżawcę, sprzedających, kupujących, a waszej winy tutaj nie ma?
Urzędnik: Nikt dzierżawców nie oskarża.
Natalia Dziewiątka: Kazaliście im zamknąć bramę. To jest dosłownie pół godziny, żeby usiąść i zmienić umowę dzierżawy.
Brudna woda w kranach. Mieszkańcy są wściekli
W moryńskim magistracie urzędnicy umyli ręce od problemu. Zamierzają nadal bronić swojego stanowiska i nie udostępnić pani Natalii dojazdu do działki.
Kilka godzin po naszym wyjeździe na działce pani Natalii wybuchł pożar. Kobieta jest przerażona. Obawia się nawet o swoje życie. Według 37-latki komuś bardzo zależy, by odpuściła walkę o swoją własność.
- Zapaliły się śmieci, które kupiliśmy już razem z działką. One były porozrzucane po całej działce. Chcieliśmy ją uszykować, dlatego zwieźliśmy to w jedno miejsce. I mieliśmy w planach je wywieźć, ale później nastąpił ten niesamowity zwrot akcji i nie mogliśmy wchodzić na działkę – tłumaczy pani Natalia.
- Podczas rozmowy z dzierżawcami usłyszeliśmy, że tych śmieci nie będziemy wozić drogą pod ich oknami i tego samego dnia nastąpił ten pożar. Nie chcę tu nikogo oskarżać. Nie wiem czy to nie było ostrzeżenie. Mam swoje podejrzenia, tak jak inni ludzie na wsi i się tego będę trzymać – dodaje.
Brudna woda w kranach. Mieszkańcy są wściekli
O pożarze chcieliśmy porozmawiać z dzierżawcami. Małżeństwo, które dwa dni wcześniej chętnie broniło swoich racji, unika konfrontacji.
Mimo wszystko pani Natalia liczy na odzyskanie dojazdu do swojej działki. Niedawno kobieta skierowała sprawę do sądu. Chce wyznaczenia drogi koniecznej.
- Zaszliśmy już tak daleko, że polubownego załatwienia sprawy już nie widzę. Bo tych pieniędzy, które straciłam, nikt mi polubownie nie odda. Sprawa pójdzie dalej, bo musimy odzyskać koszty, które ponosimy – zapowiada.