Drzewo spadło na samochód. Kobiety mogły zginąć, winnych brak
Kiedy na auto, którym jechały, spadło ogromne drzewo, od śmierci dzieliły je centymetry. 17-letnia Angelika trafiła do szpitala z kręgosłupem złamanym w sześciu miejscach. Jej mama - w trzech. Z bólem i traumą zmagają się do dziś. Także do dziś walczą o to, by ktokolwiek wziął odpowiedzialność za spróchniałe drzewo, które runęło. Ale potencjalni winni przerzucają się odpowiedzialnością. Drzewo rosło na granicy dwóch działek: jednej należącej do PKP SA, a drugiej do miasta Żywiec.
28 czerwca ubiegłego roku w Żywcu, w słoneczny bezwietrzny dzień, doszło do tragedii. Tuż obok dworca kolejowego na przejeżdżający samochód przewróciło się olbrzymie drzewo. Autem, które zostało doszczętnie zmiażdżone, jechała pani Barbara z 17-letnią córką Angeliką.
- Ja nawet nie wiem, co się wydarzyło. Po zwaleniu się drzewa na samochód straciłam przytomność - mówi pani Barbara.
Kobiety zostały uwięzione w zmiażdżonym samochodzie. Samo zdarzenie jak i akcję ratunkową zarejestrował monitoring z pobliskiego sklepu. Na miejscu pojawiła się straż i karetki pogotowia.
- Popatrzyłam na mamę, mama była cała sina, głowę miała przekręconą na ramię. Było pełno gałęzi w aucie, był cały spłaszczony. Myślałam, że mama nie żyje. Nie odzywała się. Podbiegli ludzie, zaczęli mówić, żebym nie zasypiała - mówi 17-letnia Angelika.
- Niewiele brakowało, że osoby byłyby bardziej przygniecione. Kilka centymetrów zaważyło o tym, że klatki piersiowe tych osób mogły być bardziej dociśnięte dachem i byłyby większe obrażenia - twierdzi Rafał Cebrat z Państwowej Straży Pożarnej w Żywcu.
Kobiety w ciężkim stanie trafiły do szpitali w Żywcu i Bielsku-Białej. Lekarze ocenili, że od przerwania rdzenia kręgowego nastolatkę dzieliły 2 milimetry. Ich rehabilitacja trwa do tej pory.
- Miałam złamany kręgosłup lędźwiowy i piersiowy. Miałam skręcony kark, potłuczoną całą głowę, byłam posiniaczona, ból niesamowity. Córka miała złamany kręgosłup w sześciu miejscach. Dramat - mówi pani Barbara.
ZOBACZ: Kredyt, próba samobójcza i eksmisja. Dramatyczna sytuacja rodziny Nowaków
Zarówno PKP jak i gmina Żywiec powinny kontrolować stan spróchniałego drzewa. Jak się okazuje, nikt tego nie robił. Obie instytucje wzajemnie przerzucają się odpowiedzialnością.
- Na 100 procent drzewo nie jest w pasie drogowym, bo gdyby tak było, to my byśmy o nie dbali. I na pewno by się tak nie wydarzyło, że by się wywróciło. To drzewo jest ewidentnie na terenie PKP - twierdzi burmistrz Żywca, Antoni Szlagor.
- Drzewo rzeczywiście znajdowało się na granicy działek, ale był to teren pasa drogowego. Czyli w naszej ocenie za stan drzewa, zieleni odpowiada gmina - przekonuje z kolei Michał Stilger z PKP SA.
Prokuratura ustaliła na podstawie map starostwa, że drzewo jednak rosło na granicy dwóch parceli: jednej należącej do Polskich Kolei Państwowej i drugiej gminy Żywiec. Mimo to, śledczy nie potrafili ustalić winnych tragedii.
- Postępowanie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa. Problem polega na tym, że drzewo rosło w granicy działki, nie ustalono osoby, która powinna się opiekować - mówi Piotr Sowa z Prokuratury Rejonowej w Żywcu.
Burmistrz twierdzi, że w pomiarach Geoportalu trzeba przyjąć błąd statystyczny, a w tej sytuacji kilka centymetrów może zaważyć o tym, kto był właścicielem drzewa. PKP natomiast nie kwestionuje, że drzewo stało częściowo na ich parceli, jednak odcinają się od obowiązku jego pielęgnacji. Z polisy kolejarzy wypłacono groszowe odszkodowanie.
- Wystąpiliśmy o odszkodowanie do PZU, moja córka dostała 500 zł. To dla mnie tak, jakby ktoś mi dał w twarz. 500 zł za złamany kręgosłup w sześciu miejscach. Później było odszkodowanie, przyznali większa sumę, ale to i tak jest śmiechu warte - mówi pani Barbara.
ZOBACZ: 17 lat walczą o zwrot ziemi
Kobiety domagają się ukarania winnych zaniedbania. Po naszej wizycie prokuratura zobowiązała się raz jeszcze przeanalizować akta umorzonej sprawy.
- Poszła do szkoły sportowej, myśląc o AWF. Ja im tego nie odpuszczę, bo ona straciła swoje marzenia, bo ona nie będzie mogła pójść na studia, które chciała. Powinni ponieść odpowiedzialność - mówi pani Barbara.