Przy ulewach woda wlewa się kontaktami. Winią kolejarzy

Mieszkańcy Pyskowic na Górnym Śląsku od kilku lat z niepokojem patrzą w niebo. Każda ulewa kończy się zalaniem ich domów i gospodarstw. Rekordziści zalewani byli po kilkanaście razy, straty szacują na setki tysięcy złotych. Przyczyną problemów jest niedrożna kanalizacja deszczowa znajdująca się na terenie PKP - PLK.

- Straciłem podczas tych deszczów ponad 300 tysięcy złotych. Posiadałem motory, siłownię, bieżnię, saunę, wszystko to pozalewane, zniszczone, do wyrzucenia. Dwa samochody straciłem - Renault Megan i Audi A6. Do tego kosiarki, piły spalinowe. Zalany byłem może z 15 razy. Trochę deszczu i do kolan, do pasa mam wodę - opowiada jeden z mieszkańców Pyskowic.

- W 2020 roku interweniowaliśmy w sprawie zalań 4 razy, w 2021 roku 7 razy, a w bieżącym 3 razy. Interwencje polegały na wypompowywaniu wody z posesji - tłumaczy Jakub Zych z Państwowej Straży Pożarnej w Gliwicach.

ZOBACZ: Biznes nad Odrą umiera. „Jesteśmy jak te śnięte ryby”

- Pięć lat temu remontowany był budynek nastawni kolejowej i po tym zaczęły się problemy. Kolektor został zasypany przez gruz, który wsypali do studzienki burzowej - twierdzi Alfred Podolak, mieszkaniec Pyskowic.

Pan Alfred miał już wielokrotnie zalewany rodzinny dom. Kupił pompy pożarnicze, aby wypompowywać wodę z posesji zanim przyjedzie straż.

- Podczas ulewnych deszczów rów i studzienki burzowe nie odbierają wody. Przelewa się i nie ma sposobu, żeby coś uratować na posesji - opowiada pan Alfred.

- Jak jest ulewa, to mamy 15 minut na zdemontowanie blatu z kuchni, żeby wyjąć pralkę, lodówkę, piekarnik. Chłopaki demontują, a my wylewamy z dziećmi wodę, bo nawet kontaktami się wlewa. Pralkę, lodówkę chłopaki na wyższe piętra zanoszą - tłumaczą inni mieszkańcy Pyskowic.

ZOBACZ: Ofiary radcy prawnego z Warszawy. Stracili wszystko

Lokalni urzędnicy chcieli pomóc poszkodowanym mieszkańcom. Przez kilkanaście miesięcy nie mogli jednak ustalić, kto jest administratorem nieruchomości, na której znajduje się feralna kanalizacja. W zapisach gruntów wpisane jest, że właścicielem terenu są PKP SA. Ostatecznie okazało się jednak, że gruntem zarządza spółka PKP - Polskie Linie Kolejowe.

- PKP podzielona jest na różne spółki i ciężko jest dojść właściwej spółki - mówi Agnieszka Dymek z Urzędu Miasta w Pyskowicach. Dodaje, że pisma urzędników do PKP pozostawały bez odpowiedzi.

- To jest wybitne lekceważenie przez PKP. Ludzie cierpią, a nikt się nie przejmuje, że ponosimy koszty, że nie możemy pojechać na urlop, bo mogą być ulewy - uważają mieszkańcy.

ZOBACZ: Kłótnia i zaginięcie. Sześć lat poszukiwań

Dotychczasowe naprawy prowadzone przez Polskie Linie Kolejowe nie przyniosły rezultatu. Obecnie trwa kolejna - trzecia, próba usunięcia usterki. Zauważyliśmy, że robotnicy kolejowi na terenie ogólnie dostępnym zostawili niezabezpieczone otwory, studnie i wykopy.

- Proszę zobaczyć, „zabezpieczenie” firmy przed nieszczęśliwymi wypadkami. Tu mogą dzieci wpaść, tu chodzą dzieci. Zabezpieczenie studzienki burzowej przed dziećmi - komentuje jeden z mieszkańców stojąc nad niezabezpieczoną studzienką.

Robotnicy nie zareagowali na naszą informację na ten temat. Mieszkańcy poprosili o pomoc straż miejską. Funkcjonariusze mieli zastrzeżenia dotyczące zabezpieczenia wszystkich miejsc, w których pracowali robotnicy na zlecenie PKP PLK. Musieli sami ogrodzić miejsca wykopów i prac budowlanych.

Mieszkańcy podkreślają, że dotąd nikt z kolejarzy nie przyjechał do nich. Nie usłyszeli nawet słowa wyjaśnienia.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX