Odesłali z udarem do domu? Rodzina wini szpital

- Siostra jest kaleką. Mam żal do szpitala i karetki pogotowia, że dwa razy odmawiała - mówi Danuta Valenta, która obwinia lekarzy i ratowników z Nysy za stan zdrowia jej siostry. 85-latka doznała rozległego udaru, ale zdiagnozowano go dopiero pięć dni po pierwszym wezwaniu karetki i pobycie w szpitalu.

Pani Anna ma 85 lat i mieszka w Nysie na Opolszczyźnie. W niewielkim mieszkaniu od pewnego czasu przebywała z nią młodsza siostra Danuta. Kobieta przeprowadziła się z pobliskich Czech, gdzie mieszkała przez 30 lat. Do 23 lipca pani Anna samodzielnie się poruszała i mówiła. Nagle źle się poczuła.

- Siostra siedziała na krześle, wykręcona, usta z prawej strony, nie mówiła, dziwne oczy miała. Zadzwoniłam na 112 - opowiada Danuta Valenta, siostra pani Anny.

ZOBACZ: Warszawskiej tramwajarce grozi eksmisja. Zarabia o 360 zł za dużo

Karetka przyjechała w ciągu 10 minut i panią Annę zabrano do szpitala powiatowego w Nysie. Po 5 godzinach pani Danuta odebrała telefon z izby przyjęć.

- Zadzwonili, że siostrę odwożą do domu, że nic jej nie jest. Byłam zaszokowana. Karetka pogotowia ją przywiozła, trzymali ją pod rękę, jakby pijana była - wspomina Danuta Valenta.

- Rozmawiałem z jednym z lekarzy konsultujących, z neurologiem. On przeanalizował dokumentację i podtrzymuje, że objawy pacjentki nie uprawniały do tego, żeby pozostawić ją na oddziale, rozmawiała z nim. Pan doktor podtrzymuje swoje zdanie. Nie było podstaw do pozostawienia - utrzymuje Marek Szymkowicz, dyrektor ds. medycznych szpitala powiatowego w Nysie.

ZOBACZ: Zamienił mieszkanie w melinę. Smród i robactwo opanowały kamienicę

Stan pani Anny w mieszkaniu nie polepszał się. Kiedy 26 lipca pojawiły się kolejne drętwienia, pani Danuta znów wezwała pogotowie. Przyjechała karetka należąca do szpitala w Nysie.

- Buzie miała wykręconą, więc zadzwoniłam na 112 i powiedziałam, że siostrze powtórzył się atak. Powiedzieli, że nie przyjadą, ale nalegałam. Gdy przyjechali, stwierdzili, że nie wezmą jej do szpitala i muszę skontaktować się z lekarzem rodzinnym - opowiada Danuta Valenta.

- Z dokumentacji z tego wyjazdu wynika taki opis, jak 4 dni wcześniej. Być może to przyczyniło się do decyzji zespołu ratownictwa medycznego, żeby zostawić pacjentkę na miejscu - mówi Marek Szymkowicz, dyrektor ds. medycznych szpitala powiatowego w Nysie.

ZOBACZ: Uderzył kombajnem w auto. Chwilę później wykupił OC!

Dzień później zrozpaczona kobieta zadzwoniła kolejny raz po pomoc. Jak twierdzi pani Danuta, z siostrą nie było już żadnego kontaktu. Tym razem pani Anna trafiła do nyskiego szpitala. Stwierdzono tam udar.

- Budzę ją, a ona jakby umierała. Powykrzywiana, usta, ręce prawa noga. Zawołałam znowu 112. Przyjechali. Za dwie godziny. Znowu powiedzieli, że nie wezmą. Dopiero zmienili zdanie, jak zauważyli, że biorę telefon i dzwonię po policję - relacjonuje Danuta Valenta.

- Prowadzimy czynności z artykułu dotyczącego narażenia na bezpośrednią utratę życia i zdrowia. Takie przestępstwo zagrożone jest karą do 3 lat więzienia. Ale jeżeli na kimś spoczywa szczególny obowiązek opieki, to nawet do 5 lat - informuje Dariusz Świątczak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

- Nie chce się wypowiadać, czy popełniono błąd, czy nie. Przeanalizujemy to - zaznaczył dyrektor Szymkowicz.

- Procesy w ustalaniu, czy został popełniony błąd medyczny, czy to proces karny czy cywilny, wiążą się z długim oczekiwaniem na opinie. Proces będzie się ciągnąć latami - uważa adwokat Marta Kubica.

ZOBACZ: Kilometr do hydrantu. Mężczyzna po amputacji nóg żyje bez wody

Obecnie pani Anna przebywa w oddalonym od Nysy o prawie 30 kilometrów Opolskim Centrum Rehabilitacji w Korfantowie. Tam lekarze i rehabilitanci starają się, aby starsza kobieta, która ma niedowład prawej strony ciała, wróciła do zdrowia.

- Pacjentka trafiła do nas 10 sierpnia po przebytym udarze niedokrwiennym. Przy przyjęciu nie była zorientowana co do czasu, lokalizacji. Artykulacja jej jest ograniczona, są zaburzenia ośrodkowego układu nerwowego. Rokowania są delikatnie pozytywne. Stan pani się poprawia. Około 3 miesięcy może u nas jeszcze przebywać - informuje Jan Wierzchowiec, lekarz z Opolskiego Centrum Rehabilitacji w Korfantowie.

- Ich obowiązkiem było zostawić od razu siostrę w szpitalu. Oni nie mają prawa wydawać wyroków na ludzi - uważa pani Danuta.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX