Ma wszystkie zgody. Urzędnicy żądają zwrotu dotacji na dom opieki

Urzędnicy z Płońska przyznali pani Ewie 21 tys. zł dotacji na otwarcie domu spokojnej starości. Kobieta wydała pieniądze zgodnie z przepisami, ale będzie musiała je zwrócić. Okazało się bowiem, że do prowadzenia działalności zabrakło jej decyzji wojewody. I choć dziś ją posiada, to urzędnicy swej decyzji nie zmienią. To oznacza likwidację placówki.

Ewa Żaczkiewicz ma 59 lat i mieszka w gminie Raciąż na Mazowszu. Kobieta od kilku lat prowadzi niewielki, przeznaczony dla maksymalnie czterech pensjonariuszy, dom opieki.

- Gdzieś tam w sobie odkryłam, że chciałabym tę pracę wykonywać, właśnie ze starszymi ludźmi. W Płocku skończyłam szkołę, zdobyłam uprawnienia do wykonywania zawodu jako opiekun medyczny. Przemyślałam to, że to byłby sposób na życie i na to, żeby nie być bezrobotnym - mówi.

Bo jeszcze sześć lat temu pani Ewa była bez pracy. Wówczas kobieta wzięła sprawy w swoje ręce i po ukończeniu kursów złożyła do urzędu pracy wniosek o dofinansowanie działalności gospodarczej.

- W urzędzie pracy złożyłam kwestionariusz, który się wypełnia standardowo. I tam nikt mi nie powiedział, że ja powinnam mieć jakiekolwiek pozwolenie. Urząd pracy, oprócz różnych funkcji jakie spełnia, powinien pełnić funkcję doradczą - uważa.

ZOBACZ: Córka oskarżyła ją o gwałt i wpędziła do aresztu. Są badania wariografem

Pani Ewa dotację w wysokości 21 tysięcy złotych otrzymała w czerwcu 2017 roku. Dopiero trzy miesiące później urzędnicy zwrócili uwagę, że kobieta nie posiada zezwolenia na prowadzenie domu opieki od wojewody mazowieckiego. Pani Ewa ostatecznie uzyskała wymagane dokumenty, lecz zanim do tego doszło, minął czas umowy podpisanej z urzędem pracy. Pani Ewie nakazano zwrócić dotację.

- Zwrot dotacji był rozstrzygnięty nie przez PUP w Płońsku, a przez sąd dwóch instancji i wyroki oba są prawomocne. Urząd powziął informację, że ta pani de facto nie prowadzi działalności i nie posiada zezwolenia wojewody do prowadzenia tego typu placówek - informuje Edyta Grodkiewicz z Powiatowego Urzędu Pracy w Płońsku.

Gdy pytamy, czy ktoś nie powinien panią Ewę poinformować przy wniosku o dotację, że powinna mieć zgodę od wojewody, odpowiada: - Urząd nie przekazuje takich informacji, bo to w gestii wnioskodawcy jest dopilnować wszelkich formalności do prowadzenia danej działalności gospodarczej.

- Dla mnie oznacza to koniec świata. Nie potrafię się z tym pogodzić, bo ten dom to było moje marzenie. Z tego wszystkiego wynika, że łatwiej było siedzieć z założonymi rękoma i nie wiem, do opieki społecznej pójść, prosić, żeby mi jakiś zasiłek dali, niż przejść, przez co ja przechodziłam - komentuje pani Ewa.

Urzędnicy przyznają, że zakupy dokonane przez kobietę w ramach udzielonej dotacji zostały wydatkowane i rozliczone zgodnie z zawartą umową, ale są nieugięci. Nie pomogło nawet późniejsze uzyskanie pozwolenia na prowadzenie działalności od wojewody.

- Umowa zawarta z urzędem pracy opiewa na 12 miesięcy. I w tym okresie dana osoba musi się wywiązać z wszelkich warunków umowy - tłumaczy Edyta Grodkiewicz z Powiatowego Urzędu Pracy w Płońsku.

ZOBACZ: Firma wywalczyła odszkodowanie, pieniędzy nie ma!

Dom opieki pani Ewy, mimo trudności, wciąż funkcjonuje i przyjmuje pensjonariuszy. Obecnie kobieta posiada wszystkie zezwolenia niezbędne do jego prowadzenia.

Jedną z pensjonariuszek tego domu opieki jest 95-letnia pani Helena Pazyra.

- Mama słabo chodziła. Trzeba było ją wręcz na rękach nosić do łazienki, żeby umyć i żeby zrobiła swoje potrzeby. A w tej chwili, jak to wszystkim mówię „mama śmiga”. Jest duża poprawa i jesteśmy zadowoleni z opieki. Mam nadzieję, że mama też, bo jak jeździmy to zawsze mówi, że jest dobrze traktowana - opowiada Irena Nyszk, córka pani Heleny

- Opieka jest wspaniała, optymalne są warunki i zabezpieczenie jeśli chodzi o sprawy pomocy medycznej. To jest zupełnie jak rodzinny dom, nie zawsze dzieci zapewniają rodzicom opiekę, jaką mają pensjonariusze tu u pani Ewy - dodaje Marianna Orlikowska, pielęgniarka rodzinna z lokalnego ośrodka zdrowia.

ZOBACZ: Morderstwo w Górach Stołowych. Archiwum X prześwietla byłego policjanta

Mimo wyroku nakazującego pani Ewie zwrot dotacji, kobieta wciąż liczy na to, że sprawa będzie miała dla niej szczęśliwy finał. Jak sama mówi, jeśli nikt jej nie pomoże, będzie musiała zamknąć położony na łonie natury dom opieki.

- Nie wiem, co będzie. Jeśli mi przyjdzie zapłacić te 30 tysięcy, to pewnie będę musiała wyjechać do pracy do Niemiec, bo nie zarobię takich pieniędzy tutaj, gdziekolwiek bym nie poszła do pracy. To jest kwota nieosiągalna, więc będę musiała porzucić swoje marzenia - podsumowuje Ewa Żaczkiewicz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX