Tragiczna pomyłka. Zamiast do szpitala, trafiła do aresztu
Pani Mirosława po ataku na członka rodziny trafiła do aresztu z zarzutem zabójstwa. Tam zupełnie się załamała i przestała jeść. Jej stan dramatycznie się pogarszał i niestety zmarła. Jak się okazało atak na krewną wywołała choroba psychiczna. Nim to jednak stwierdzono, było już za późno.
Dramat rodziny pani Małgorzaty Szmyt rozpoczął się w pierwszych dniach kwietnia tego roku. To wtedy jej 74-letnia mama Mirosława zaczęła przejawiać objawy choroby o podłożu psychicznym. Rodzina zaczęła szukać dla niej pomocy, podejrzewano zmiany demencyjne, chorobę Alzheimera. Umówiono wizytę u neuropsychologa.
- Mama zaczęła się wszystkiego bać. Była roztrzęsiona, nie umiała odpowiedzieć, co jadła danego dnia na obiad. Wszyscy mieli nadzieję, że jak pojedzie do specjalisty, to ten coś stwierdzi. Niestety nie wytrzymała i przed umówioną wizytą doszło do tego nieszczęśliwego zdarzenia, że zaatakowała bratową. Wzięła toporek… - opowiada Małgorzata Szmyt.
I toporkiem zaatakowała bratową pani Małgorzaty, która trafiła do szpitala. Personel powiadomił o zdarzeniu policję. Rodzina nie miała wpływu na to, co działo się w sprawie, bo wszczęto ją z urzędu.
ZOBACZ: Kamieniarz zniknął z pieniędzmi, pomników nie wykonał
- Mam usłyszała zarzut usiłowania zabójstwa, po czym dowiedzieliśmy się, że zostaje przewieziona do aresztu, jak zwykły przestępca. Moja mama nie była złym człowiekiem, nigdy wcześniej nikomu nie zrobiła krzywdy. To, co się stało, było skutkiem choroby, która ją zaatakowała - tłumaczy Małgorzata Szmyt.
- To, że od początku tego postępowania jej poczytalność stała pod dużym znakiem zapytania nie pozwalał sądowi niestety - i tu mam uwagi do systemu prawa karnego w Polsce - na podjęcie innej decyzji, do momentu uzyskania opinii od biegłego psychiatry - zaznacza Jakub Montowski, prawnik rodziny.
74-latka na trzy miesiące trafiła do Aresztu Śledczego w Bydgoszczy. Jej choroba postępowała.
- Jak pojechałam do aresztu na widzenie, to byłam zdruzgotana stanem mamy. Przywieźli ją na wózku inwalidzkim. Mama po prostu przestała tam jeść - mówi Małgorzata Szmyt.
ZOBACZ: Gigantyczne podwyżki w blokach komunalnych. Za co mają żyć?
Pani Małgorzata, co dwa tygodnie, odwiedzała ją w areszcie i jak relacjonuje, stan mamy systematycznie się pogarszał. Kobieta chudła, nie było z nią kontaktu.
- Podczas ostatniej wizyty w areszcie myślałam, że ona umrze przy mnie, tak źle się czuła. Miała duszności, nie miała sił w ogóle rozmawiać. Łudziłam się, że jeszcze jakaś nadzieja jest, bo 26 lipca była rozprawa i mamę wówczas uniewinniono - opowiada pani Małgorzata.
Biegli potwierdzili, że kobieta cierpi na otępienie mózgu, formę choroby Alzheimera. W momencie ataku, nie była poczytalna. Sąd nakazał skierowanie jej do szpitala psychiatrycznego, ale najpierw decyzja ta musiała się jeszcze uprawomocnić. Następnie placówkę miała wskazać konkretna komisja.
ZOBACZ: Bezdomny szokuje! Myje się w fontannie, fekaliami brudzi domy
- I zaskakujący był dla mnie telefon w godzinach późnowieczornych, od córki mojej klientki, która relacjonowała, że nie wiadomo dlaczego jej matka jest właśnie przewożona do szpitala. Pomimo tego, że decyzja sądu nie była jeszcze prawomocna - relacjonuje Jakub Montowski, prawnik rodziny.
6 sierpnia nagle, przed wskazaniem miejsca przez komisje, odwieziono panią Mirosławę do Centrum Neuropsychiatrycznego w Kościanie i tam pozostawiono. Miała przy sobie torbę z rzeczami osobistymi. Ze względu na bardzo zły stan zdrowia, nie została przyjęta. 74-latkę odwieziono na Szpitalny Oddział Ratunkowy.
- Tam zobaczyłam moją mamę nieprzytomną, leżącą pod aparaturą. Miałam wrażenie, że personel medyczny jest w szoku, tak jak i ja. Lekarz wyraził się wtedy, że… nie pamiętam tego terminu medycznego, ale że mama jest zagłodzona. To były kości obciągnięte skórą. Zmarła nad ranem 7 sierpnia - wspomina pani Małgorzata.
- Procedury są tak długotrwałe i tak skomplikowane, tak nieelastyczne, że… sąd nie zdążył zrobić tego, co w moim przekonaniu i z mojej obserwacji chciał zrobić. Bo kwestia prawomocności decyzji, kwestia wysłania poczty, awizo, odbiorów…Ta komisja się zbierała tygodniami, pomimo naszych interwencji żeby przyspieszyć - mówi Jakub Montowski, prawnik rodziny.
ZOBACZ: "Największa samowola budowlana w Polsce". Nad samym morzem!
W przesłanym do nas oświadczeniu dyrekcja Aresztu Śledczego w Bydgoszczy nie odniosła się do przypadku pani Mirosławy, stwierdziła, że... „każda osoba pozbawiona wolności ma zapewnioną adekwatną do zdiagnozowanych oraz zgłaszanych dolegliwości opiekę medyczną”.
Na pytania: dlaczego wcześniej nie zareagowano na pogarszający się stan kobiety i na jakiej podstawie nagle wywieziono ją z aresztu do szpitala psychiatrycznego - do dziś nie ma odpowiedzi.