Napad na konwojenta. Kulisy jednego z największych rabunków ostatnich lat

Ujawniamy kulisy jednego z największych napadów ostatnich lat. W grudniu 2021 r. napastnicy zaatakowali konwojenta przewożącego pieniądze. Zdążyli zrabować 3 mln zł i uciekli. Do dziś odzyskano zaledwie ułamek skradzionej kwoty. W sprawie aresztowano Andrzeja Jakubowskiego z Płocka. Mężczyzna twierdzi, że jest niewinny.

Andrzej Jakubowski ma 47 lat. Mieszka w Płocku. Ma żonę i dwoje dzieci. Jest biznesmenem. Człowiekiem sukcesu. To jego wersja. Bo zdaniem śledczych, pan Andrzej, to groźny bandyta.

- Kim jestem z zawodu... Wykonywałem roboty spawalnicze dla Orlenu, Lotosu i innych dużych spółek, od kilku lat również prężnie działam na terenie Hiszpanii, handluję olejami. Wiele osób nam zazdrości, że żyjemy na jakimś tam poziomie, bo chyba naród polski słynie z zawiści i nienawiści do kogoś, komu się powodzi, tak? - mówi Andrzej Jakubowski.

Adwokat mężczyzny oraz jego wspólnik twierdzą, że nie miał on powodów, by dokonać napadu, bo jego interesy szły dobrze.

- Firma pana Andrzeja miała bardzo dobre obroty, miała bardzo dobrą płynność finansową - podkreśla adwokat Małgorzata Rejewska-Kusiak.

ZOBACZ: Błąd medyczny przy porodzie. Szpital zapłaci ponad milion złotych

- Był dobry w biznesie, był przede wszystkim młody, młodszy ode mnie, więc tutaj łączyliśmy młodość, ekspansywność i doświadczenie. Chciał handlować chemią z Hiszpanią, to przecież ktoś, kto nie ma grosza, to w takie coś by nie wchodził, prawda? - ocenia współpracownik zatrzymanego Andrzej Adamusiak.

- 467 tysięcy zł daliśmy mu na inwestycje w Hiszpanii. Dlatego nie wierzymy, że miał dokonać napadu, to jest niemożliwe, to jest jakiś horror - dodaje matka Andrzeja Jakubowskiego.

Jest 20 grudnia zeszłego roku. Tego dnia w Płocku dochodzi do spektakularnego rozboju. Jego ofiarą pada konwojent przewożący pieniądze. Zamaskowani bandyci napadają go, gdy odbiera gotówkę z jednej z największych na rynku firm kurierskich.

- Konwojent przewoził wtedy 20 milionów złotych. Był sam. Do rozboju doszło, kiedy on te ukryte w workach pieniądze wsadzał do takiej bezpiecznej skrzyni. Po zajściu sprawcy użyli racy, żeby zadymić miejsce zdarzenia i spokojnie uciec - tłumaczy Małgorzata Rejewska-Kusiak, adwokat Andrzeja Jakubowskiego.

- Podobno ich było dwóch. On widział wcześniej, jak nieraz mu się przyglądali z różnych furgonetek. Podczas napadu mało go nie zabili paralizatorem! Po głowie go tłukli jakimiś metalowymi pałkami - opowiada żona napadniętego konwojenta.

ZOBACZ: Działają natychmiastowo. To "pigułka gwałtu" i "zatruta słomka"

W trakcie napadu bandyci rabują prawie 3 miliony złotych. Kilka kilometrów dalej porzucają i podpalają swój samochód. Potem wsiadają do innego auta i znikają razem z pieniędzmi. Trzy miesiące później, śledczy pojawiają się… w domu pana Andrzeja.

- Zaczęło się od wyciągania wszystkiego z szafek. Wszystko znalazło się na podłodze. Nic nie znaleźli, bo to nie mój mąż - wspomina żona Andrzeja Jakubowskiego. Uważa, że to policjanci postanowili wrobić jej męża. - Nie wiem dlaczego, może z zazdrości? - zaznacza.

- Pan Andrzej Jakubowski znał się z kilkoma policjantami, którzy w tej sprawie występowali. Z tego, co mi przekazał, była to znajomość z siłowni - dodaje adwokat Małgorzata Rejewska-Kusiak.

Andrzej Jakubowski został zatrzymany w marcu tego roku - trzy miesiące po napadzie na konwój. Oprócz jego mieszkania policjanci przeszukali zajmowany przez niego garaż oraz należącą do niego działkę rekreacyjną na obrzeżach Płocka.

- Znaleziono na niej 430 000 zł. To były pieniądze od rodziców... to jest część tylko pieniędzy, które ja mam zainwestowanych w Hiszpanii i nie tylko - przekonuje Andrzej Jakubowski.

- To były moje pieniądze. Mówiłam to śledczym i nic, widocznie nie wierzą w to - dodaje matka mężczyzny.

Dlaczego tak duża kwota trzymana była na działce z dala od domu?

- Bo my się bardzo kłóciliśmy i mąż zabierał swoje rzeczy przede mną - twierdzi żona Andrzeja Jakubowskiego.

ZOBACZ: Ukradli auta z lokalizatorami. Co robi policja?

Oprócz pieniędzy na działce znaleziono jeszcze banderole, opaski którymi owinięte były pieniądze pochodzące z rozboju.

- Znaleziono je na trawniku przed domem, koło siatki, po trzech miesiącach od napadu. Widać że to jest intryga grubymi nićmi uszyta, to jest śmiech, po prostu - mówi Andrzej Jakubowski, twierdząc, że dowody zostały mu podrzucone.

- Nie ma na nich ani mojej osmologii ani DNA, no to wybaczmy – ja ich tam sobie nie położyłem. Tym bardziej, że kto logicznie myślący, nawet dokonując takiego napadu, trzymałby u siebie na trawniku przez cztery miesiące banderole? - dodaje.

W tym samym dniu co Andrzej Jakubowski, zatrzymany został również jego znajomy – 63 letni Wojciech W. - alkoholik. Jakubowski znał go od ponad 20 lat. On też otrzymał zarzut udziału w napadzie.

- Nie ma go. Jak się nie mylę, to może być na leczeniu antyalkoholowym, na tych spotkaniach AA. Wie pan co… ja nie będę się wypowiadać na ten temat, bo powiem panu, że gdyby mnie taka osoba napadła, to bym chyba ze śmiechu się zsikała - śmieje się była żona Wojciecha W.

- Była rewizja, zatrzymali go i on na drugi dzień już był w domu. Jak on ukradł te miliony, no to kurde niech chociaż się pobuduje, albo kupi sobie kawalerkę i da mi spokój - dodaje.

ZOBACZ: Honorowy obywatel miasta marznie w mieszkaniu

Jak ustaliliśmy, zdaniem śledczych, Wojciech W. brał udział w przygotowaniach do napadu. To on miał zakupić samochód, który później bandyci spalili i porzucili. Transakcja miała miejsce kilka miesięcy przed napadem na konwojenta.

- Ten samochód już był wyrejestrowany, to nie było, że on był legalnie sprzedany na umowę i my wiemy kto to kupił, jaki gościu, imię, nazwisko. Miał sobie gość nim jeździć na żwirowni na Litwie. Były dane pieniądze, samochód zabrany i to było tyle w temacie, tak? Gość tylko przyszedł z tablicami pod pachą, bo samochód nasz był bez tablic już. On przyjechał w okularach, w masce i czapka - mówi właściciel auta użytego do napadu.

Śledczy ustalili, że kiedy Wojciech W. miał pojechać po samochód, to na tej samej trasie logował się również telefon Andrzeja Jakubowskiego, co miałoby świadczyć, że mężczyźni podróżowali razem.

- Mój klient często pożyczał swój telefon panu W. na potrzeby nawigacji - twierdzi adwokat Małgorzata Rejewska-Kusiak.

ZOBACZ: 6 lat za wypadek, którego nie spowodował. Polak więziony na Białorusi

Gdy zwracamy uwagę, że to dość naiwne tłumaczenie, w które trudno uwierzyć, odpowiada: - No, niekoniecznie, bo skoro się panowie tak dobrze znali, więc bardzo możliwe, że tak po prostu było.

Podejrzany o napad twierdzi, że w dniu zdarzenia był w Hiszpanii wraz ze wspólnikiem i jego żoną.

- Od 18 grudnia do 21 grudnia przebywał ze mną tutaj w Hiszpanii. Mogę to zeznać przed sądem - mówi wspólnik Wasyl Stasił.

- Dlaczego ich nie przesłuchano jeszcze? Jak tak można? Wszystkich przesłuchał, przemaglował, a tamtych dlaczego odsunął? Co – tamci nieważni? Myślę, że są bardzo ważni - komentuje matka pana Andrzeja.

Przedstawiciele prokuratury nie zgodzili się na rozmowę przed kamerą. Śledztwo w sprawie napadu trwa. Do dziś nie udało się jednak odnaleźć reszty zrabowanych pieniędzy. Kilka dni temu, Andrzejowi Jakubowskiemu po raz kolejny przedłużono areszt. Jeżeli okaże się winny, grozi mu 12 lat więzienia.

- Nie ma mnie na kamerach nigdzie, nie ma żadnych śladów, nikt mnie nigdzie nie widział. To jest stek bzdur. Nie wiem co zrobię, może się powieszę? - mówi Andrzej Jakubowski.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX