Przewoźnik walczy o pieniądze. Niebezpieczne zdarzenie na drodze i groźby

Właściciel firmy transportowej stracił 100 tys. zł na współpracy z firmą Tomasza O., a kiedy zaczął walczyć o pieniądze, zaatakowano jego kierowcę. Maciej Nadolny twierdzi, że to nie przypadek. Trzy tygodnie po zdarzeniu dostał SMS-a z groźbami. Jego zdaniem treść wiadomości jednoznacznie wskazuje na sprawcę. Dłużnik zaprzecza i grozi pozwem, a prokuratura szuka dowodów.

Pan Maciej prowadzi firmę transportową. Na początku ubiegłego roku, wskutek pandemii był zmuszony szukać nowych zleceń. Trafił wówczas na firmę Tomasza O. spod Słupska.

Współpraca układała się dobrze aż do momentu, kiedy do pana Macieja zadzwonił właściciel firmy wcześniej współpracującej z Tomaszem O. Ostrzegł, że Tomasz O. jest niewypłacalny.

- Robota szła, zlecenie za zleceniem, ich łączna kwota to 100 tys. złotych. Przestałem jednak pracować, jak dostałem telefon z innej firmy, że on jest niewypłacalny. Gość zadzwonił mnie uprzedzić i miał rację, faktycznie jest niewypłacalny. Zadzwoniłem więc do O., mówiąc że taki telefon dostałem i że nie chcę wyjeżdżać, dopóki nie wpłyną mi jakieś faktury – opowiada Maciej Nadolny.

- Ja mu nie zapłaciłem faktur? A to, że on nam nie podstawił samochodów, to już tego nikt nie widział? – odpowiada Tomasz O.

ZOBACZ: Wyrok tylko na papierze. Dziki lokator został

Pan Maciej mając w ręku wystawione przez siebie i niezapłacone faktury na łączną kwotę około 100 tys. zł. wystąpił do sądu o nakaz zapłaty. Sąd postanowienie w tej sprawie wydał niestety dopiero rok później.

- Z tym nakazem zapłaty dopiero mogliśmy wziąć komornika. Ten zadzwoni do mnie po tygodniu i mówi, że był na miejscu 3-4 razy, lecz tam jest stary opuszczony budynek, nikt tam nie mieszka i on będzie umarzał to po prostu. Ja pojechałem na drugi dzień po tym telefonie – nowa chałupa, ludzie w domu. Wysłałem to do komornika, dzwoniłem – nie odebrał telefonu. Po dwóch tygodniach przyszło umorzenie – twierdzi Maciej Nadolny.

Po nieudanej egzekucji pan Maciej zwrócił się do prawnika, który miał za zadanie spróbować odzyskać zaległą kwotę z prywatnego majątku dłużnika. Ta próba jednak również zakończyła się niepowodzeniem. Dwa tygodnie później jednego z kierowców pana Macieja spotkała bardzo nieprzyjemna sytuacja.

- Po czwartej rano ruszyłem do Koszalina na kolejny załadunek. Żadnego auta przede mną nie było, żadne z przeciwka nie nadjeżdżało i nagle wielki huk. Dopiero po chwili poczułem, że wszędzie mam na sobie szkiełka, kłuje mnie to wszystko. I zobaczyłem tę dziurę w szybie – opowiada kierowca Jarosław Bawół.

- Ktoś rzucił w szybę kabiny metalową kulą wielkości piłki golfowej. Kierowca do mnie zaraz zadzwonił, poleciłem, by nie zatrzymywał się pod żadnym pozorem w tym lesie, bo to nie jest przypadek. Po trzech tygodniach dostałem SMS-a z groźbami, że następnym razem będzie celniej i to ja będę jechał w samochodzie. Jest tam też napisane, że mi się odechce postępowań komorniczych i z jego prywatnego mienia – mówi Maciej Nadolski.

ZOBACZ: „Hospicjum umiera”. Dramatyczny apel

- Prokuratura wszczęła dochodzenie o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Prokuratura próbowała ustalić właściciela telefonu, z którego przyszedł SMS. Niestety jest to telefon zarejestrowany na kartę. Potencjalny sprawca został przesłuchany, aczkolwiek twierdzi, że nie ma z tym nic wspólnego i nic nie wie – informuje Jarosław Płachta z Prokuratury Rejonowej w Sławnie.

Tomasz O. również nas zapewnia, że nie ma nic wspólnego z groźbami.

– Od tego jest policja. Żaden problem sprawdzić, czy to ja zrobiłem czy to nie ja zrobiłem. I niech bzdur takich nie opowiada, bo to są pomówienia i pod to idzie paragraf. Jak ma wrogów, to jest jego problem, nie mój. Nigdy nic takiego nie robiłem i nigdy nic takiego nie będę robił. To, że jakieś tam relacje biznesowe się nam nie udały, nie znaczy, że jestem kryminalistą – stwierdza.

- Gdyby kierowca nie opanował tego samochodu, to by wjechał do rowu, przewrócił się na bok, czy wpadłby do tego lasu. Kierowca by zginął i kto by tę kulę znalazł? Kto by w ogóle przypuszczał, że wpadła jakaś kula? Ja byłem w stu procentach przekonany, że jak dostaną tego SMS-a, że on będzie jeszcze tego samego dnia zatrzymany do wyjaśnienia. A gościu sobie dalej robi, co chce – komentuje Maciej Nadolski.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX