Horror na cmentarzu. Nie wie, gdzie są szczątki jej męża
Grabarz cmentarza w Chorzelowie na Podkarpaciu za zlecenie jednego z członków rodziny wykopał szczątki dwóch osób z rodzinnego grobowca. Zrobił to bezprawnie. Pani Danuta natknęła się na nielegalną ekshumację. - Na taczkach były te worki. Wyciągnął czaszkę i podszedł do syna – opowiada o horrorze na cmentarzu. - Same kości, buty i skarpety – dodał jej syn.
W grobowcu rodzinnym w Chorzelowie, w województwie podkarpackim był pochowany mąż pani Danuty.
- 42 lata minęły w maju, jak mąż zginął w wypadku samochodowym. Byliśmy po ślubie 4,5 roku. Miałam zrobić dwuosobowy grobowiec, ale później za namową mamy, chciałam czteroosobowy, żeby oni też tam spoczęli. Ostatecznie jeszcze siostry mnie namówiły, żeby zrobić rodzinny grobowiec. I na to się zgodziłam. Cztery lata po śmierci mojego męża zmarł nagle szwagier – opowiada pani Danuta.
ZOBACZ: Eksmisja do mieszkania bez prądu i ciepła
Lata mijały. Pani Danuta zawsze pamiętała o rocznicy śmierci męża. Był 9 marca tego roku.
- Początkowo nie zorientowaliśmy się, że było coś robione. Tam są trzy poziomy i na najniższym leżał mąż i szwagier. Spotkaliśmy wówczas grabarza, który powiedział: zrobiłem to wszystko, wykopałem – wspomina pani Danuta.
Jak się okazuje, prace zamówił kuzyn kobiety i chodziło o ekshumację jego ojca.
- Zlecenie było na jednego, ale myślę: będę zaraz drugi raz kopał? Na co mam trzymać? – słyszymy od grabarza.
- Kości są częścią zwłok, w związku z tym dalej posługujemy się terminem, że mamy do czynienia ze szczątkami ludzkimi. I mimo że upływa okres 40 lat, no to dalej musimy dokonać wszelkich wymogów, wszelkich formalności. Po pierwsze musimy mieć zgodę rodziny, po drugie musimy mieć zgodę sanepidu, a po trzecie musimy udać się do zarządcy cmentarza i przedstawić mu takie zgody – informuje adwokat Bartosz Graś.
ZOBACZ: Musiał zabrać syna od matki. Teraz walczy o niego w sądzie
Proboszcz będący zarządcą cmentarza w Chorzelowie nie zgodził się na oficjalną wypowiedź.
Reporter: Chciałam księdza poprosić o oficjalną rozmowę. Chodzi o wykopanie szczątków męża tej pani. Ksiądz sprawę zna, prawda?
Proboszcz: Proszę pani, ja nie będę rozmawiał. Myśmy rozmawiali obydwoje.
Pani Danuta: Tak, rozmawiał, bo ja po to przyjechałam, żeby porozmawiał, żeby mnie wysłuchał, licząc, że coś zrobi jako zarządca cmentarza, podejmie jakieś kroki, że się może on się dowie, gdzie są szczątki męża.
Proboszcz: Kto państwu pozwolił tutaj wejść? Mam dzwonić po policję?
Reporter: Ale bardzo chętnie, a to jest prywatne?
Proboszcz: Rozmawialiśmy, mówiliśmy, że to między wami dwoma siostrami, to był spór.
Pani Danuta: Ale ksiądz jest zarządcą cmentarza.
ZOBACZ: Zmarła na sepsę. Wdowiec walczy o prawdę
Wezwana przez panią Danutę policja potwierdziła, że szczątki zmarłych zostały wykopane. Kobieta z synem musiała natychmiast jechać na komisariat złożyć zeznania. Co stało się ze szczątkami jej męża, tego nie wie do dziś. Grabarz twierdzi, że wróciły one na swoje miejsce następnego dnia.
- Przecież ja nie zjadłem ich, tylko są dalej. Proszę wziąć ekipę i będziecie widzieć. Przecież się nie da ich zjeść, nie? – stwierdził grabarz.
Kuzyn pani Danuty, zleceniodawca ekshumacji, również nie zgodził się na oficjalną rozmowę.
Reporter: Rozumiem, że pan się dogaduje z grabarzem i mówi: chcę przenieść swojego tatę.
Kuzyn: Tak. I miał dzwonić do mnie i nie dzwonił. I ciocia naszła na cała tę sytuację i ja się dopiero później dowiedziałem.
Reporter: Czyli wy też nie wiecie, gdzie pana tata…
Kuzyn: Grabarz stwierdził, że schował z powrotem.
Reporter: Ale widział pan to?
Kuzyn: Nie widziałem. On powiedział, że tak: otworzył, zakopał i nie chce mieć z tym nic wspólnego więcej.
ZOBACZ: Urzędnicy chcą przenieść 80-latkę. Walczą o nią przyjaciele
- Spodziewałabym się bardziej swojej śmierci po tym koronawirusie niż tego, co zobaczyłam tutaj. Do dzisiaj się nie mogę otrząsnąć – podsumowuje pani Danuta.