Walczy o dzieci. Druzgocząca decyzja sądu
34-letni pana Bartłomiej z Mazowsza przez kilka miesięcy ukrywał się z dwojgiem swoich dzieci, po tym jak sąd zdecydował o przymusowym oddaniu ich matce. Mężczyzna mówi, że nie chcą one wracać na Mazury do rodzinnego domu mamy, bo były tam bite, wyzywane, a nawet głodzone. Jego historię pokazywaliśmy pół roku temu. Niedawno zapadło kolejne orzeczenie w sprawie. Równie druzgoczące dla pana Bartłomieja.
- Z dziećmi ukrywam się od miesiąca. Nie chcą wracać do mamy a sąd wydał postanowienie o przymusowe ich odebranie mi – mówił wówczas pan Bartłomiej.
- Za każdym razem powtarzane jest to samo: głodne i bite. Nic więcej. To są kłamstwa i tą sprawą, pójściem do telewizji, oskarżaniem mnie o wymyślone znęcanie się nad dziećmi, tonący brzytwy się chwyta, to są jego ostatnie asy z rękawa, nic to mu nie da – zaznaczała pani Joanna, matka dzieci.
W październiku Sąd Okręgowy w Płocku, przed którym toczy się sprawa rozwodowa, zdecydował, że dzieci powinny być umieszczone w zawodowej rodzinie zastępczej albo u rodziny matki. Sąd wykluczył jako rodzinę zastępczą krewnych ze strony ojca, pomimo tego, że dzieci się tam wychowały.
ZOBACZ: Szokująca agresja pasażerów. Kierowcy biją na alarm
- Matka złożyła wniosek, żeby dzieci były w rodzinie zastępczej, a sąd się do tego przychylił. Ona wie dobrze, że dzieci nie chcą z nią mieszkać. Jedyny sposób, w jaki może mnie zniszczyć, to są dzieci, bo kocham je ponad życie. Ja już mam przez to dużo problemów. W stosunku do mojej osoby toczy się sprawa prokuratorska o porwanie rodzicielskie. Mam też sprawę za fałszywe zeznanie w sądzie, bo nie odpowiedziałem na pytanie, gdzie są dzieci. Nigdy nie zdecyduję, by oddać je do pieczy zastępczej, są najcenniejszym co mam w życiu – podkreśla pan Bartłomiej.
- Dla mnie ta sprawa jest kuriozalną stronniczością ze strony sądu. Jeżeli sąd podjął taką decyzję, że dzieci mają pójść do rodziny zastępczej, to przecież ze strony ojca zgłosiła się rodzina i dziadkowie. 9-letnia córka mówiła o tej matce bardzo źle, że jeżeli do niej wróci, to się zabije - mówi Teresa Gens, interwencyjny psycholog sądowy.
- Moja odpowiedź niestety jest obarczona klauzulą postępowania przy drzwiach zamkniętych, możemy rozważać teoretycznie, że jest to związane z tym, że dla sądu jest najważniejsze dobra tych dzieci w kontekście poczucia bezpieczeństwa, komfortu emocjonalnego, i intelektualnego, i prawa do rozwoju, i prawa do edukacji – odpowiada Iwona Wiśniewska-Bartoszewska z Sądu Okręgowego w Płocku.
- Na dzisiaj można się pokusić o takie stwierdzenie, że postępowanie zmierza do zdyscyplinowana pana jako tego, który się nie dostosował do postanowień sądu, a nie dbania o dobro dzieci – ocenia prawnik Paweł Aranowski.
ZOBACZ: Walczy z Pocztą Polską. Zwolniono go po 32 latach pracy
W rozwodzie pana Bartłomieja i pani Joanny najtrudniejsza jest sprawa dzieci, małżonkowie nie mogą się w tej kwestii porozumieć. O losie rodziny i dzieci zdecydował Sąd Okręgowy w Płocku, który jako jedyny nie wysłuchał dzieci, z kim chcą one mieszkać.
- Dzieci na przeprowadzonym badaniu psychologicznym w Łodzi zeznały, że u matki znęca się nad nimi cała rodzina, dziadek, ciocia, wujek i mama. A sąd chce, żeby dzieci były w tamtej rodzinie. Sąd mi cały czas zarzuca, że ja zapłaciłem za te drugie badania. A ja w inny sposób nie miałem żadnej opcji, żeby przeprowadzić jakiekolwiek badanie, bo sąd odrzuca wszystkie wnioski – mówi pan Bartłomiej.
- One nie chcą tam być, one mi powiedziały, że one były w tamtej rodzinie źle traktowane, one mi to powiedziały na pierwszym spotkaniu, kiedy jeszcze ta cała maszyna zamachowa sądu nie była tak rozpędzona. On powiedział mi: wie pani jak brzuszek boli, jak człowiek jest głodny. Dziecko nie może tego wymyślić, musi tego doświadczyć. Zresztą dzieci mówiły też o tym, że jak matka wracała i one mówiły, że są głodne, to ona brała zapleśniałą miskę dla psa i podgrzewała to zapleśniałe jedzenie psie i dawała to do jedzenia. I one to jadły – opowiada Teresa Gens, interwencyjny psycholog sądowy.
ZOBACZ: Miało być nowe boisko za milion…
Jak tłumaczy Iwona Wiśniewska-Bartoszewska z Sądu Okręgowego w Płocku, ponieważ ojciec nie chce oddać dzieci "sąd podejmie decyzję, co do sposobu realizacji i wykonania wydanego orzeczenia.- Postępowanie mają charakter zabezpieczający, więc to nie są rozwiązania końcowe, nie są to rozwiązania w tej sprawie ostateczne. Jeszcze rozwód nie uległ zakończeniu – wyjaśnia.
- Ja nie mogę oddać dzieci do rodziny zastępczej, czy do żony. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że coś tam się dzieciom dzieje, że one płaczą – podsumowuje pan Bartłomiej.