Jego słowa zszokowały Polskę. Adwokat o zderzeniu z „trumną na kółkach”

Łódzki adwokat Paweł Kozanecki "zasłynął" nagraniem w internecie opublikowanym po wypadku, w którym jego luksusowy mercedes zderzył się ze starszy autem. Zginęły dwie jadące nim kobiety. Mecenas ocenił wówczas, że "była to konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach". Teraz po raz pierwszy zdecydował się na rozmowę z dziennikarzami Polsatu.

Powiedziałem: to była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach i między innymi dlatego te panie nie żyją. Między innymi. Mnie chodziło tylko i wyłącznie o skutek.

Ale miał iść za tym apel: kupujcie sobie drogie, bezpieczne samochody?

Ja nie powiedziałem, że drogie samochody, nic takiego nie powiedziałem. Ja powiedziałem, żeby nie jeździli wrakami.

To zostało odebrane tak, że wielki mecenas z Łodzi, bogaty człowiek, mercedesem jedzie i później nagrywa takie oświadczenie: słuchajcie, jak was nie stać na takie samochody, jak mój, to lepiej w ogóle nie jeździcie.

Powiem szczerze, ani nie miałem tego na myśli, ani nie śniło mi się nawet, że ktoś to tak odbierze. Gdybym wiedział, że to tak zostanie odczytane... Żałuję, że to nagrałem.

ZOBACZ: Zamówionych mebli brak. Rzesza oszukanych

- On powiedział w internecie, że one jechały takim samochodem. A co ma samochód do tego? A jakby szły pieszo albo jechały rowerem, to co, nie powinno ich tam być? To jego nie powinno być na ich pasie – komentuje Karolina Nowakowska, córka ofiary wypadku.

Adwokat Paweł Kozanecki jest z całą pewnością jednym z rekordzistów, jeżeli chodzi o postępowania dyscyplinarne przed radą adwokacką.

- W sądzie dyscyplinarnym izby adwokackiej w Łodzi toczy się obecnie 5 postępowań dyscyplinarnych przeciwko mecenasowi. Pierwsze dotyczy wypowiedzi o prokuraturze okręgowej, a także godzącej w dobre imię jednego z prokuratorów prowadzących postępowanie przygotowawcze. Kolejne postępowanie dotyczy zamieszczania przez pana mecenasa wypowiedzi odnoszącej się do wypadku drogowego, w którym brał udział. Podobnie jak umieszczenie w social mediach własnego, autorskiego wykonania piosenki papuga, formułowania przez pana mecenasa w internecie tez odnoszących się do sędziów Sądu Apelacyjnego w Łodzi. Piąte postępowanie natomiast dotyczy stwierdzenia przez biegłych toksykologów kokainy we krwi pana mecenasa – tłumaczy adwokat Anna Mrożewska z Okręgowej Izby Adwokackiej w Łodzi.

ZOBACZ: Awantura z policją i ochroną. Nie chcą linii wysokiego napięcia

Mecenas jest oskarżony o spowodowanie jednego z najgłośniejszych wypadków ubiegłego roku. Zdaniem prokuratury adwokat Paweł Kozanecki, wracając z wesela, zjechał na przeciwległy pas ruchu w skutek czego zderzył się z jadącym prawidłowo audi.

- Zdecydowałem się na rozmowę w wami tak naprawdę wbrew wszystkim osobom, które mi doradzały. Głównie dlatego, że moje milczenie, do tej pory, przynosiło mi tylko uszczerbek w tej sprawie. Z wypadku pamiętam ogromny huk, wszystko było na biało, bo poduszki wystrzeliły w samochodzie. Jakby to była jedna, wielka sypialnia pełna poduszek. I gwizd w uszach, bo to był ogromny hałas. Nie pamiętałem jak doszło do tego zdarzenia, to nie jest taktyka procesowa – mówi.

Brał pan kokainę?

Nie, nie brałem kokainy.

No bo we krwi odnaleziono.

Tak, metabolit, w śladowych ilościach.

Badania wykazało, że właściwie musiał pan spożywać kokainę.

Na to wygląda

Nie pamięta pan tego, żeby pan spożywał?

Nie to, że nie pamiętam. Ja pamiętam, że nie spożywałem. Ponieważ ja świadomie kokainy nie spożywałem nigdy.

ZOBACZ: Oszuści podszywają się pod ich firmę. Policja rozkłada ręce

Wypadek, który wydarzył się pod koniec września ubiegłego roku jest pod wieloma względami niezwykły. Bo niezwykle pobłażliwie zachowywały się wobec Pawła Kozaneckiego organy ścigania. Pierwsza wątpliwość to niezwykły czas po jakim zbadano krew pana mecenasa.

- Trzy godziny to długi czas przy tej substancji psychoaktywnej. Rozpad kokainy jest bardzo szybki w organizmie. Te 3 godziny mogły w cudzysłowie uratować sytuację prawną pana mecenasa – ocenia adwokat Karol Rogalski, oskarżyciel posiłkowy w sprawie.

- Jest to standardowy czas przy tego typu zdarzeniach. Jest on oczywiście uzależniony od tego, jak daleko jest placówka medyczna i jak szybko personel medyczny może takie działanie przeprowadzić - mówi  Daniel Brodowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Paweł Kozanecki miał śladowe ilości kokainy we krwi, ile miał jej w momencie wypadku nie dowiemy się już nigdy. W tych okolicznościach zapewne sąd skupi się na jego wersji wydarzeń.

A wersja pana mecenasa zakłada pomyłkę na weselu, na którym bawił się wieczorem przed wypadkiem.

- Być może ktoś dosypał sobie akurat kokainy do napoju, my się bawiliśmy w gronie około 10 osób takich młodszych. Spożywaliśmy alkohol w postaci wódki w kieliszkach, każdy miał sobie napój, żeby popić. Nie siedziałem przez cały czas przy tym stoliku i nie kontrolowałem, co się dzieje z moją szklanką, czy przypadkiem te szklanki się nie zamieniły – mówi Paweł Kozanecki.

Według niego, „jedynym, realnym wytłumaczeniem jest to, że niechcący napiłem się ze szklanki czyjejś, w której był napój podrasowany o ten środek odurzający. To jest jedyne wytłumaczenie, które mi przychodzi do głowy”.

Chociaż nie brzmi to wiarygodnie, zgodzi się pan ze mną panie mecenasie, że miał pan pecha napić się napoju z kokainą.

Być może miałem.

Absolutnie niezwykle w tej sprawie są też inne okoliczności. Wobec mecenasa, oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie osoby, zastosowano niecodzienne środki zapobiegawcze.

- Wydano nakaz powstrzymywania się od prowadzenia pojazdów kategorii B w ruchu lądowym

To środek zapobiegawczy, więc w zasadzie on nie powinien jeździć samochodem – tłumaczy Daniel Brodowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

- Kierowca nie został pozbawiony dokumentu, który uprawnia go do kierowania. Dziwne stanowisko – uważa Wojciech Pasieczny, były szef Wydziału Ruchu Drogowego stołecznej policji.

 Jak zaznacza, w swojej karierze policjanta "drogówki" i biegłego sądowego nigdy nie spotkał się z wydaniem nakazu powstrzymywania się od kierowania pojazdem.

- Zazwyczaj praktykowane było, że policjanci na miejscu wypadku, którego skutki są rażące, zatrzymywali prawo jazdy osobie, która może być podejrzana o spowodowanie tego wypadku, czy była już podejrzewana - podkreślił Pasieczny.

Sam adwokat przyznał, że w swojej karierze nie spotkał się z podobną decyzją sądu.

ZOBACZ: Po operacji zaszyli chustę. "Życie wyceniono na 8 tys. zł"

W wypadku zginęła 53-letnia pani  Anna i 67-letnia pani Wanda. Rodzina kobiet nie wierzy w sprawiedliwość.

- Ja nie wierzę w jakąkolwiek sprawiedliwość, bo co to może być za sprawiedliwość, jak on nam zabił dwie matki? Ale życzę temu człowiekowi, chociaż nie powinno się życzyć źle, żeby dostał jak największą karę. Może nie z wymiaru sprawiedliwości, ale od Boga, żeby Bóg go ukarał, żeby karma do niego wróciła – komentuje Karolina Nowakowska, córka ofiary wypadku.

- Moim zdaniem jakąś karę powinien ponieść. O karze pozbawienia wolności nawet nie myślę, bo widzimy jak wszystko się odbywa, czyli nie odbywa się nic... W naszym państwie prawo jest tylko dla ludzi szarych – dodaje Paweł Nowakowski, syn ofiary wypadku.

*skrót materiału

Reporter: Leszek Dawidowicz