Rzuciły się na nich trzy psy. To nie pierwszy taki atak
Szokujący atak trzech psów na rodziców i maleńkie dziecko w Kędzierzynie-Koźlu. Najbardziej ucierpiała pani Kinga, która jako pierwsza weszła przez furtkę na podwórko przed blokiem. Dziecko było w nosidełku i nie ucierpiało tylko dzięki przytomności jej partnera, ale kobieta doznała licznych obrażeń. To nie pierwszy atak psów. Sąsiedzi właścicielki nie wychodzą z domów, gdy ta wyprowadza je na spacer.
Dwudziestotrzyletnia pani Kinga mieszka w Kędzierzynie-Koźlu na Opolszczyźnie. Kobieta razem ze swoim partnerem wychowuje kilkumiesięczną córeczkę. 18 października rodzina postanowiła odwiedzić ciocię mieszkającą w bloku w centrum miasta. Do budynku przylega ogrodzone podwórko. To tu rozegrał się dramat młodych ludzi.
- Tak jak zwykle przekroczyłam furtkę, w tym momencie te psy wyleciały z bloku i od razu się na nas rzuciły. Pamiętam, że poleciałam na ziemię, a drogę ucieczki sobie zablokowałam, bo furtka się otwierała do środka. Rzuciło mi się w oczy, że partner trzymał nosidełko u góry nad głową – relacjonuje Kinga Świątkowska.
- Trzy, cztery minuty to trwało. Położyłem fotelik z dzieckiem na dachu samochodu i podszedłem pomóc dziewczynie, bo stałem jak wbity, nie wiedziałem, co się dzieje, tylko że Kinga, dziewczyna, leży na ziemi gryziona przez psa. Odłożyłem dziecko na samochód, psa przycisnąłem do ziemi, bo właścicielka sobie nie dawała rady. Pies puścił dziewczynę i powiedziałem jej: uciekaj do bloku. Dziewczyna zapłakana, podłoga we krwi, korytarz we krwi, spodnie poszarpane – wspomina Sebastian Rogus, partner pani Kingi.
- Dostałam takiej energii, że po prostu ruszyłam w stronę tej klatki. Pobiegłam na górę jak gdyby nigdy nic. Tyle tej siły dostałam, że nie dowierzałam, bo tu poszarpana, wszystko boli. Adrenalina – dodaje pani Kinga.
ZOBACZ: Jego słowa zszokowały Polskę. Adwokat o zderzeniu z „trumną na kółkach”
Jak potem się okazało, psy należą do sąsiadki ciotki pani Kingi. Kiedy poszkodowanej kobiecie udało się uciec, okazało się, że jest ranna. Rodzina błyskawicznie podjęła decyzję, by zawieźć ją na pogotowie.
- Usłyszałam, że rany są płytkie i szybko się zagoją, ale miesiąc pod zdarzeniu jedna z ran jeszcze się nie zagoiła. Miałam trzy szwy założone, dostałam zastrzyk na tężca – mówi pani Kinga.
- Nasi funkcjonariusze przyjęli od pani zawiadomienie o wykroczeniu, jednak z uwagi na skutki tego zdarzenia oraz wagę czynu, zmieniliśmy kwalifikację z wykroczenia na przestępstwo nieumyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu. Uzyskaliśmy też informację o tym, że psy te nie były szczepione. Poinformowaliśmy o tym powiatowy inspektorat weterynarii – informuje Monika Frąckowiak z Komendy Powiatowej Policji w Kędzierzynie-Koźlu.
- Przeprowadziliśmy obserwację trzech psów, ponieważ wszystkie te psy zaatakowały osobę poszkodowaną. Zwierzęta nie wykazywały odchyleń od normalnego zachowania i nie wykazywały objawów wścieklizny. Wcześniej, w czerwcu tego roku, przeprowadziliśmy obserwację jednego z tych psów, drugi pies był obserwowany w 2019 roku. Pozostałe obserwacje były również związane z pogryzieniem człowieka przez te psy – mówi Joanna Zdobylak, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Kędzierzynie-Koźlu.
ZOBACZ: Awantura z policją i ochroną. Nie chcą linii wysokiego napięcia
- Spytałam, czemu, skoro ma smycze, to wyprowadza psy bez nich. Powiedziała, że ona nie ma czucia w rękach. Z kagańcem tak samo. Stwierdziła ostatnio, że wyszła bez kagańca, bo... pies jej zeżarł kaganiec – komentuje Kinga Świątkowska.
- Ona uważa, że to jest nasza wina, bo myśmy się nie dostosowali do zasad, które ona wprowadziła. Bo ona wprowadziła zasadę, że jak ona chce wyjść z psami, to dzwoni do sąsiadki i informuje: idę z psami, nie wypuszczaj dzieci na dwór – dodaje Sebastian Rogus, partner pani Kingi.
- Biorę telefon, dzwonię do dzieci, czy są. Też nie może być tak, że ja co chwilę do dzieci dzwonię i pytam: Idziesz do domu? Bo sąsiadka chce wyjść z psami – słyszymy od jednej z sąsiadek właścicielki psów.
ZOBACZ: Oszuści podszywają się pod ich firmę. Policja rozkłada ręce
Próbowaliśmy skonfrontować te relacje z właścicielką zwierząt, ale bezskutecznie. Kobieta odmówiła rozmowy przez telefon, nie otworzyła nam również drzwi.
- Listonosz nie przychodzi, zostawia listy w skrzynce na furtce. Jest sąsiadki skrzynka i tam zostawia wszystkie listy. I wszystkie listy, zanim dojdą do mnie, to przez ręce sąsiadki. Byłam na skargę na poczcie, to powiedzieli, że tutaj są psy i pani listonosz nie wejdzie – mówi sąsiadka właścicielki psów.
Jak dodaje, mieszkańcy czują się sterroryzowani.
-To wszystko przez nieupilnowanie psów, bo psy też nie są winne. Ja mam psa i nie czułam, żeby ktoś był sterroryzowany przez mojego – mówi sąsiadka.
ZOBACZ: Zamówionych mebli brak. Rzesza oszukanych
Sprawa na wniosek policji ma trafić do sądu. Pani Kinga chce także wystąpić o odszkodowanie.
- Jedyne, co w głowie miałam w szpitalu, to dziękowałam, że to nie mojemu dziecku się stało. Ona wtedy miesiąc miała, była w tym nosidełku. Jakby to na nią trafiło... Więc nie przejmowałam się tym, że to ja jestem poszarpana, tylko dziękowałam, że był on. Bo jakbym sama szła z nosidełkiem... Skończyłoby to się gorzej – zaznacza Kinga Świątkowska.