Poruszający wpis z prośbą o pomoc. Jak jest naprawdę?
Jego wzruszające ogłoszenie o poszukiwaniu pracy tuż przed świętami obiegło media społecznościowe. 38-letni Łukasz Polak pisał, że właściciel firmy sprzątającej nie wypłacił nikomu pensji i zniknął. Z tego powodu z dnia na dzień pan Łukasz miał opuścić kwaterę pracowniczą i wylądować na ulicy. Ludzie ruszyli z pomocą panu Łukaszowi. Problem w tym, że ma on ogromne problemy, by udowodnić swoją historię.
Pan Łukasz jest na rencie. W dzieciństwie uległ groźnemu poparzeniu. Od dwunastu lat zmaga się z bezdomnością. Jego wpis na Facebooku spotkał się z ogromnym odzewem ze strony internautów.
We wpisie prosił o pomoc w znalezieniu nowej pracy, jednak otrzymał również pomoc rzeczową i finansową. Fundacja, która pomaga osobom bezdomnym, zaproponowała przeprowadzenie zbiórki na opłacenie hostelu. W ciągu kilku dni udało się zgromadzić około 10 tys. zł. Jednak wtedy pojawiły się problemy z dokumentami i wiarygodnością historii przedstawianej przez pana Łukasza.
- Uprzedzałam, że będą nam potrzebne różne dokumenty pana Łukasza, które będą potwierdzały jego sytuację. Pytałam też o tę sprawę z nieuczciwym pracodawcą, czy zostało to zgłoszone na policję. Powiedział, że „zostało zgłoszone, bo to jeszcze 16 innych osób, w tym kobiety z dziećmi były” – relacjonuje rozmowę z panem Łukaszem Agnieszka Luck z Fundacji Zamieszkani.
ZOBACZ: Mieszkańcy nie dowierzają. Ksiądz zlikwidował boisko
- Ten hostel jest w Jabłonnie… Nie Jabłonna tylko Legionowo. Już nie pamiętam, jak się on nazywa, ulicy też nie pamiętam, bo ciemno było, jak tam pojechałem i ciemno jak wychodziłem – twierdzi Łukasz Polak.
Reporterka: Tam pracowały też inne osoby, czy pan jeden stracił pracę?
- Tylko ja.
- W tym wpisie jest informacja, że matki z dziećmi tez straciły pracę…
- Nie wiem, głupoty ktoś jakieś powypisywał.
- To jaka jest prawda, panie Łukaszu?
- No taka prawda, jak mówię.
Zaproponowaliśmy panu Łukaszowi pomoc w uzyskaniu zaległych wypłat od nieuczciwego pracodawcy. Jednak mężczyzna nie mógł przypomnieć sobie, gdzie pracował przez dwa miesiące. Później wskazał adres, pod którym nigdy nikt takiej działalności nie prowadził. W dodatku w okolicy nikt pana Łukasza nie zna.
Reporterka: Pan wyszedł… To jest ten pan?
Pan Łukasz: Nie, to nie jest ten pan.
Reporterka: Dzień dobry, jestem dziennikarką Polsatu. Pan Łukasz mówi, że pracował na działce obok, u pana Macieja. Pan poznaje pana Łukasza?
Właściciel: Ja bym znał człowieka. I ten pan też by mnie znał. Do czego ja bym go zatrudnił? Reporterka: Nie ma pan firmy sprzątającej?
Właściciel: Nie miałem nigdy. Po prostu ściemnia.
ZOBACZ: Pusta kasa i brak węgla. Mieszkańcy wściekli na zarządcę
Podobnie uważa inna osoba sąsiadująca z adresem wskazanym przez pana Łukasza.
Reporterka: Panie Łukaszu, tu jest człowiek, który mieszka po sąsiedzku i mówi, że nigdy pana nie widział.
Pan Łukasz: Jak to?
Sąsiad: Pierwszy raz pana widzę.
Pan Łukasz: Co pan opowiada, że pierwszy raz…
Sąsiad: To jest naciąganie. Pan słyszy?
Pan Łukasz: To nie jest naciąganie.
ZOBACZ: Nie płacą i nie chcą się wyprowadzić. Cały blok ma ich dość
- Zaczęło się od tego, że ja, jak pewnie tysiąc innych osób, wpłaciłam na podawane przez pana Łukasza konto 300 zł. I przez dwa dni ja i jeszcze jedna pani nie mogłyśmy doprosić się potwierdzenia, że pan Łukasz otrzymał te pieniądze. Ja do niego napisałam ponownie z pytaniem, jaki on ma numer konto. On mi wysłał karteczkę. Okazało się, że to jest całkowicie inny numer konta. Zostałam zablokowana na Facebooku – opowiada pani Joanna, która czuje się oszukana przez pana Łukasza.
Pan Łukasz mieszkał i pracował jeszcze kilka miesięcy temu w podwarszawskiej Jabłonnie. Cały czas jest w kontakcie z byłą pracodawczynią. Kobieta miała także udostępnić mu swój numer konta do wpłat dla internetowych darczyńców. Pani Anna nie zgadza się z zarzutami Fundacji.
- Łukasz do mnie zadzwonił. Powiedział, że jakaś pani usilnie prosi, że chce mu wpłacić jakieś pieniądze. Powiedział mi, że ma komornika i że zabierze mu te wszystkie pieniądze. Stwierdziłam, że jeśli to będą nieduże pieniądze, to oczywiście może podać mój numer konta, a ja te pieniądze mu przekażę – mówi pani Anna, była pracodawczyni pana Łukasza.
ZOBACZ: Kupili segmenty, część terenu zabiorą drogowcy
Agnieszka Luck z Fundacji Zamieszkani zwraca uwagę, że konto, które podano jej jako numer hostelu, pan Łukasz podawał jako swoje.
- Tutaj nikt nie prosił o pieniądze. To nie jest oszustwo. Wszystkie pieniądze, które wpłynęły na podany przez niego mój i mamy numer konta, przekazałam mu – zapewnia pani Anna, była pracodawczyni pana Łukasza.
- Ja naprawdę potrzebuję pomocy. Widzi pani, że jestem na ulicy. Było napisane jasno, że ja potrzebuję pracy, ja nie potrzebuję pieniędzy, ale pracy. A że ludzie byli tacy hojni i sami przelewali, to jest nie moja wina po prostu – twierdzi Łukasz Polak.*
* skrót materiału