Bez świadczenia pielęgnacyjnego. Bo nazwisko zaczyna się na „Ś”
53-letnia Dorota Śmiech z Pabianic ma dwoje dzieci: 15-letniego Oliwiera oraz 25-letniego niepełnosprawnego Krzysztofa. Mężczyzna ma porażenie mózgowe, wodogłowie oraz autyzm. Miewa trudne do opanowania ataki agresji. Rodzina z trudem wiąże koniec z końcem, przepisy nie pozwalają pani Dorocie pracować dorywczo. W dodatku na święta została bez pieniędzy, bo w urzędzie zabrakło środków na wypłatę świadczenia pielęgnacyjnego. Wypłacano je alfabetycznie, do litery „S”.
- Jest autoagresywny, sam się okalecza, sam się bije. Niech pani wejdzie do domu, kiedy Krzyś ma atak, to wyglądamy jak podczas walki Gołoty i Tysona. On podrapany, ja podrapana, on zakrwawiony, w kasku ochronnym, by sobie głowy nie obijał, meble poniszczone – opowiada Dorota Śmiech.
- Byłam świadkiem tego, to są ciosy nie do przeżycia, ja po prostu byłam w szoku. Bardzo jej współczuję. To jest krzyk, to jest bicie głową, szarpanie ciała swojego. To jest nie do opisania, trzeba to zobaczyć – przyznaje pani Małgorzata, znajoma rodziny.
ZOBACZ: Katował 8-letniego Kamila. Bił, przypalał, polewał wrzątkiem!
Pan Krzysztof nie mówi, niedowidzi. Wymaga całodobowej opieki.
- Pokazuje, że boli go głowa, że chce jeść, że chce siku. On to pokaże, ale jak ktoś przyjdzie z ulicy, to nie ma pojęcia, o co mu chodzi – mówi Dorota Śmiech.
Kobieta pobiera świadczenie pielęgnacyjne dla opiekuna osoby niepełnosprawnej. To niewiele ponad 2 tysiące złotych. Pani Dorocie brakuje pieniędzy na życie, leczenie i rehabilitację syna. Chciałaby więc dorobić, ale niestety zgodnie prawem pracy podjąć nie może.
- Jeśli pójdę do pracy, to zabiorą mi świadczenie pielęgnacyjne. Czynsz, światło, liczniki to 1100 złotych, dodać gaz, prąd, telefony, ośrodek adaptacyjny, za który płacę 300 zł, to wychodzi około 2 tysięcy zł. My, matki osób niepełnosprawnych, nie mamy emerytury, składki zdrowotne z opieki płacono do 18. roku życia, od 7 lat te składki nie są opłacone, a do pracy mi iść nie wolno, to co my mamy robić? – pyta pani Dorota.
ZOBACZ: Mała Ola zmarła. Winią lekarzy
Samotna matka kilkanaście dni temu - przed świętami wielkanocnymi - powinna otrzymać świadczenie. Niestety okazało się, że pieniędzy nie ma. Jak twierdzi pani Dorota, Miejskie Centrum Pomocy Społecznej tłumaczyło się, że świadczenia wysłano w kolejności alfabetycznej. Ale lista zakończyła się na literze „S”. Pozostali pieniędzy nie dostali, w tym pani Dorota z nazwiskiem na „Ś”.
- Wiedząc, że zbliżają się święta, stałam pod bankomatem 1,5 godziny, bo sądziłam, że do banku pieniądze wpłyną. Dlaczego nie było powiadomienia, że tych wypłat w kwietniu nie będzie, żebyśmy my się mogli przygotować? Nie mamy poodkładanych pieniędzy, żyjemy z bieżących pieniędzy – zaznacza Dorota Śmiech.
- Świadczenia są przekazywane przez łódzki urząd wojewódzki do wszystkich samorządów terytorialnych, które zgłosiły takie zapotrzebowanie do pierwszego dnia każdego miesiąca. Przelewane jest 50 procent wykorzystanych pieniędzy z zeszłego miesiąca, druga transza miedzy trzynastym a piętnastym dniem danego miesiąca – tłumaczy Dagmara Zalewska z Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi.
ZOBACZ: Bez pieniędzy za pracę w sklepach. Wielu poszkodowanych
Chcieliśmy porozmawiać z przedstawicielami Miejskiego Centrum Pomocy Społecznej w Pabianicach. Otrzymaliśmy jedynie oświadczenie:
„W miesiącu kwietniu 2023 r. tutejsze Centrum nie było w stanie zrealizować wszystkich wypłat zgodnie przyjętą zasadą, ponieważ otrzymana pierwsza transza środków finansowych nie była wystarczająca na zaspokojenie wszystkich wypłat z pierwszego terminu”.