Zepsuty samochód dwa i pół roku stoi w serwisie

Podwarszawska firma kupiła w autoryzowanym salonie używanego Land Rovera Discovery. Gwarancja obejmowała 100 tys. km, a silnik zepsuł się po przejechaniu 101 tys. Jednostkę jednak wymieniono, ponieważ z autem już wcześnie były problemy. Niestety, samochód zepsuł się po raz kolejny i trafił do serwisu. Tym razem firma odmawia dalszych napraw. Auto od dwóch i pół roku niszczeje.

Klienci coraz częściej kupują używane samochody u autoryzowanych dealerów. Zwłaszcza, że ci oferują sprawdzone auta. Tak też zrobiła jedna z podwarszawskich firm. Wybór padł na Land Rovera Discovery. Auto zostało kupione w 2018 roku, ale niedługo po zakupie zaczęły się problemy.

- Pamiętam, że mechanik stwierdził, że silnik „klekocze”. Ja myślałem, że to jest jego uroda. Trafił na naprawę gwarancyjną, a potem - co mnie bardzo zaskoczyło - były problemy z filtrem DF. Ja mieszkam poza Warszawą i mam kawałek dojazdu, prostej drogi, więcej niż wymagane w instrukcji. I ten samochód dwa lub trzy razy trafił na lawetę, bo wszedł w tryb serwisowy z błędnym wypalaniem filtra DF – opowiada Zygmunt Czapiński.

ZOBACZ: Bez świadczenia pielęgnacyjnego. Bo nazwisko zaczyna się na „Ś”

W samochodzie zamontowany jest filtr cząstek stałych - czyli element układu wydechowego, który oczyszcza gazy spalinowe z sadzy. W związku z tym, że taki filtr potrafi się zapychać, producent zalecał określony styl jazdy.

- Instrukcja mówiła, że trzeba jechać ze stałą prędkością przez około 10 minut, ja się do tego stosowałem. Główna awaria wystąpiła trochę tak tragikomicznie, bo dokładnie po wygaśnięciu okresu gwarancji.  Pamiętam, że gwarancja była do 100 tysięcy km, samochód miał 101. Zadymiłem pół autostrady, musiałem zjechać na pobocze. Szybciutko go zgasiłem, w zasadzie wymusiłem to wrzucając jedynkę i puszczając sprzęgło – relacjonuje pan Zygmunt.

- Sama gwarancja, jeśli chodzi o czas, nigdy nie upłynęła. Mówimy o przekroczeniu bardzo drobnej ilości kilometrów, które zostały przekroczone w okresie obowiązywania gwarancji. W związku z tym, że samochód wcześniej już był naprawiany, producent powiedział: dobrze, wymieńmy cały silnik – tłumaczy prawnik Bartosz Graś.

ZOBACZ: Wyremontowała, spłaciła dług, urzędnicy będą ją eksmitować

Producent zdecydował się pokryć koszty wymiany silnika, bo samochód był kilkukrotnie wcześniej naprawiany. Właściciel po wymianie odebrał auto, ale twierdzi, że przejechał nim zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. Samochód znów się popsuł.

- Wymiana silnika została uznana, było to zrobione życzeniowo. Natomiast dalsze naprawy już nie zostały uznane – mówi pan Zygmunt.

I tu zaczął się spór między producentem auta a jego właścicielem. Właściciel stoi na stanowisku, że samochód nie został skutecznie naprawiony i dalej odpowiedzialność powinien ponieść producent lub serwis. Producent z kolei nie chce już naprawiać samochodu na swój koszt.

Obejrzeliśmy auto razem z rzeczoznawcą samochodowym. Land Rover od dwóch i pół roku stoi na niezadaszonym parkingu. Wiele elementów jest skorodowanych, a części silnika leżą w bagażniku. Rozmawialiśmy z przedstawicielem serwisu. Naprowadził nas na prawdopodobną przyczynę awarii: wymieniając silnik, mechanicy zamontowali do niego używane wtryskiwacze paliwa. Te mogły być uszkodzone, ale nikt tego nie sprawdził.

- No i teraz pytanie: czy można było tego uniknąć i czy przez ten krótki czas, jakim jest przejechanie 30 kilometrów, mogły się popsuć wtryskiwacze? Raczej nie. Dobrą zasadą jest montowanie nowych części lub sprawdzonych części do nowego silnika. Bo na sam koniec jesteśmy w tym punkcie, w którym teraz jesteśmy, że pomimo dużej inwestycji, jaką jest wymiana tej jednostki napędowej, dalej przyczyna awarii nie jest usunięta. Usunięto tylko skutki – zauważa Paweł Kwiatkowski, rzeczoznawca, ekspert autotesto.pl.

ZOBACZ: Katował 8-letniego Kamila. Bił, przypalał, polewał wrzątkiem!

Skontaktowaliśmy się z centralą producenta w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Na pytania co dalej z samochodem, jak dotąd nie ma odpowiedzi. Właściciel wystąpił na drogę sądową.

- Do tej pory my żyliśmy w takiej świadomości, jako kancelaria, że samochód jest złożony… Ale tak nie jest. Jest rozłożony, zdemontowany jest blok silnika, lecą tam liście, woda, śnieg, narażony na mróz jest, niezalany olejem. Tak że mówimy o tym, że na dzisiaj to jest wrak, którym chyba nie jest zainteresowany nikt, żeby go naprawiać. Konieczna jest wymiana na nowy albo zwrot środków – podsumowuje prawnik Bartosz Graś.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX