Miały dostać nowe zęby, a straciły zdrowie
Pani Henryka zapłaciła 125 tys. zł za wstawienie implantów. Teraz walczy z bólem, ma problemy z mówieniem i jedzeniem. Inna pacjentka, pani Teresa, uskarża się, że po płukaniu jamy ustnej, woda przenika do nosa. W najgorszej sytuacji jest pani Beata, która nie wybudziła się po narkozie.
Życie 67-letniej Henryki Kielar z Lublina od trzech lat jest związane z bólem. Kobieta ma problemy z mówieniem i jedzeniem. Na stałe przyjmuje leki przeciwbólowe. A wszystko, jak twierdzi, przez zabieg wszczepienia implantów zębowych.
- Moje zęby… wszystko się rusza. Góra się cała połamała, bez końca lecą takie drobinki metalu. Wszystko płynne piję, wszystko miksowane. Nie dam rady inaczej, bo mnie wszystko boli. Mam same druty, które kaleczą język. Ciągle krwawi – opowiada Henryka Kielar.
ZOBACZ: Ich blok grozi zawaleniem! Winią dewelopera, nie chcą wracać
67-latka twierdzi, że zabieg zmienił jej życie w koszmar. A blisko 125 tysięcy złotych, które zapłaciła za nowe zęby, przepadły. Kobieta na zabieg zaciągnęła kredyt, a część kwoty dołożył jej syn pracujący za granicą. Nowe uzębienie było marzeniem pani Henryki.
- Problemy były od samego początku. Mówiłam mu cały czas, że mnie boli, że mam opuchnięte – twierdzi pani Henryka.
- Zabieg został wykonany w pełni prawidłowo. Przypadek pani Henryki były trudny pod względem samego jego wykonania i stanu zdrowia pacjentki. Natomiast pani Henryka nie stosowała się do zaleceń w zakresie wizyt kontrolnych. (…) Poinformowała, że nie ma możliwości stawienia się ze względu na swój wyjazd zagraniczny. Ponad rok przebywała za granicą. I to mogło spowodować sytuację, w jakiej jest – mówi Krzysztof Klimkowski, pełnomocnik stomatologa.
- Teraz pani Henryka jest pozbawiona tego, co najważniejsze. Szczegółowej dokumentacji medycznej, która by pozwoliła ustalić, co tak naprawdę zostało źle zrobione. Na to rozeszło się sto kilkadziesiąt tysięcy złotych – komentuje Jan Kokot, pełnomocnik pani Henryki.
- Skrzywdził mnie pan doktor strasznie. Jeżeli w ogóle można go nazwać doktorem. Ja byłam zdrowa. Cieszyłam się swoim życiem - zaznacza pani Henryka.
ZOBACZ: Na starość na ulicę? Wnuk upomniał się o połowę mieszkania
Sprawę pani Henryki prowadzi lubelska prokuratura. Podobnie jak postępowanie w sprawie 57-letniej Beaty Filipek. Kobieta na zabieg do tej samej kliniki udała się w kwietniu ubiegłego roku. Pani Beata była kosmetyczką, żyła aktywnie. Teraz jest skazana na pomoc innych.
- To był 13 kwietnia 2022 roku. Kiedy ciocia do mnie zadzwoniła i powiedziała, że Beata się nie obudziła u stomatologa. Anestezjolog stwierdził, że „no nie obudziła się, bo dostała jakiś drgawek, coś się stało, nie wiem co. Jest w szpitalu”. Stomatolog stwierdził, że nic nie wie, że to wszystko jest anestezjologa problem – opowiada Dagmara Zick, siostra Beaty Filipek.
- Jesteśmy cały czas na etapie postępowania w sprawie. Nie mamy podejrzanego z tego względu, że to sprawy skomplikowane. Chodzi o narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia przez cały zespół tego gabinetu stomatologicznego i nieumyślne spowodowanie choroby zagrażającej życiu, która doprowadziła panią Beatę do takiego stanu, w jakim teraz jest - informuje Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
ZOBACZ: Odcięty od syna. Decyzja sądu nic nie zmieniła
Pani Beata jest w stanie wegetatywnym, a jej bliscy za utratę zdrowia kobiety winią anestezjologa i stomatologa.
Dotarliśmy do stomatologa, który wykonywał zabieg u obu pacjentek, ale odmówił wypowiedzi.
- Jeżeli chodzi o kwestię dotycząca pani Beaty Filipek, to zabieg był wykonywany w pełnym znieczuleniu. Pod względem dentystycznym, stomatologicznym, implantologicznym został on w pełni prawidłowo wykonany. Natomiast pojawia się kwestia samego podania znieczulenia. I jak wiemy nie wykonuje tego stomatolog tylko anestezjolog – tłumaczy Krzysztof Klimkowski, pełnomocnik stomatologa.
W trakcie realizacji reportażu skontaktowała się z nami pani Teresa. Kobieta mieszka we Włoszech. W 2013 roku była pacjentką lubelskiego stomatologa.
- Pan doktor mi założył implanty. Żeby włożyć takie implanty, zatoki muszą być w idealnym stanie, warunki w buzi muszą być idealne. U mnie takich nie było. I to właśnie wszystko powoduje, że z ust dostaje mi się do zatok. Ja na przykład jak płuczę usta wodą, to ta woda mi przez nos przelatuje. Przez obydwie dziurki – opowiada pani Teresa.
W sprawę pani Beaty i pani Henryki zaangażował się rzecznik praw pacjenta. W połowie czerwca ma wydać opinię.