Uważa się za celebrytę. Mówią, że jest oszustem

Uważający się za celebrytę Hubert B. to postać kontrowersyjna. Mężczyzna uwielbia występować w mediach, na scenie, udzielać wywiadów. Od lat usiłuje dostać się do świata show biznesu. Śpiewa, nagrywa płyty, teledyski. Jednak słynniejsze od kariery są jego długi. Dotarliśmy do osób, które twierdzą, że zostały przez niego oszukane. Straty liczą w tysiącach, a nawet dziesiątkach tysięcy złotych.

- Jest to celebryta, który powołuje się na wielu znajomych w znanych kręgach. Nagrywa. Jak dla mnie nie jest artystą. Jak się go słucha, to jak ktoś ma wrażliwe ucho, to nie są umiejętności, tylko chęci – uważa Małgorzata Kijewska-Zdeb, której Hubert B. nie zapłacił za mieszkanie.

- Hubert był jedną z niewielu osób, które miały dla mnie czas. Poznałam inne kobiety i miał tę samą taktykę. Szukał kobiet „na zakręcie”, z problemami i się z taką utożsamiał. Kiedy mu oddałam szczerą przyjaźń, wtedy zaczynał pożyczać pieniądze. Hubertowi pożyczyłam 27 tys. zł - podkreśla Małgorzata Calikowska.

We wrześniu 2021 roku Hubert B. wynajął mieszkanie w krakowskiej dzielnicy Podgórze. Mieszkał tam przez pół roku. Za ten czas zapłacił właścicielce lokalu jedynie 3 tysiące złotych. Do dziś kobieta nie może doprosić się reszty pieniędzy za czynsz.

- Na samym początku nie przyniósł kaucji, ja mu zaufałam, bo poznałam go w pracy, w biurowcu. Wziął mnie na litość, grał na moich emocjach. Opowiadał historię, która była mi bliska ze względu na rozstanie z mężem. Opowiadał mi o swoim partnerze, robiąc z siebie ofiarę. Nazywał mnie siostrą, skracał dystans. Jak w końcu weszłam do mieszkania, Huberta nie było, chociaż miał być. Uciekł dzień wcześniej. Wiele rzeczy było zniszczonych. Zadłużył mi lokal, jest mi winny 15,5 tys. zł – mówi Małgorzata Kijewska-Zdeb.

Kobieta nagrała film, na którym komentowała i rejestrowała wejście do lokalu.

- Wchodzimy do mieszkania, osoba wynajmująca zostawiła klucze w skrzynce. Idziemy sprawdzić stan mieszkania, śmierdzi gównem, ściany brudne, śmierdzi szczochami kotów, firanki poniszczone wszystkie, stół zniszczony – relacjonowała.

Pani Klaudia znała Huberta B. od kilku lat. Mężczyzna zaprzyjaźnił się z modelką, poznał nawet jej mamę. W pewnym momencie zaproponował współpracę.

- W momencie, kiedy przeżywałam jeden z najtrudniejszych momentów po stracie brata, on zadeklarował przed moją matką, że ma się nie obawiać, bo jej córka będzie mieć w nim oparcie – mówi Klaudia Spodzieja, modelka i konferansjerka.

Jak mówi, Hubert B. pożyczył od niej 2 tysiące złotych.

- Twierdził, że ma problemy w pracy. On wcześniej zaoferował mi prowadzenie swojej trasy koncertowej. Zgodziłam się, więc odmowa pożyczki była niemożliwa. Nie wypadało tego zrobić. Suma za prowadzenie koncertów nie została zapłacona do dziś – dodaje.

Pan Daniel z Nowej Huty przez ponad pięć lat był partnerem Huberta B. Mężczyzna twierdzi, że również został przez niego oszukany. Na jego prośbę zaciągnął kredyt na nagranie teledysku. Spłaca go do dziś.

- Spłacam 40 tysięcy zł do tej pory, a rozstaliśmy się dwa lata temu. Zameldowałem go u siebie i miałem problemy z wymeldowaniem. Pojawiali się komornicy, windykatorzy też. Z tego, co mówił, ma jakieś długi z przeszłości. Nie googlowałem go, a powinienem. Znalazłem informację na jego temat, że oszukał hotel i teatr. Był etap, że chciał, abym przepisał połowę mieszkania na niego – twierdzi Daniel Galos, były partner Huberta B.

Pani Jolanta z Rzeszowa jest pracownikiem naukowym na miejscowej politechnice oraz ławnikiem w Sądzie Najwyższym. Od 11 lat nie może odzyskać pieniędzy, które pożyczyła celebrycie.

- Pożyczył 20 tysięcy złotych w 2012 roku na nagranie płyty. Nie spłaca, mimo że była ugoda przedsądowa. Oddaliśmy sprawę do komorników, bez skutku – przyznaje Jolanta Puacz-Olszewska.

- Hubert był znajomym mojej siostry. Siostra była samotną osobą, on to doskonale wykorzystał. Kredyty zaciągnęła, pożyczyła mu pieniądze, które nie zostały spłacone. Siostra niestety nie żyje, chorowała i zmarła – mówi z kolei Ireneusz Janczycki, który twierdzi, że Hubert B. oszukał jego siostrę.

Poszkodowane osoby podkreślają, że Hubert B. od pewnego czasu przedstawia się także panieńskim nazwiskiem matki. I w dokumentach oficjalnie występuje teraz jako Hubert C. Jego sprawą zajmuje się krakowska prokuratura.

- 14 czerwca prokuratura Kraków-Pogórze wszczęła dochodzenie. Chodzi o oszustwo, które zagrożone jest karą od 6 miesięcy do 8 lat więzienia – informuje Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

- Na początku, kiedy zająłem się sprawą, dotarłem do 10 poszkodowanych, następnie ci skontaktowali się z następnymi i ta liczba może oscylować około 50 osób – zaznacza Witold Nogieć, prywatny detektyw.

Próbowaliśmy osobiście porozmawiać z Hubertem B. przed kamerą, ale mężczyzna odmówił szerszej wypowiedzi. Później odebrał od nas telefon:

Reporter: Dzień dobry, panie Hubercie. Napisał pan maila do redakcji z prośbą o kontakt.

Hubert B.: Nagrywaliście mój wizerunek bez mojej zgody. Nie wyrażam zgody na jego upublicznienie, bo jestem osobą prywatną.

Reporter: Wydaje pan płyty, występuje pan w telewizjach, na koncertach...

Hubert B.: Jakiekolwiek zobowiązania finansowe są moją prywatną sprawą. To jest moje stanowisko.

- Ewidentnie imię Hubert ma od patrona myśliwych. On polował, ale na ludzi, od których chciał czerpać korzyści, wyłudzać pieniądze – uważa Ireneusz Janczycki, który twierdzi, że Hubert B. oszukał jego siostrę.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX