Ogromna hałda groźnych odpadów w Tuplicach. Tuż obok domów
W Tuplicach koło Zielonej Góry zalega ponad 40 tysięcy ton porzuconych odpadów z niemieckiej huty cynku. Zwożono je ciężarówkami od 2013 roku. Potężne hałdy z odpadami znajdują się zaledwie 500 metrów od urzędu gminy, tuż przy dworcu kolejowym i na dodatek między domami. Kto do tego dopuścił?
- To jest z huty cynku, a wiadomo cynk to odpady trujące, metale ciężkie – mówi Zbigniew Nowicki, mieszkaniec Tuplic.
- Do trzech tysięcy TIR-ów jest tu wyładowanych. Część jest w hałdach, a cześć rozplantowana na placu – dodaje Henryk Warchał.
- Obok składowiska są dwa stawy, ryby zaczęły pływać do góry brzuchami – wskazuje Zbigniew Nowicki.
Zaledwie pięćdziesiąt metrów od składowiska mieszka z żoną emerytowany celnik - pan Henryk. Razem ze swoim sąsiadem - emerytowanym strażnikiem granicznym - rozpoczął prywatne śledztwo. Panowie ustalili, co tak naprawdę zalega za ich płotami.
- Było pozwolenie wydane na odpady niezwiązane z cynkiem ani kadmem. A przyjechała cała tablica Mendelejewa. W decyzji było napisane, że powinno to być składowane na betonie, w silosach i zadaszone. Jest goła ziemia, bez silosu i zadaszenia – tłumaczy Henryk Warchał.
- To miał być materiał, który będzie przerabiany i wywożony stąd na budowę dróg – zaznacza Zbigniew Nowicki.
- Często chorujemy, drapie w gardle, gorączki nie ma, ale gardło boli, wcześniej nie bolało – mówi Bogumiła Warchał.
ZOBACZ: „Mała elektrownia”. Pole rolnika usłane słupami energetycznymi
Składowisko powstało na terenie zabytkowej, zrujnowanej cegielni, którą kupił prywatny inwestor. Zdobył zgodę od ówczesnego starostwa i wójta. Deklarował przetwarzanie odpadów. A skończyło się na magazynowaniu i ich porzuceniu.
- W 2013 roku starostwo powiatowe wydało zgodę na przetwarzanie i zabezpieczenie odpadów. Nie na magazynowanie – podkreśla Małgorzata Issel, wicestarosta powiatu żarskiego.
- Niemcy wydali produkt na niewłaściwą decyzję. Ktoś, kto odebrał, nie miał decyzji na przetwarzanie, a to był warunek, żeby produkt wydać – mówi Katarzyna Kromp, wójt Tuplic.
- Jeżeli strona niemiecka nie sprawdziła, to odpowiada za to – ocenia Henryk Warchał.
Starostwo twierdzi, że musiało wydać zgodę inwestorowi, bo ówczesny wójt nie widział potrzeby uzyskania przez niego zgód środowiskowych. Miały to być odpady bezpieczne. Były wójt informuje, że wcześniej pytał o zgodę sanepid i regionalną dyrekcję ochrony środowiska. Te nie widziały przeciwskazań.
- Dyrektor regionalnej ochrony środowiska stwierdził, że dla tego typu odpadów nie trzeba. Konsekwencją tego było wydanie pozytywnej opinii z mojej strony, oparłem się na innych opiniach – twierdzi Tadeusz Rybak, były wójt Tuplic.
- Silny wiatr jest, to widać, że się unosi. My się boimy, ja się boję. Mam ogródek z warzywami, my je jemy, ale czy możemy? – zastanawia się Bogumiła Warchał.
ZOBACZ: Szokujące zachowanie sąsiada. Budynek grozi zawaleniem
Mieszkańcy alarmują, że teren nie jest zabezpieczony przed postronnymi osobami. A znajduje się tam wiele niebezpiecznych miejsc, takich jak kanały bez włazów. I o tragedię nie trudno, ponieważ w pobliżu często bawią się dzieci.
- Można przejść koło bramy, z drugiej strony można wejść, jak się chce. Tablic informacyjnych, monitoringu nie ma - alarmuje Zbigniew Nowicki.
- Przez kogo ma być to zabezpieczone? Bo to teren prywatny. Zmierza pan do tego, że gmina jest temu winna, powinnam tam stać, przykuć się łańcuchem, nie pozwolić wejść? – mówi Katarzyna Kromp, wójt Tuplic.
- Stanem takiej posesji powinna zainteresować się gmina, pomimo że nie jest właścicielem terenu. Gmina powinna zabezpieczyć teren nawet przez mniej kosztochłonne czynności: przez uzupełnienie włazów, ogrodzenie terenu czy wprowadzenie zakazu wejścia na taki teren – uważa prawnik Anna Wichlińska.
ZOBACZ: Kolejarze zajęli ich działki, nie dostali żadnego odszkodowania
Sprawą odpadów w Tuplicach zajął się sąd w Dreźnie i nakazał, żeby zostały zabrane do Niemiec, ponieważ nigdy nie powinny trafić do Polski. Jednak od decyzji zostało złożone odwołanie. Mijają kolejne miesiące i nie zanosi się, że odpady znikną. Polscy urzędnicy nie myślą o utylizacji. Liczą, że Niemcy zabiorą odpady sami.
- Absolutnie nie wywiozę tego, bo ja jako gmina nie poczuwam się do odpowiedzialności. Po drugie nas na to nie stać. Wierzę, że rząd zrobi wszystko, żeby to wróciło, skąd przejechało. I na koszt ludzi, skąd to jest – mówi Katarzyna Kromp, wójt Tuplic.
- Jak najszybciej powinno być wywiezione. Z diabłem bym podpisał pakt, żeby to było zabrane, a kto zabierze, nie ma znaczenia – podsumowuje Zbigniew Nowicki, mieszkaniec Tuplic.