Nie mają kontaktu z bliskimi. Grupa wyznaniowa izoluje od świata?

Od 20 lat istnieje na Mazowszu grupa wyznaniowa prowadzona przez dwóch księży katolickich: Łukasza i Jacka. Działalność tej grupy owiana jest tajemnicą. Jak wygląda tam życie, słyszymy od jej byłych członków. Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które nie mają kontaktu z bliskimi przebywającymi w tej grupie. Syn pani Ewy był członkiem tej grupy. Po jego śmierci kobieta musi walczyć o kontakty z wnuczką. Podobnych historii jest więcej.

- To sekta. Nie ma tam żadnej kurateli osób z zewnątrz, nie dogląda tego żaden biskup hierarcha, zwierzchnik - twierdzi publicysta Tomasz Terlikowski.

Od 20 lat istnieje na Mazowszu grupa wyznaniowa prowadzona przez dwóch księży katolickich: Łukasza i Jacka. Działalność tej grupy owiana jest tajemnicą. Jak wygląda tam życie, słyszymy od jej byłych członków.

- Nasz plan dnia był ustalany przez księdza. Mieliśmy obowiązki, dyżury, modlitwy, rekolekcje, generalnie to był czas tylko na pracę i modlitwę - mówi Paweł Kostowski.

- Byłem zakochany ze wzajemnością w dziewczynie, która też tam była, ale nie wolno nam było się spotykać, bo to jest relacja, która nie prowadzi do małżeństwa, bo jesteśmy dwójką nastolatków. To nie zbliża do Boga - mówi z kolei pan Paweł.

ZOBACZ: Żyją obok końcowej stacji WKD. "Jak na lotnisku"

Grupa co jakiś czas się przeprowadza. W kolejnych domach organizuje życie świeckie i religijne.

- Kupiliśmy dom trzy lata temu. Dowiedzieliśmy się, że w naszym domu zamieszkiwała jakaś sekta religijna, która w naszym obecnym basenie chrzcił ludzi, w naszej nieruchomości znajdowaliśmy dużo świętych obrazków - mówi Jakub Kiedo, nabywca nieruchomości, w której wcześniej działała grupa księdza Łukasza K.

Do naszej redakcji zgłosiły się osoby, które nie mają kontaktu z bliskimi przebywającymi w tej grupie. Syn pani Ewy był członkiem tej grupy. Po jego śmierci kobieta musi walczyć o kontakty z wnuczką.

- Żeby lepiej zrozumieć sytuację dzieci trzeba zrozumieć, że one tam się urodziły, nigdy nie były poza, są izolowane od świata. Uczą się w edukacji domowej, według zmodyfikowanej podstawy programowej - mówi pan Marcin, ojciec dzieci przebywających w grupie.

- Nie może być tak, żeby dzieci się tylko modliły. Ona zna tylko piosenki religijne. Tylko o tym mówi, gdzie jest grzech. To dziecko ma dopiero 10 lat - mówi pani Ewa.

- Te dzieciaki są wychowywane w totalnej inwigilacji, kontroli i bez kontaktu ze światem rzeczywistym. Jeżeli któreś nich, nie daj Boże, dorośnie i spróbuje swoich sił ze światem zewnętrznym, to zginie, przepadnie - twierdzi pan Krzysztof.

Tomasz Terlikowski opisywał w mediach działalność tej grupy. Za te artykuły adwokat ks. Łukasza zagroził procesem przed sądem biskupim. Bohaterowie tekstów opowiadali o izolacji i niejasnościach finansowych w działalności grupy.

- Kiedy spotykam się z osobami skrzywdzonymi przez tę wspólnotę i słucham ich historii, to wiem, że jeśli ktoś powinien odpowiadać przed sądem biskupim, ponosić konsekwencje kanoniczne, a może też cywilno-karne, to nie jestem to ja, tylko osoba określana przez członków wspólnoty mianem pasterza, czyli ks. Łukasz K. - twierdzi publicysta.

ZOBACZ: Nie chcą bezdomnych w sercu Warszawy. „Zobaczymy, kto wygra”

- W tej grupie jednym kryterium oceny człowieka jest stosunek do pasterza. Jeżeli jest osoba, które nie wielbi ks. Łukasza, to jest odcinana, zrywany jest z nią kontakt i tą metodą mamy dziadków, którzy nie widzieli swoich wnuków od lat - mówi pan Paweł.

O tych wszystkich kwestiach chcieliśmy porozmawiać z członkami grupy. Byliśmy przez nich obserwowani, ale nikt z nami nie rozmawiał. Adwokat ks. Łukasza przekazał, że on także nic nie będzie nam wyjaśniał.

- W związku z postępowaniem prokuratorskim prowadzonym z jego zawiadomienia, z uwagi na kierowane względem niego pomówienia i fałszywe oskarżenia, ks. Łukasz będzie unikał wszelkich komentarzy w tej sprawie – usłyszeliśmy od adwokata księdza Łukasza K.

Działalnością ks. Łukasza i jego pomocnika zajmuje się warszawska kuria. Pojawiają się też kolejne świadectwa osób, które przez tę grupę czują się pokrzywdzone.

- Rozmawiam z wieloma osobami, one mi mówią o rzeczach, które powinny być zbadane przez ograny państwa. Ja sam apeluję do tych ludzi, by sami zgłaszali to do MOPS-u czy do policji lub prokuratury i mam nadzieję, że to przyniesie jakiś efekt - mówi pan Paweł.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX