Właściciel zmarł. Od dziewięciu lat mieszkanie niszczeje
Prawie dziewięć lat po śmierci właściciela mieszkania w wielkopolskim Budzyniu sąd nie znalazł jego spadkobiercy. Najbliższa rodzina odmówiła przyjęcia spadku ze względu na długi i trwa poszukiwanie dalszych krewnych. Lata mijają, a lokal niszczeje. Mieszkanie w jego sąsiedztwie staje się nie do zniesienia.
Mieszkańcy budynku przy Rynkowej 20 w Budzyniu, od prawie dziewięciu lat zmagają się z poważnym problemem. W 2015 zmarł jeden z mieszkańców kamienicy, sąd ustala spadkobierców po nim, a do mieszkania nie można wejść.
- Małżeństwo się rozeszło, dzieci już były wtedy dorosłe i wyjechały za granicę, a pan Zenon został tu sam. Odebrał sobie życie. Przeżyłam wtedy traumę. Powiedzmy, że nie był to fajny widok i prześladował mnie dość długo – opowiada Wiesława Węcławek, mieszkanka kamienicy.
- Spadkobierców nie ma żadnych w tej chwili, sąd cały czas ich szuka. Jego żona i jego dwoje dzieci się zrzekli spadku sądownie, bo miał długi – dodaje inny mieszkaniec Mirosław Cholewiński.
ZOBACZ: Przez błąd urzędników stracili pensjonat. A leśnicy go rozebrali
W 2016 roku sprawą ustalenia statusu własności mieszkania po zmarłym panu Zenonie zajął się Sąd Rejonowy w Wągrowcu. Poszukiwania trwają do dziś, a tymczasem zamknięte i niewietrzone mieszkanie stało się poważnym problemem dla sąsiadów.
- To teraz pustostan. Nieogrzewane, niewietrzone było, nic nie było robione. Dopiero jak ja zacząłem interweniować w sądzie, to sędzia ustanowił kuratora. Kiedyś ona tu przyjechała jeszcze z jedną panią i jak otworzyły to mieszkanie, jak weszli, tak wypalili przez te drzwi jak pershingi. Tam taki potężny smród był – mówi Mirosław Cholewiński.
- Stamtąd się wydobywa smród. Jest pełno wilgoci, grzyba no i to niszczeje. Dlatego niszczeje, że m.in. podłogi są drewniane, sufity drewniane. To jest budynek z 1931 roku. Wtedy budowano takimi materiałami, jakie były: glina, coś tam do tej gliny, trochę cegły, trochę kamienia itd. Sąsiad mieszka nad tym mieszkaniem. Jego pokój, w którym on śpi, przypada nad tym pokojem pana Zenona. No i ten fetor nie daje mu żyć. Przesiąkają rzeczy, meble – dodaje Wiesława Węcławek.
ZOBACZ: Pod Łodzią drążą ogromny tunel. Kamienice mogą runąć
Zapytaliśmy Sąd Rejonowy w Wągrowcu o to, jak długo jeszcze może potrwać poszukiwanie spadkobierców. Oto fragment odpowiedzi:
„Sąd z urzędu podejmuje (…)działania zmierzające do ustalenia kręgu potencjalnych spadkobierców. Czynności te są czasochłonne, co w dużej mierze wynika z obowiązujących procedur, których sąd nie może pominąć…”
- Ta sytuacja wymaga przede wszystkim poszukiwania następnych kręgów spadkobierców. To wymaga czasu i zaangażowania, to trwa rzeczywiście często latami. W ostatecznym rozrachunku, jeżeli wszyscy odrzucą spadek albo nie ma spadkobierców, czyli generalnie przy odrzuceniu nie mamy już spadkobierców, nieruchomość przejmuje gmina, w której dana nieruchomość się znajduje – tłumaczy radca prawny Przemysław Ligęzowski.
- On miał siostrę podobno w Pile, ponoć ona nie żyje. Ta siostra miała córkę, która siedzi w Anglii. Nie wiem, czy ona do spadku należy czy nie, bo ja nie jestem mecenasem, żeby te wszystkie sprawy ogarniać. Wychodzi na to, że nie ma żadnego spadkobiercy. Pytam sędziego: do którego pokolenia sąd zamierza szukać tych spadkobierców? To się wzięli za jego matkę. To żem się śmiał w głos, bo jego matka zmarła jakieś piętnaście lat temu, a może trochę lepiej, a oni szukali jej jako spadkobiercy – opowiada Mirosław Cholewiński.