Ogromny hałas, nocne pobudki, kłęby kurzu. "Tu nie da się żyć"
Rampa przeładunkowa w Krównikach na Podkarpaciu to miejsce ważne strategicznie. To tam dochodzi do zmiany torów o europejskim wymiarze na tzw. szerokie tory, używane w Ukrainie. Po wybuchu wojny, Krówniki przejęły część ciężaru transportowego. Niestety, stało się to kosztem mieszkańców. Firma generuje potężny hałas, czasem przez całą dobę, a także, zdaniem lokalnej społeczności, zanieczyszcza środowisko.
Krówniki to niewielka miejscowość położona pod Przemyślem na Podkarpaciu. We wsi znajduje się kolejowa baza przeładunkowa, która powstała tu jeszcze w czasach PRL. Od kilku lat to miejsce jest źródłem problemów lokalnej społeczności.
- Szukamy pomocy, gdzie tylko możemy - we wszystkich urzędach, organach państwowych. Żeby ktoś zrobił coś z tym hałasem, tym zapyleniem, z tym zanieczyszczeniem środowiska - mówi Franciszek Bazanowski, sołtys.
W trakcie naszego spotkania z mieszkańcami okazało się, że bierze w nim udział także prezes firmy, która na terenie bazy prowadzi działalność. Przedsiębiorca poprosił o zabranie głosu przed kamerą.
- Po pierwsze, działalność terminala od 2010 roku, w takim formacie jak dzisiaj, była zanim powstała część sąsiedztwa tych domów, które są bezpośrednio teraz narażone na działanie terminala - tłumaczył.
- Serdecznie muszę panu podziękować za tę noc, kiedy dzieci szły do szkoły, a myśmy nie mieli żadnego spokoju. Zwróci mi pan za leczenie dziecka, za psychiatrów, psychologów? Bo ona się już boi, wczoraj na podwórku wpadła mi w histerię - mówi jedna z mieszkanek wsi.
ZOBACZ: Notorycznie zalewany blok. „Okropna pleśń i smród. Nie do zniesienia”
- Problemem jest to, że spółka nie jest właścicielem większości gruntów, na których prowadzi działalność gospodarczą. Ja na tym terenie nie jestem w stanie wybudować ekranów akustycznych, bo to nie jest moje - odpowiada prezes firmy Maciej Dulak.
Mieszkanka: To niech pan odpowie, dlaczego pan wyciął drzewa na nie swoim terenie? Jakim prawem pan wyciął drzewa, skoro pan nie może nic zrobić?
Prezes: To zarządca infrastruktury nakazał wycięcie tych drzew, mając na celu bezpieczeństwo ruchu drogowego, żeby odsłonić nieco przejazd kolejowy, aby kierowcy zbliżający się do przejazdu mogli widzieć lokomotywy.
Mieszkanka: Ostatnio jechało pogotowie, panowie ratownicy krzyczeli, żebyście przerwali, nie było takiej możliwości. Karetka jechała do chorego. Ktoś mógł w tym momencie umrzeć.
Prezes: Samo zajęcie przejazdu kolejowego trwa do 10 minut, bo takie są przepisy prawne.
- My mamy problemy zdrowotne. My zaczynamy psychicznie podupadać, proszę postawić się w naszej sytuacji. Przyjeżdżając do domu po 15:00, słyszę ciągle tylko huki - mówi jedna z mieszkanek.
Pani Katarzyna od urodzenia mieszka niedaleko bocznicy kolejowej. Ale jak sama mówi, to sąsiedztwo stało się uciążliwe dopiero kilka lat temu.
- U nas jest koszmar każdego wieczoru. Każdego wieczoru dzieci płaczą, jest nerwowo, nie mogą usnąć. Synowi podnosi się poziom cukru we krwi, cukru emocjonalnego nie powinnam zbijać insuliną, więc pozostaje mi patrzeć na jego tragedię i patrzeć, jak się wyciszy - mówi.
- W nocy są takie jakby uderzenia, że bomba spadła. No i z przebudzeniem tak o trzeciej. Chowamy się pod kołdrę - mówi Miłosz, syn pani Katarzyny.
ZOBACZ: Właściciel zmarł. Od dziewięciu lat mieszkanie niszczeje
Pan Dariusz wraz z rodziną mieszka po drugiej stronie bazy przeładunkowej. Jego posesja bezpośrednio graniczy z miejscem, które na co dzień wygląda w ten sposób.
- Jak jest ten przeładunek, to jest męczące, nie da się funkcjonować, jak są te wibracje. One powodują taki niepokój wewnętrzny u człowieka, nie da się z tym żyć normalnie - mówi.
Przed naszą kamerą prezes spółki zadeklarował, że podejmie działania, które polepszą życie mieszkańców. Ograniczone ma zostać pylenie oraz uciążliwy hałas.
- Musimy pozyskać decyzje budowlane, oficjalną zgodę właściciela gruntów. Mam nadzieję, że to są kwestie tygodni i wtedy przystąpimy do wzniesienia ekranów akustycznych. To jest coś, co ja mogę państwu zagwarantować, że się wydarzy - deklaruje.
Mieszkańcy wsi chcą wierzyć, że nie są to puste słowa i życie w Krównikach będzie spokojniejsze. Liczą też na to, że w tej sprawie wreszcie pomogą im urzędnicy.