Sąsiedzi zwęzili im drogę. Karetka nie przejedzie
Sąsiedzi państwa Garcorzów z Chróścic na Opolszczyźnie samowolnie zwęzili drogę dojazdową do posesji małżeństwa. Ustanowiona lata temu przez sąd droga konieczna ma nieco ponad dwa metry szerokości, a powinna mieć cztery. Sprawa trafiła do sądu, a sąsiedzi… zapadli się pod ziemię.
Rozalia i Wiktor Garcorzowie mieszkają w Chróścicach. Małżeństwo przez lata żyło spokojnie. Niestety ostatnie lata były gehenną. Pani Rozalia choruje na serce. Niedawno cudem uniknęła śmierci, bo wezwana na miejsce karetka nie mogła do niej dotrzeć. A wszystko przez zbyt wąską drogę dojazdową.
- Żona dostała zawału, ale pogotowie nie wjechało. Musiała sama iść do drogi głównej – opowiada Wiktor Garcorz.
- Kiedyś wjeżdżały tu duże auta, wjeżdżała śmieciarka, wjeżdżała kanalizacja, by studzienkę wyczyścić. Nie było z tym problemu, a na dziś nie wjeżdża nikt – zauważa pani Mariola, sąsiadka.
ZOBACZ: Burmistrz ma zapewnić transport jej syna do szkoły. Wyrok tylko na papierze
Państwo Garcorzowie mieszkają tu od 1964 roku. Wtedy sąd wyznaczył im drogę dojazdową do posesji. Tzw. drogę konieczną naniesiono również na mapy. Przez 40 lat małżeństwo z niej korzystało. To nie podobało się młodym sąsiadom.
- To zrobiono, żeby nie było żadnych kłótni, żadnych sporów. Wszyscy byli w sądzie, podpisali. Sytuacja zaczęła się zmieniać, jak kupili tę działkę, pierwszą – mówi Rozalia Garcorz.
- Po jakimś czasie paliki były. Zwężali, coraz to mniej i droga robiła się coraz to węższa – dodaje Wiktor Garcorz.
- Dziś na stanowisku wójta brakuje mi narzędzi, możliwości prawnych i nie mam kompetencji do tego, by w jakikolwiek sposób zareagować i móc pomóc rodzinie – przyznaje Katarzyna Gołębiowska-Jarek, wójt gminy Dąbrowa.
Według dokumentów droga powinna mieć szerokość czterech metrów. W rzeczywistości jest o połowę węższa. Utrudniony dojazd ma też pani Mariola. Obie rodziny oskarżają o to najbliższych sąsiadów, braci Ch.
- Kiedyś rano się obudziłam i nie umiałam wyjechać do pracy, bo droga była zagrodzona. Samochód by się nie zmieścił. Sprawa toczy się w sądzie – tłumaczy pani Mariola.
ZOBACZ: Bez dachu nad głową. Mogą stracić dziec
Pani Rozalia i jej mąż skierowali sprawę do sądu. Chcą przywrócenia drogi do pierwotnego stanu. Liczyli, że problem zniknie. A tymczasem zniknęli sąsiedzi. Bracia Ch. od dwóch lat skutecznie unikają sąsiadów i sądu.
Niechętna do pomocy jest też inna sąsiadka. Pani Aleksandra zdaje się nie widzieć problemu.
- Droga wąska, bo tak sobie zbudowali. Ja tam w ogóle nie chodzę, bo to jest z tyłu, za ogrodem. To po co ja mam tam chodzić? Ja mam dostęp do publicznej drogi, więc mi tam… To nie moja sprawa, szczerze mówiąc. Ja tam nie potrzebuję tej drogi wcale - mówi.
- Nie było żadnego problemu z nią. Dopiero teraz, jak zgłosiliśmy to do sądu. Pani Ola tylko tłumaczyła, że chce mieć zapłatę za tę drogę. W dokumentach jest napisane, że droga powinna być bezpłatna, ale oni się nie zgadzają z tym – tłumaczy pani Rozalia.
- Sąd dopuścił dowód biegłego z zakresu geodezji, wytyczył kilka tras. Kilka wariantów. Za pierwszym razem przyjął wariant drugi. Był to zgodny z dotychczasową praktyką przejazdu. Czy takowy będzie w nowym orzeczeniu sądu rejonowego, trudno mi powiedzieć – informuje Tomasz Mikołajczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu.