Nie ma samochodu, nie ma pieniędzy. Auto utknęło w komisie
Mateusz Zagrodnik z Lubania padł ofiarą oszusta, który odjechał jego autem na sprzedaż. Przekonywał, że przelał pieniądze na konto, ale potwierdzenie przelewu okazało się sfałszowane. Auto szybko odnalazło się w komisie. I choć sprawa wydawałaby się prosta, to od dwóch lat tam stoi!
Dwa lata temu pan Mateusz z Lubania postanowił sprzedać swoje auto. Na ogłoszenie odpowiedział Marek M. Mężczyzna pojawił się w domu pana Mateusza i wyraził chęć zakupu pojazdu.
- Zadzwonił pan, że handluje pojazdami. No i miał przyjechać do mnie zobaczyć ten samochód, obejrzeć. Ustaliliśmy cenę na 15 tys. zł. Pan zaproponował przelew, gdzie miałem na początku lekkie wątpliwości. No ale on, że u mnie w domu, mówił, że zrobimy przelew, że wydrukujemy potwierdzenie itd. – opowiada Mateusz Zagrodnik.
ZOBACZ: Zalewa ich posesje – „ulica jak koryto”
Ze względu na fakt, iż do transakcji doszło w piątkowe popołudnie, przelew miał dojść dopiero w poniedziałek. Kupujący podpisał umowę i zabrał samochód. Umówiona kwota nie wpłynęła jednak na konto pana Mateusza ani w poniedziałek, ani we wtorek.
- Miałem takiego znajomego, kierownika banku w Lubaniu. Pokazałem mu to potwierdzenie, mówię jaka sprawa i w ogóle. A on do mnie: zgłoś to na policję, bo to jest oszustwo. Jakoś w listopadzie policja się do mnie zgłosiła, że auto się znalazło – wspomina pan Mateusz.
Niestety okazało się, że odzyskanie pojazdu wcale nie będzie proste, gdyż ma on już nowego właściciela. Od oszustów kupił go właściciel komisu z Głogowa.
- Było coś takiego, że prokuratura ma łapę na samochodzie i że do wyjaśnienia sprawy samochód zostaje u tego pana. Właściciel komisu dostał nakaz, że ma samochód u siebie przechować. Dla sądu i dla prokuratury ten pan też jest poszkodowanym, bo też został wprowadzony w błąd. Dostałem pismo z prokuratury po roku, że tamten pan ma mi zwrócić pojazd. Pojechałem po auto, ale stwierdził, że go nie odda, bo odwołał się od tej decyzji. Tłumaczył, że w ten samochód włożył pieniądze, że on coś tam remontował. Poza tym okazało się wtedy, że samochód jest zarejestrowany na tego pana – mówi pan Mateusz.
- To my poinformowaliśmy policję, że mamy kradziony samochód. Bo mieliśmy klienta na ten samochód, chcieliśmy pokazać historię i on nam się zaświecił na czerwono jako kradziony – słyszymy od właściciela komisu.
ZOBACZ: Oszustka w lombardzie. Wielu poszkodowanych
Przedsiębiorcy udało się zarejestrować auto. Jak to możliwe?
- W 2021 zgłosił się do nas pan, który chciał zarejestrować pojazd. Miał komplet dokumentów do rejestracji. W CEPIK-u ten pojazd był w momencie złożenia wniosku, jako „utracony”. Dlatego właśnie zwróciliśmy się do odpowiednich służb o zweryfikowanie tych danych. To jest procedura, którą zawsze stosujemy w takich sytuacjach. I te służby tę informację nam zweryfikowały i na mocy tych zmian, które zaszły w ewidencji, zarejestrowano pojazd – odpowiada Magdalena Mikołajewska ze Starostwa Powiatowego w Polkowicach.
Rejestracja była możliwa, ponieważ policja zmieniła status pojazdu na „odnaleziony”. Stało się tak, mimo iż wcale nie wrócił on do właściciela. I chociaż od tego czasu minęły już ponad dwa lata, to pan Mateusz wciąż nie może odzyskać swojego auta.
- Byłem w prokuraturze. Stwierdzili, że po złożeniu odwołania przez właściciela komisu, przekazali sprawę do sądu i to sąd zdecyduje co z pojazdem. Pytałem sąd – sąd nie ma takiej sprawy i sąd każe iść do prokuratury. Prokuratura mówi, że przekazała do sądu, a sąd mówi, że nic takiego nie ma. I nikt nic nie wie – zaznacza Mateusz Zagrodnik.
Zapytaliśmy o sprawę prokuraturę:
„Postanowieniem z 24 czerwca 2022 roku Prokurator Prokuratury Rejonowej w Lubaniu zarządził wydanie pojazdu rzecz Mateusza Zagrodnika. Postanowienie to zostało zaskarżone przez osobę, która faktycznie posiadała pojazd. Sąd podzielił argumentację Prokuratury Rejonowej. Rozstrzygnięcie w zakresie zwrotu pojazdu na rzecz Pana Mateusza Zagrodnika jest prawomocne” – poinformował Tomasz Czułowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Jak wynika z naszych ustaleń ani pan Mateusz, ani właściciel komisu nie zostali skutecznie powiadomieni o decyzjach organów ścigania. Nie wiadomo, jak i kiedy skończy się ta sprawa.
- Ja myślałem, że skoro jestem poszkodowany, to będę informowany na bieżąco: co, jak i w ogóle. No i później już byłem w takiej desperacji, że mówię: piszę do Polsatu. Może chociaż jak się nagłośni sprawę, to sąd i prokuratura zaczną działać – podsumowuje pan Mateusz.