Nielegalne taksówki w Warszawie. Kierowcy nie mają skrupułów

Warszawa Zachodnia to od rozpoczęcia wojny w Ukrainie jeden z najczęściej odwiedzanych dworców kolejowych i autobusowych. Od roku działa tu grupa Gruzinów. Udają taksówkarzy, a za przejazdy liczą nawet osiem razy więcej niż licencjonowani kierowcy. O procederze opowiedzieli nam taksówkarze, którzy chcą pozostać anonimowi. Za swój sprzeciw zapłacili groźbami, włamaniami do samochodów, przebijaniem opon.

- Oni się pojawili z dnia na dzień po prostu. I widząc, jaki jest przemiał na Dworcu Zachodnim, ponieważ to jest jeden z nielicznych dworców, skąd możesz dostać się na Ukrainę, to oni tam żerują. Na zasadzie podszywania się pod kierowców znanej aplikacji. Są dokładnie „przeklejeni” tak jak oni. Mają te same koguty, te same samochody, naklejone licencje na magnesy. Mają jednego człowieka, który jest tzw. naganiaczem. Obserwuje, pyta, czy potrzebujesz taksówki i prowadzi cię do konkretnego samochodu – opowiada pan Marek, jeden z taksówkarzy, którzy próbowali walczyć z tym procederem.

Kilka dni obserwowaliśmy grupę kierowców. Korzystają z samochodów oznaczonych jako taksówka. Ale gdy kończą kurs, często zdejmują oznaczenia i zakładają je dopiero, gdy wrócą na dworzec. Wszystko po to, by w razie kontroli policji nie sprawdzano licencji, której zwyczajnie nie mają. Za jednym z kierowców pojechaliśmy na Lotnisko Chopina w Warszawie.

- Przeważnie albo mówią cenę, jaka jest za dany odcinek, albo mają specjalne aplikacje do tego, czyli niby wirtualne taksometry. Możesz wszystko tam ustawić – mówi pan Marek.

Na Lotnisko Chopina nielegalnym kursem jechały dwie osoby. Chwilę po opuszczeniu auta nie były zadowolone z ceny. – Zapłaciliśmy za dużo. 80 złotych – przyznały.

I choć to nadal prawie cztery razy tyle ile powinni zapłacić klienci, to jest to najniższa cena, jaką zaobserwowaliśmy realizując reportaż. Dotyczy zwykle Polaków. Zagraniczni turyści, a zwłaszcza uchodźcy ze Wschodu, w sieci piszą o wiele wyższych stawkach za kurs. Padają kwoty od 120 do nawet 300 złotych za przejazd na lotnisko.

- Jeśli już wsiada do nich klient, włączają tę wirtualną aplikację, która udaje taksometr. Przeważnie jest tak, że jeśli klient nie chce zapłacić, oni zamykają samochód, wzywają kolegów i jest zastraszanie. Płacisz czy nie? Albo „bęcki” – opowiada taksówkarz pan Marek.

ZOBACZ: Księgowa działała z rozmachem. Wielu poszkodowanych, ogromne straty

Grupa z Dworca Zachodniego liczy pięć osób. Trzech mężczyzn to kierowcy. Jeden z nich zbiera od wszystkich pieniądze. Dwóch ostatnich nagabuje klientów i pilnuje zajętych miejsc parkingowych.

Oszuści korzystają z aplikacji, która działa jak wirtualny taksometr. Ustawia się w niej  dowolną taryfę, może to być nawet 100 złotych za kilometr. Podczas jazdy cena zmienia się w zależności od pokonanej trasy. Są to aplikacje darmowe, których polskie prawo nie dopuszcza do użytku przy świadczeniu legalnych usług taksówkarskich.

Wcześniej w miejscach zajmowanych przez Gruzinów pracowali legalni taksówkarze. Czy buntowali się?

- To zadam takie pytanie: czy jeśli miałbyś 70 lat na karku i coraz bliżej do emerytury albo coś w tym stylu i widzisz grupę młodych, dobrze zbudowanych ludzi, to podszedłbyś do nich? Powiedziałbyś, żeby stąd odjechali? Są bardzo dobrze uzbrojeni w pałki, w noże. Czasami mieliśmy groźby bardzo mocne, że nas wywiozą do lasu, podźgają, poćwiartują, wywiozą nas w bagażniku. Wielokrotnie to było, ja cztery razy zmieniałem komplet opon i malowałem samochód. To są zorganizowane grupy przestępcze, trzeba o tym głośno mówić. Ten proceder trwa i ewoluuje.

Dworzec Zachodni to nie jest ich jedyne miejsce. Jest bardzo wiele miejsc – mówi pan Marek.

ZOBACZ: Ich biznes upadł, gdy zabrano część działki. Winią urzędników

Na potrzeby materiału urządziliśmy dwie prowokacje. Jeden z naszych dziennikarzy z Dworca Zachodniego w Warszawie jedzie pod Stadion Narodowy. Drugi na lotnisko Chopina.

- Skąd jesteś?

- Słowacja.

- Ja z Gruzji. Masz gotówkę?  

- Gotówka?

- Tak, gotówka.

- Bez aplikacji, tu aplikacja taksometr.

- Rozumiem.

- Na odloty?

- Tak, tak.

- 110 złotych?

- Tak.

Za 9-kilometrowy kurs na lotnisko Chopina zapłaciliśmy 120 złotych, bo kierowcy nie wydają reszty. Gdybyśmy pojechali taksówką lub przewozem na aplikacje, cena wynosiłaby między 25 a 35 złotych. Trasa do Stadionu Narodowego była niewiele krótsza.

- A pieniądze masz jakie? Złoty, dolary, euro?

- Złoty, mam złotówki.
- Dobra.

- Sto złotych.

- Sto?

- Tak.

ZOBACZ: Zamknął biznes i nie zapłacił niepełnosprawnym. Wyroki nie pomogły

- W chwili obecnej licencje na taksówkę kupuje się jak ziemniaki na bazarze. I stąd mamy całą tę patologię, bo wozić ludzi może już teraz w Polsce każdy – przyznaje pan Adam, drugi z taksówkarzy, którzy próbowali walczyć z procederem.

Według naszych rozmówców dzieje się tak od nowelizacji tzw. ustawy lex uber, mocno oprotestowanej przez taksówkarzy. Od 1 stycznia 2020 roku kierowcy taksówek i przewoźników na aplikacje nie muszą przechodzić egzaminów z topografii i pierwszej pomocy. Ci, którzy przyjechali spoza Unii Europejskiej, nie przedstawiają też zaświadczeń o niekaralności z krajów pochodzenia.

- W tym momencie, żeby zgłosić się jako kierowca, musisz się zgłosić do któregoś z partnerów flotowych. I oni załatwiają za ciebie papiery. Na przykład badania psychotechniczne lub badania lekarskie, oni mają gotowe blankiety. Wystarczy, że wpiszą twoje dane i jesteś już zbadany. On przyjeżdża do Polski i bierze zaświadczenie o niekaralności z polskiego sądownictwa, z polskiego KRS-u. Nie bierze ze swojego. Czyli on przyjeżdżając do Polski, może być gwałcicielem, mordercą, złodziejem, może być kimkolwiek – opowiada pan Adam.

ZOBACZ: Wybudowali dom, ale się nie wprowadzą. Od czterech lat czekają na wodę

W trakcie prowokacji ustaliliśmy, że kierowcy z Gruzji nie są taksówkarzami, nie mają licencji i znacznie zawyżają opłaty. O sprawie powiadomiliśmy stołeczną policję, a funkcjonariusze zdecydowali się skontrolować wskazane przez nas samochody. Z pierwszym kierowcą raz jeszcze pojechaliśmy na lotnisko. Za kurs zażądał 150 zł. Na miejscu czekała na niego policja.

- Z jakiego kraju pan jest?

- Ja? Z Gruzji.

- Dobra… Paszport lub karta pobytu i prawo jazdy.

- Ja dziesięć dni i wracam do Gruzji.

- Moje pytanie brzmi: czy przewiózł pan odpłatnie osobę? Czy człowieka pan przewiózł za pieniądze? Tak czy nie?

- Nie.

- A kto to był?

- Mój brat z Kanady.

- Jak się nazywa?
- Mój brat? Roland.

- Ty nielegalnie jesteś w Polsce, rozumiesz to?

- Bo COVID jest.

- Nie, COVID-u nie ma. Ty nielegalnie przebywasz na terytorium Polski.

Kierowca zarzekał się, że za przejazd nie brał pieniędzy, a nasz dziennikarz jest jego bratem. Ostatecznie okazało się, że nie posiada licencji taksówkarza, choć w bagażniku miał schowane oznaczenia. Strażnicy graniczni ustalili, że w Polsce przebywa nielegalnie.

- Pojazd nie jest oznakowany, pojazd nie jest w ogóle zgłoszony do tego, żeby uzyskać nawet licencję, wypis z licencji. Czyli jest to nielegalny przejazd – potwierdza Andrzej Dzieniszewski z Urzędu m. st. Warszawy, który pomaga policjantom w kontroli.

ZOBACZ: Pani Barbara nie wstaje z łóżka. Straciła zasiłek

Obywatel Gruzji, z którym jechaliśmy, został zatrzymany i grozi mu deportacja. Następnie policjanci przenieśli się na Dworzec Zachodni, gdzie kontrolowali kolejnych kierowców. Jednym z nich był człowiek, z którym parę dni wcześniej jechaliśmy na lotnisko i Stadion Narodowy.

- Po 200-300 złotych nawet biorą. Szarpią tu ludzi z PKP. Za rękę i do siebie. A przecież jeden taki Albańczyk to mi groził nawet, że mnie załatwi, jak mu pasażerkę wyjąłem z samochodu, bo on taksometru, niczego nie miał – mówi na miejscu policjantom taksówkarz z Dworca Zachodniego, który zauważył kontrolę.

- Na razie tylko wiadomo, że pojazd to pełna lewizna. Zobaczymy, co dalej z osobą. Działamy z policją, ze strażą graniczną w ramach właśnie sprawdzenia legalności przewozu osób na terenie Warszawy. Służby sprawdzają, czy mają wszystkie dokumenty. Musi być licencja, taksówka musi być dodatkowo oznakowana, żeby była legalna. To podstawa: baner taxi na dachu, Syrenka na drzwiach, pasy, numery boczne  – opowiada Andrzej Dzieniszewski z Urzędu m. st. Warszawy, który pomaga policjantom w kontroli.

Policjant: Licencję pan pokaże i prawo jazdy. Czego pan szuka?

Gruzin: Licencja jest w telefonie.

- Czyli nie ma pan?

- Na fotografii.

- To musi mieć pan papier fizyczny.

ZOBACZ: Zabójstwo 5-letniego przedszkolaka w Poznaniu. Wstrząsające okoliczności

Przynajmniej dwóch z kontrolowanych kierowców nie miało prawa jazdy, kilku jeździło bez licencji taksówkarza. Nie przedstawił jej też drugi z Gruzinów, który został przesłuchany i odpowie przed Inspekcją Transportu Drogowego. Grozi mu kara do nawet 12 tysięcy złotych. Policja zajmuje się też sprawą oszukiwania klientów przez zawyżanie stawek za przejazd.

- To nie są kierowcy z łapanki. Oni się muszą znać, to jest zorganizowana grupa. Oni wiedzą, jak mają się zachowywać, oni są nauczeni tego. Ktoś im to musiał pokazać. My nie wiemy kto, ale domyślamy się – podsumowuje taksówkarz pan Adam.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX