Spadła na nią piła spalinowa. Winnych brak
Po wyjściu z budynku należącego do urzędu miasta, pani Magdalena została uderzona włączoną piłą spalinową! Łańcuch rozdarł jej głowę, omal nie zabijając. Narzędzie upuścił przycinający drzewa 76-letni pracownik urzędu. Choć teren nie był zabezpieczony, miasto nie poczuwa się do winy.
Pani Magdalena nigdy nie zapomni zdarzenia z 6 lipca bieżącego roku, które rozegrało się w Trzciance w Wielkopolsce. Kobieta wychodząc z budynku należącego do urzędu miasta, została uderzona w głowę piłą spalinową.
- Dostałam w tył głowy na chodniku, zgięłam się wpół. Dotknęłam głowę, patrzę na dłonie, całe są we krwi. W tyle słyszałam pana, że przeklina. Miał piłę na takim dwumetrowym wysięgniku, przycinał gałązki – opowiada Magdalena Zbroszczyk.
- Wyglądała tak, jakby ktoś jej ściął pół głowy, nie wiedziałem, czy to przeżyje. Wyglądało to makabrycznie – wspomina mąż Mariusz Zbroszczyk.
ZOBACZ: Giną starsze, samotne kobiety. Ludzie mówią o seryjnym mordercy
Jak się okazało, drzewa przy chodniku przycinał piłą spalinową 76-letni pracownik urzędu miasta. Mężczyzna nawet nie wezwał pomocy. To pracownicy Centrum Usług Społecznych zawieźli ranną kobietę do szpitala.
- To bardzo źle wyglądało, musieli zrobić prześwietlenie, bo nie wiedzieli, czy nie są uszkodzone nerwy i czaszka. Okazało się, że wszystko jest w porządku – mówi Magdalena Zbroszczyk.
- Lekarz na SOR powiedział mi, że dwa centymetry wyżej i mama by umarła tam na chodniku, pękłaby czaszka, mózg by się wylał. Zaproponowałam mamie, że zgolimy głowę, żeby nie męczyła się, bo mycie było kłopotliwe, rany się sączyły, krew była wszędzie – dodaje córka Karolina Majewska..
ZOBACZ: Wynajmuje mieszkania i je demoluje. Właściciele ostrzegają
Poszkodowana kobieta przez dwa miesiące wracała do zdrowia. Do dziś jest jeszcze pod opieką psychologa. Kolejny szok pani Magdalena przeżyła, gdy przeczytała pismo od ubezpieczyciela urzędu miasta. Odmówiono jej wypłaty odszkodowania, twierdząc, że teren był oznakowany. Co innego ustalili policjanci.
- Prowadzimy postepowanie w sprawie narażenia pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w związku z niewłaściwym zabezpieczeniem miejsca wycinki – informuje Karolina Górzna-Kustra z policji w Czarnkowie.
- Nie było żadnej taśmy, żadnego trójkąta, pan był ubrany w koszulę w kratkę, nie wyglądał nawet jak robotnik, a na chodniku nic nie leżało. Dlaczego miałabym nie przejść? Do dziś, gdy dotykam rany, wciąż mam mokre palce, bo się nie goi. Wycieka ropa, sączy się – mówi Magdalena Zbroszczyk.
Piłę trzymał pracownik urzędu miasta, który pracuje tam od wielu lat.
- Dzieckiem byłam, jak pracował, robił wycinkę drzew. On jest za stary, żeby pracować z tak ciężką piłą – uważa pani Magdalena.
ZOBACZ: Śmierć po porodzie w Kołobrzegu. Relacje innych pacjentek szokują
Władze miasta nie mają sobie nic do zarzucenia. Ich zdaniem wyłączną winę za wypadek ponosi… pani Magdalena. Jedziemy na rozmowę z wiceburmistrzem Trzcianki.
- Nie poczuwamy się do odpowiedzialności, jest nam przykro, że do wypadku doszło, natomiast osoba, która wypadkowi uległa, nie zachowała szczególnej ostrożności podczas prac pielęgnacyjnych – mówi wiceburmistrz Witold Putyrski.
Reporter: Skąd ta pani miała wiedzieć, że są prace prowadzone? Z notatki dzielnicowego, który był na miejscu, jasno wynika, że teren nie był zabezpieczony.
Wiceburmistrz: Zgoda, nie ulega wątpliwości. Z informacji pracownika wynika, że gdyby zachować ostrożność, wypadku można było uniknąć rozglądając się.
Reporter: Gdyby teren był zabezpieczony, do wypadku by nie doszło. Państwa obowiązkiem było zabezpieczyć teren. Dlatego ciężko mówić o braku odpowiedzialności.
Wiceburmistrz: Sprawa nie jest czarna i biała, wyciągamy wnioski z tego.
- Ja jestem sobie winna, że szłam chodnikiem? Człowiek powinien być bezpieczny na ulicy. W tym miejscu, gdzie robił wycinkę, jest 15 kroków do placu zabaw, tam mogło być moje dziecko, czyjeś dziecko – odpowiada Magdalena Zbroszczyk.