Zginął podczas wylewania betonu na budowie. Nie ma winnych

Nie ma winnych wypadku i tragicznej śmierci 26-letniego Adriana Środy. Mężczyzna przyjechał autem z betonem na budowę, a inny pracownik podczas wylewki zahaczył ramieniem pompy o linię średniego napięcia. Pan Adrian nie przeżył rażenia prądem.

Adrian Środa miał 26 lat, z wykształcenia był mechanikiem. Pracował jako kierowca w firmie zajmującej się wylewaniem betonu na budowach. W czerwcu 2020 roku w trakcie wykonywania jednego ze zleceń, doszło do wypadku.

- Dostałem telefon z firmy syna, że został porażony prądem elektrycznym. Pojechaliśmy do firmy, to właściciel mówił do nas, że został porażony, ale gdzie, to dokładnie nie zna adresu. Po paru minutach przyszedł i mówi, że syn nie żyje. Jak żeśmy tam dojechali, to już była policja, pogotowie – opowiada Tomasz Środa, ojciec pana Adriana.

ZOBACZ: Wprowadziła się i nie płaci za najem. Właściciele bezradni

Jak wynika z protokołu powypadkowego, budowa domów szeregowych odbywała się pod linią średniego napięcia. Beton na strop wylewano z samochodu typu gruszka, przy pomocy specjalnej pompy. Operator tak sterował pompą, że dotknął jej fragmentem do linii elektrycznej, a prąd poraził stojącego przy samochodzie pana Adriana. Młody mężczyzna zginął na miejscu.

- Jak zajechaliśmy tam, to nie dopuścili nas do syna. Kuzyn właśnie przyjechał z żoną. To ona powiedziała, że syna zabiera już zakład pogrzebowy. Ja poleciałam, odpięłam worek i zobaczyłam tylko te jego nogi, całe w betonie – wspomina Izabela Środa, matka pana Adriana.

- Do dnia dzisiejszego żadnej odpowiedzialności z żadnej strony, ani z firmy syna, ani z firmy dewelopera nie ma – dodaje Tomasz Środa.

W 2020 roku sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Środzie Wielkopolskiej. Na ławie oskarżonych zasiedli: kierownik budowy i deweloper. Obaj zostali uniewinnieni, ale wyrok zaskarżyła prokuratura. W październiku ubiegłego roku odwołanie trafiło do Sądu Okręgowego w Poznaniu.

- Zdaniem Sądu Okręgowego zebrany materiał dowodowy daje podstawy do ustalenia, że oskarżeni popełnili zarzucane im czyny i w związku z tym zachodzą przesłanki do skazania. Dlatego sąd przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi Rejonowemu, wskazując, że ten winien jeszcze raz dokonać oceny tego materiału – informuje Aleksander Brzozowski z Sądu Okręgowego w Poznaniu.

- Nikt do nas się nie odezwał po wypadku. Jedynie był telefon prawników dewelopera w sprawie ugody. Tu na pewno nie o pieniądze chodzi, bo życia człowieka żadne pieniądze nie wrócą, w szczególności dziecka – mówi Tomasz Środa.

ZOBACZ: Obracał miliardami, nagle zaginął. Tropem „polskiego króla bitcoinów”

Dotarliśmy do świadków zdarzenia, byłych pracowników firmy betoniarskiej i mieszkańców osiedla. Wszyscy zwracają uwagę na chaos na budowie, nieprawidłowe jej zabezpieczenie i brak kontroli kierownika.

- Ja byłem w domu wtedy. Przyjechał pan Marcin, właściciel tego. No i rusztowania z góry były od razu zdejmowane, bo tak to były rusztowania na samym dachu, tam gdzie wylewali. I przez to tam też poszedł prąd. Nie było wszystko według przepisów BHP – mówi jeden z byłych pracowników.

- Budowa w ogóle nie była zabezpieczona. Ani nie było siatki, ani nie było żadnej etykiety, że jest budowa, cokolwiek. Nic nie było – twierdzi świadek zdarzenia.

Deweloper z kolei twierdzi, że już wcześniej starał się o likwidację linii elektrycznej, ale zwlekał jej operator.

- Przesłuchanie tego pompiarza: „W jakiej odległości powinien pan pracować od linii niskiego czy tam średniego napięcia?” „Dziesięć metrów”. „A ile pan miał?” „Dwa metry”. „A dlaczego miał pan dwa?” „Bo zawsze mam dwa i zawsze tak robię. I zawsze jest dobrze”. Oczywiście, ja się czuję po części winny, bo wiadomo jak zawsze jest wypadek to… Można powiedzieć jakbym tam nie budował, to by nie było wypadku. Ale pracownik, który był bezpośrednią przyczyną wypadku, nie siedział nawet na ławie oskarżonych – mówi deweloper.

ZOBACZ: Dramatyczna walka o synka. Lekarze są bezradni

Deweloper i pracodawca pana Adriana mają wzajemnie przerzucać się odpowiedzialnością. Pierwszy mówi o przemęczonych pracownikach betoniarni. Drugi o nieprawidłowościach na terenie budowy. A rodzina wciąż czeka na sprawiedliwość i odszkodowanie za śmierć bliskiej osoby.

- Czuję smutek i żal, że nasze instytucje po prostu nie są w stanie ustalić osoby odpowiedzialnej za śmierć drugiego człowieka – podsumowuje Tomasz Środa, ojciec pana Adriana.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX