Bez zapłaty za wykonane prace. Budowlańcy z Mazowsza ostrzegają
Do naszej redakcji zwróciła się grupa przedsiębiorców budowlanych z Płońska, iż zostali oszukani przez firmę Mirosława K. Mężczyzna miał ich zatrudniać jako podwykonawców w realizowanych przez siebie inwestycjach, a następnie nie płacić za wykonane prace wykończeniowe.
- Znajomy był tam kierownikiem i poszedłem się zapytać o pracę. Powiedział, że potrzebuje do wykończeniówki. Chodziło o remonty kilku oddziałów szpitalnych w Płońsku. Oddział dziecięcy, izbę przyjęć, internę, OIOM. Gładzie, kartongipsy. Wartość to się cały czas zmieniała, bo cały czas dochodziły roboty. Na początku miało być to niby 30 tys. zł, ale cały czas coś dokładał, zmieniały się plany i cały czas zmieniała się ta wartość. W sumie jest mi winien 80 tys. zł – opowiada Piotr Piotrowski.
- Współpraca w sumie się układała dobrze. Faktury były wystawiane. Płatność co 14 dni z małymi opóźnieniami, ale jakoś to szło. Tyle, że została mi ostatnia faktura niewypłacona w kwocie około 35 tys. zł, ale ze względu na to, że to były posadzki, ja dużo większe koszty poniosłam. Razem z VAT około 60 tys zł – mówi Justyna Szczesna.
Jak tłumaczy, to nie koniec zobowiązań Mirosława L.
- Gdy pytałam o pieniądze mówił, że ma opóźnienia w płatnościach ze szpitalem. Później było, że jeżeli pójdziemy na PKP, zrobimy mu tynk, to do środy nam przeleje pieniądze. No i robiliśmy do tej środy, pieniędzy nie było, to mówi – w piątek będą na pewno. Robiliśmy do piątku, nie było pieniędzy. Zrobiliśmy ze 300 metrów tego tynku – dodaje pani Justyna.
ZOBACZ: Szok w Szklarskiej Porębie. Zastrzelono jelenia Bartka
Pokrzywdzeni od prawie dwóch lat bezskutecznie upominają się o swoje pieniądze. Mirosław K. jednak jasno oznajmia, że nie ma zamiaru się z nimi rozliczać ponieważ mimo odbioru technicznego, jego zdaniem praca została wykonana nienależycie.
- Ostatnio się z nim spotkałem, to kazał mi podpisać oświadczenie, że nic już od niego nie chcę i chciał mi dać 20 tys. zł. Odpowiedziałem mu, że tyle to ja mam VAT-u do zapłacenia i nie doszliśmy do porozumienia – mówi Piotr Piotrowski.
Mirosław K. nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Firmę prowadzę 30 lat i zawsze komuś nie pasuje. To nie to, żebym ja nie chciał zapłacić. Żeby przyszedł chociaż s*** się ugadał, to bym machnął ręką. U mnie 30 tys. zł to nie jakieś tam wielkie pieniądze, bo ja robię za kilkanaście milionów rocznie. No ale nie można się poddawać, bo jeszcze taki ch** będzie opinię psuł – tłumaczy.
ZOBACZ: Błąd urzędników. Przystanek zmorą małżeństwa
Pokrzywdzeni to przeważnie bardzo krótko funkcjonujący na rynku przedsiębiorcy, których nie stać na procesowanie się o swoje należności. Dla nich niemożność odzyskania pieniędzy może być równoznaczna z bankructwem.
- Była umowa, był protokół odbioru, była faktura, pieniędzy nie ma. I on powiedział, że nie zapłaci. Była już złożona sprawa do sądu elektronicznego, on się odwołał i sąd elektroniczny to umorzył – opowiada Dariusz Szczesny, jeden z pokrzywdzonych.
- Moja firma działa od stycznia i ja nawet nie zrobiłam pieniędzy na te koszty, które musiałam ponieść przez firmę M… Nie stać mnie na adwokata, tym bardziej, że sprawa w sądach warszawskich trwa dosyć długo – uzupełnia Justyna Szczesna.
- Żeby założyć sprawę do sądu, muszę wpłacić 5 proc. kwoty, którą mi pan Mirosław jest winny. Adwokat też chce 6 tys. zł. Po prostu nie mam pieniędzy. Ja co dopiero otworzyłem świeżo działalność i zaraz taki numer – dodaje Piotr Piotrowski.