600 zł na życie po ciężkim pobiciu. Walczy o powrót do sprawności
47-letni Kamil Kozłowski z Sycowa na Dolnym Śląsku został dotkliwie pobity przez kolegów ze szkoły, gdy miał 12 lat. Cztery miesiące był w śpiączce. Zdarzenie zaważyło na całym jego życiu. Jest niepełnosprawny i do dziś ciężko pracuje z rehabilitantami, by być w miarę samodzielnym. Od sprawcy pobicia dostaje zaledwie 600 zł.
„Jaka czeka nas przyszłość, kiedy mamy nie będzie, kiedy mama ze względu na wiek i zdrowie będzie wymagać pomocy. Jesteśmy sami. Coraz częściej ogarniają nas czarne myśli, załamanie, że w tej bezsilności, jeśli nie znajdzie się czas, wyciągnięta pomocna dłoń, to już koniec” - to fragment listu zrozpaczonego 47-letniego pana Kamila z Sycowa na Dolnym Śląsku. Mężczyzna jest niepełnosprawny i z 80-letnią mamą walczy o przetrwanie.
Wszystko zaczęło się 5 października 1989 roku. Pan Kamil mając zaledwie 12 lat został pobity przez dwóch kolegów ze szkoły.
- Bili mnie, aby zabić. Zrobili to w ramach zemsty, bo rok wcześniej ukradli saszetkę z dokumentami, z pieniędzmi i ja powiedziałem, kto to zrobił – wspomina Kamil Kozłowski.
- Powiedział, kto go pobił i stracił przytomność. Syn był nieprzytomny praktycznie przez cztery miesiące – opowiada Romualda Bieruta-Kozłowska.
ZOBACZ: Oddał klacz do krycia. Skończyło się dramatycznie
Pan Kamil walczył o życie w szpitalu. Miał trepanację czaszki. Niestety, nigdy już nie będzie sprawny. Leczenie trwało wiele lat, do dziś pan Kamil musi być rehabilitowany.
- Był karmiony przez smoczek, źrenice mu się zapadały do środka, później okazało się, że jest inwalidą pierwszej grupy – opowiada Romualda Bieruta-Kozłowska
- Ten dzień zaważył na całym moim życiu. Żeby chodzić o balkoniku, na naukę poświęciłem 3-4 lata pobytu w szpitalu na rehabilitacji – podkreśla pan Kamil.
ZOBACZ: Mają problem z prądem. Narzekają na… sąsiadów
Sąd w wyroku karnym zasądził zadośćuczynienie i comiesięczną rentę wobec starszego z napastników. Jak twierdzi pan Kamil i jego mama, przez lata sprawca pobicia - Mirosław A. uchylał się od płacenia. Musieli walczyć sądownie i poprzez komorników, by uzyskać jakiekolwiek pieniądze.
- Drwił sobie z mojego kalectwa… Kiedy byłem pchany na wózku, Mirosław i Artur zjawiali się, jeździli dookoła wózka i śmiali się, że jeżdżę jak niemowlak – mówi Kamil Kozłowski.
- Mówił, że nie pracował. Ożenił się, żona nie pracowała, on nie pracował, zmieniał miejsca zamieszkania. Przekazem przysyłał do komornika np. 50 złotych – dodaje Romualda Bieruta-Kozłowska.
Dopiero po 22 latach od pobicia pan Kamil z mamą podpisali pierwszą ugodę, w której Mirosław A. zobowiązał się płacić. Cztery lata temu podpisali kolejną i niestety zgodzili się na 600 złotych.
- Sprawca nie wyrażał chęci płacenia więcej. Jedynie podtrzymywał, że może zapłacić te 600 złotych miesięcznie, żeby mieć spokój – mówi pan Kamil.
- To na opłatę, na leki nie wystarczy, a gdzie wózki, rower trójkołowy, buty ortopedyczne, leczenie, sanatoria – pyta pani Romualda.
ZOBACZ: Pluskwy w szkole z internatem? Młodzież rzuca oskarżenia
Mirosław A. nie chciał się odnieść do sprawy. Pan Kamil obecnie przebywa nieodpłatnie w mieszkaniu treningowym w Koninie. Tam pod opieką asystenta uczy się i przystosowuje do w miarę samodzielnego życia. Jednak po powrocie do domu będzie potrzebował wsparcia finansowego na dalsze leczenie, rehabilitację i opiekunkę.
- Od ponad 10 lat tworzymy takie miejsce, gdzie osoby niepełnosprawne mogą uczyć się maksymalnej samodzielności, do danego stanu zdrowia i stanu sprawności, żeby w swoim życiu, kiedy wrócą, w swoim domu mogli jak najwięcej rzeczy zrobić sami, ale przede wszystkim, żeby byli niezależni – tłumaczy prezes Zuzanna Janaszek-Maciaszek z Fundacji im. Doktora Piotra Janaszka PODAJ DALEJ.