Emeryt obwiniany za pożar w mieszkaniu. Musiał czymś grzać
Emeryt z Łodzi stracił w pożarze mieszkanie komunalne. Lokal zupełnie nie nadaje się do użytku i wymaga bardzo kosztownego remontu. Administracja obarcza go winą za pożar. Ogień powstał, gdy mężczyzna używał piecyka elektrycznego. Było to jedyne źródło ciepła w mieszkaniu, bo pieca węglowego używać mu zakazano.
Pan Andrzej z Łodzi ma 69 lat i jest emerytem. Od prawie czterech miesięcy musi mieszkać u córki, bo mieszkanie, w którym żył, zostało spalone.
- Stało się, poszło zwarcie w kontakcie i powstał pożar. Mówią, że to jest z mojej winy i będę musiał pokryć koszty remontu tego mieszkania – mówi pan Andrzej.
- Nie widzieliśmy innego rozwiązania, jak przygarnąć tatę. To najbliższa rodzina. Radzimy sobie, ale martwimy się o jego zdrowie psychiczne, jest bardzo załamany. Tutaj mamy 66 metrów, teraz jest nas sześcioro – przyznaje Sylwia Ignaczak, córka pana Andrzeja.
ZOBACZ: Oddał klacz do krycia. Skończyło się dramatycznie
Pożar w starym, komunalnym mieszkaniu wybuchł w listopadzie ubiegłego roku. Powodem był grzejnik olejowy, którym emeryt ogrzewał mieszkanie. Piec na węgiel został wyłączony z użytku przez administrację, więc to właśnie grzejnik był jedynym źródłem ciepła w mieszkaniu.
- Grzejnik, który stał między moim a taty pokojem, olejak, był podłączony do przedłużacza i przedłużacz był podpięty do kontaktu w ścianie. Tam było zwarcie i największe zaprószenie ognia – tłumaczy Robert Bednarczyk, syn pana Andrzeja.
- Córka zadzwoniła: „tato, przyjdź na rosół” i wyszedłem, posiedziałem może godzinę, a jak już doszedłem do domu, to było pełno straży. Zostawiłem na pół gwizdka włączony ten olejak, bo to było jedyne źródło ogrzewania. Wyłączyli nam piec w 2020 roku. Kominiarz dał ekspertyzę, że jeżeli będę palił i kogokolwiek zaczadzę, to poniosę odpowiedzialność – wspomina pan Andrzej.
- Wydaje mi się, że lokal, za który jest płacony czynsz, powinien jakieś normy spełniać, żeby można było w nim bezpiecznie mieszkać. Zostawili ich zupełnie bez ogrzewania – dodaje Sylwia Ignaczak, córka pana Andrzeja.
ZOBACZ: Mają problem z prądem. Narzekają na… sąsiadów
Pan Andrzej płacił 900 zł czynszu za mieszkanie, które mógł jedynie ogrzewać elektrycznie. Dziś lokal nie nadaje się do zamieszkania. Pieniądze z ubezpieczenia nie wystarczą nawet na mały remont.
- Popadłem trochę w chorobę, nowotwór prostaty, jestem po operacji, usunięte to wszystko, no ale jakoś tam życie toczy się dalej. Mieszkanie było ubezpieczone, ale dostałem ze 20 tysięcy zł, na remont nie wystarczy – tłumaczy pan Andrzej.
Pan Andrzej choruje na nowotwór. Liczy na pomoc miasta, bo chciałby podzielić się kosztami remontu.
- Możemy się dogadać… Jeżeli administracja nic nie dorzuci, tylko winę zwala na mnie, to ja nie wiem, jak to będzie – podsumowuje.